Podobne
- Strona startowa
- Cervantes Saavedra de Miguel Niezwykłe przygody Don Kichota z la Manchy
- Cervantes Saavedra de Miguel Niezwyke przygody Don Kichota z la Manchy
- Louis Gallet Kapitan czart przygody Cyrana de Bergerac
- Pyle Howard Wesole przygody Robin Hooda (SC
- Assollant Alfred Niezwykłe choć prawdziwe przygody kapitan
- Sławomir Nowakowski Uroda i zdrowie
- Swiadkowie Bozego Milosierdzia
- Hobb Robin Misja blazna
- MARKETING W INTERNECIE
- Sienkiewicz Henryk Pan Wolodyjowski 9789185805396
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- starereklamy.pev.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Plomba obecnegoPinnera jest w tym samym zębie i od razu uderzyła mnie swoją identycznością.Gdy porów-nałem głos oraz figurę obydwu braci i odrzuciłem to, co łatwo można zmienić za pomocąbrzytwy i farby, nie wątpiłem już dłużej, że obydwaj Pinnerowie to jedna i ta sama osoba.Rzecz prosta, bracia mogliby być bardzo podobni, trudno jednak przypuścić, by mieli za-plombowany ten sam ząb, w tym samym miejscu.Pinner wkrótce mnie pożegnał i wróciłemod niego jak zaczadzony.Przede wszystkim zlałem głowę zimną wodą i tak orzezwiony po-cząłem rozmyślać nad swym losem.Po co mnie wysłał z Londynu do Birmingham? Po cosam tu przybył przede mną? Po co pisał list sam do siebie? Było to wszystko dla mnie zbytzagadkowe, nie mogłem się z tym uporać i postanowiłem udać się do pana, panie Holmes.179 Jak ci się to podoba, Watsonie? zapytał Holmes, gdy Pickroft skończył swe opowiada-nie. Co? Niezle by było, gdybyśmy zobaczyli pana Pinnera w jego tymczasowym biurzeTowarzystwa Sródziemno Francusko Harwardzkiego? Ale jak to urządzić? zapytałem. O, to nic trudnego rzekł Pickroft. Powiem mu, że panowie jesteście mymi przyja-ciółmi i że poszukujecie zajęcia; nie będzie w tym nic dziwnego, że przyprowadzam panówdo niego, jako do dyrektora towarzystwa. Wybornie! rzekł Holmes. Z przyjemnością popatrzę na tego pana i postaram się roz-wiązać tajemnicę.Ciekawa rzecz, które z pańskich zalet wydały mu się ważne lub też.Zamilkł i począł wyglądać przez okno.Do końca drogi nie mogliśmy wydobyć z niego anisłowa.O siódmej wieczorem wszyscy trzej szliśmy Corporation Street wprost do biura Pinnera. Nie ma się co spieszyć rzekł Pickroft dopiero siódma za parę minut, on zaś przycho-dzi regularnie o siódmej; do tej pory biuro jest zupełnie puste. No, nie wiadomo, czy tak jest zawsze zauważył Holmes. A co! nie mówiłem? zawołał Pickroft. Oto idzie przed nami.Proszę!Pokazał nam jegomościa niskiego wzrostu, jasnego blondyna, przyzwoicie odzianego, któ-ry szedł po drugiej stronie ulicy.Widzieliśmy, jak zbliżył się do sprzedawcy gazet, spieszniekupił gazetę wieczorną i, złożywszy ją, zniknął w bramie domu. Już wszedł zawołał Pickroft. Teraz już na pewno jest w biurze.Chodzmy, pragnął-bym jak najprędzej dowiedzieć się prawdy.Poszliśmy za nim na piąte piętro i zatrzymaliśmy się przy uchylonych drzwiach, do któ-rych Pickroft zastukał. Proszę , rozległ się głos i oto znalezliśmy się w pustym pokoju,opisanym nam przez Pickrofta.Przy stole siedział mężczyzna, którego widzieliśmy na ulicy, iczytał gazetę; gdy podniósł głowę i spojrzał na nas, odniosłem wrażenie, że człowiek ten jestśmiertelnie przerażony.Na czoło wystąpiły mu wielkie krople potu, policzki były białe jakkreda, oczy błyszczały jak w gorączce.Spojrzał na Pickrofta, jakby go nie poznawał; tenzdumieniem na twarzy zaświadczał, że nigdy jeszcze w tym stanie nie widział swegozwierzchnika. Pan jest chory, panie Pinner? zapytał go. Tak jest, słabo mi trochę odrzekł Pinner, starając się zapanować nad sobą. Kim są cipanowie, których pan przyprowadził ze sobą? Jeden z nich to pan Harren z Bermonthey, drugi pan Price z Birmingham rzekł Pic-kroft, nie zmieszany. Są to moi przyjaciele, chwilowo bez zajęcia; mają nadzieję, że możepan ich zatrudni.180 Być może! rzeki już razniej Pinner, zmuszając się do uśmiechu. Bez wątpienia znaj-dziemy coś dla panów.Jakie są pańskie kwalifikacje, panie Harren? Jestem buchalterem odrzekł Holmes. Naturalnie, że coś znajdziemy.A pańskie, panie Price? Byłem urzędnikiem w biurze odrzekłem. Bardzo możliwe, że przyjmę panów do siebie.Dam panom znać, jak tylko sprawy ure-gulują się nieco.A teraz, proszę panów, zostawcie mnie w spokoju! Na Boga, zaklinam pa-nów! Słowa te wyrwały mu się jakby niechcący z gardła.Ja i Holmes spojrzeliśmy na siebie,Pickroft zbliżył się do stołu. Pan zapomniał widocznie, panie Pinner, że kazał mi pan przyjść o tej porze. Ależ nie! Skądże znowu! Pamiętam dobrze rzekł spokojniej. Proszę, niech panchwilkę zaczeka.Pańscy przyjaciele, jeżeli pragną, mogą także tu zaczekać.Za trzy minutysłużę panom.Wstał, ukłonił nam się grzecznie i zniknął w drzwiach, prowadzących do sąsiedniego po-koju. Co teraz? zapytał Holmes szeptem. Jeszcze, co nie daj Boże, czmychnie nam. Co to, to nie! rzekł Pickroft. Dlaczego pan tak sądzi? Te drzwi prowadzą do bocznego pokoju. Nie ma tam wyjścia? Nie. Tamten pokój jest umeblowany? Do wczorajszego dnia był pusty. Cóż więc on w nim robi? Nie mogę zrozumieć.Jeżeli doznał ktoś kiedykolwiek uczuciaprzerażenia, to z całą pewnością on, Pinner.Czego się tak przeraził? Wziął nas za agentów policyjnych zrobiłem przypuszczenie. Tak, na pewno! potwierdził Pickroft.Holmes pokręcił głową. Nie! On był już przed tym blady, zanim weszliśmy do pokoju rzekł. Bardzo być mo-że, że to.Słowa te zostały przerwane przez łoskot, dobiegający z sąsiedniego pokoju. Co to, on do własnych drzwi puka? zawołał Pickroft.Znów rozległo się stuknięcie, raz i drugi.Patrzyliśmy zdziwieni w stronę drzwi.Spojrzawszy na Holmesa, spostrzegłem, że twarz jego nagle pobladła i aż chwycił za stół,żeby nie upaść.Jednocześnie z tajemniczego pokoju rozległ się jakiś dziki, schrypnięty głos icoś runęło na ziemię.Holmes jednym skokiem był już u drzwi i pchnął je.Były od wewnątrz181zamknięte.Za jego przykładem obaj naparliśmy na nie całym ciężarem.Jeden zawór ustąpił,potem drugi, wreszcie drzwi otworzyły się z trzaskiem.Wpadliśmy do pokoju.Był pusty.Tak zdawało nam się tylko na pierwszy rzut oka.W kącie, naprzeciwko, były jeszcze dru-gie drzwi.Holmes pchnął je do środka.Surdut i kamizelka leżały na ziemi, a na haku, zadrzwiami, na własnych szelkach wisiał główny dyrektor Towarzystwa Zródziemno Francu-sko Harwardzkiego.Kolana miał podgięte, głowa zwisała, a obcasy butów dotykały drzwi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]