Podobne
- Strona startowa
- Cervantes Saavedra de Miguel Niezwykłe przygody Don Kichota z la Manchy
- Cervantes Saavedra de Miguel Niezwyke przygody Don Kichota z la Manchy
- Pyle Howard Wesole przygody Robin Hooda (SC
- Nienacki Zbigniew Pierwsza przygoda Pana Samochod
- V Klaudiusz
- Walerian Lukasinski Pamietnik
- Mendoza Eduardo Rok Potopu (SCAN dal 790)
- Terry Pratchett 02 Blask Fant
- Sejda Kazimierz CK Dezerterzy
- McCammon Robert R Godzina wilka
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- mrowkodzik.xlx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W tej chwili kilka kul świsnęło mu koło uszu. To czart prawdziwy! mruknął Ben Joel, wściekły z gniewu, widząc, że żaden ze strza-łów nie dosięgną! Cyrana.I dobywszy rapiera, natarł raz jeszcze na poetę.Cyrano, broniąc się tylu naraz przeciwni-kom, nie był w stanie przewidzieć wszystkich ciosów.Szpada Cygana przeszyła mu praweramię. Dostał! wrzasnął triumfująco uradowany zbój. Druga ręka cała! odparł drwiąco poeta.Z błyskawiczną szybkością przerzucił szpadę z prawej ręki do lewej, smagnął nią Cyganaprzez twarz, a drugim sztychem przebił mu pierś na wylot.Zbój wyciągnął ręce i padł, jak gromem rażony. Zabity, dowódca zabity! odezwał się głos w tłumie. Zmykaj, kto w Boga wierzy!Widząc uciekających w popłochu zbójów, Roland wystąpił naprzód, trzymając w każdejręce pistolet, i mierzył do Cyrana.Dwa wystrzały huknęły w jednym prawie czasie.Sawiniusz, w przekonaniu, że to wystrzelił któryś z uciekających, popędził za nimi zeszpadą w ręce aż do mostu Nesle.Ale łotry zmykali, jakby im kto skrzydła przyprawił.Po chwili Cyrano ujrzał się sam jeden na placu. Drapnęli rzekł pogardliwie. Musiano im nędznie zapłacić.Wrócił na dawne miejsce i gwizdnął na konia, który przywykły do tego wezwania, pod-niósł łeb i zarżał. Gotów ujść! szepnął do siebie Roland, ukryty o kilka kroków zaledwie od poety.Ten ostatni, nie mając już z kim walczyć, zajął się tamowaniem krwi, która płynęła obficiez rany, stopniowo go osłabiając.Roland śledził jego poruszenia, przemyśliwając w ostatniej jeszcze chwili, czym pokonaćprzeciwnika.Hrabia nie wziął ze sobą szpady licząc, że nie będzie potrzebna.Pistolety jego były nie na-bite.Był bezbronny, w chwili gdy mu najmocniejszym być wypadało.Podczas gdy Cyrano zajęty był owiązywaniem chustką krwawiącej rany, hrabia obszedłostrożnie dokoła miejsce, na którym stał poeta i ukrył się za sztucznym szańcem gruzów leżą-cych nad rzeką.Tam błysnęła mu w głowie myśl nagła.Pochwycił ciężki kamień broń bez wątpienia niedogodną i niewystarczającą, ale jedyną,jaka mu pozostała i z większym jeszcze natężeniem jął śledzić przeciwnika.194Mógł mu przyjść z pomocą przypadek, mogła nastręczyć się niespodzianie sposobnośćugodzenia Cyrana z ukrycia Roland liczył na to i czekał.Gdy Sawiniusz uczuł się nieco pokrzepionym, zbliżył się do konia, aby go dosiąść i udaćsię w dalszą drogę.Końce upuszczonych w czasie walki cugli leżały na ziemi.Cyrano schylił się, aby je podnieść i rozplatać.Z tej chwili skorzystał Roland.Jednym skokiem znalazł się przy nim z podniesionym kamieniem i z całej siły ugodził gonim w głowę.Poeta, otrzymawszy straszny cios z tyłu, wydał głuchy jęk i runął bezwładnie na bruk. Trup, trup! szepnął z szatańską uciechą hrabia.Rzucił się na ciało Cyrana, któregogłowa leżała w kałuży krwi, i jął szukać drżącą gorączkowo ręką.Na piersiach poety, pod kaftanem, znalazł od razu, co mu było potrzebne: księgę Ben Jo-ela, testament hrabiego de Lembrat i własne zeznanie spisane poprzedniego wieczora, to zna-czy wszystkie dowody, których istnienia tak okropnie się lękał.Zabrawszy je, podzwignął naramiona bezwładne ciało, zaciągnął aż na brzeg Sekwany i rzucił w rzekę.Potem, jak zwykłyopryszek, uciekł pędem na ulicę Zwiętego Pawła, przyciskając do piersi skarb za cenę zbrodninabyty.Na miejscu walki pozostał tylko trup Ben Joela oraz jednego ze zbójów.Koń Cyrana, przerażony ostatnim jękiem swego pana, pogalopował jak szalony w kierun-ku zajazdu.Tymczasem wzeszło słońce.Straż miejska przybyła na miejsce walki od strony NowegoMostu.Zjawiło się tam niebawem i kilku wczesnych przechodniów, którzy zatrzymali się,oglądając ciekawie zabitych.Prawie w tejże chwili przez bramę Nesle przechodzili Castillan i Marota.Tancerka, uwie-szona u ramienia młodzieńca, mówiła mu coś przyciszonym głosem, z uśmiechem na ustach,z pełnymi czułości oczyma.Zbliżyli się w ten sposób do grupy utworzonej z pachołków i gapiów.Castillan rozpoznał od razu łotrowskie oblicze Ben Joela. Co tu zaszło? spytał. Nie wiadomo.Leżą dwa trupy i tyle.Podczas gdy straż unosiła ciała zabitych, Castillan jął rozpatrywać miejsce walki. Ben Joel zabity! rzekł do Maroty. Coś się tu święci nadzwyczajnego.Patrz, widaćdokoła ślady licznych stóp, jakby przeszła tędy cała gromada ludzi.Mój mistrz miał wyjść zdomu dziś rano.Czy tylko jemu nie przytrafiło się jakie nieszczęście? Wróćmy do zajazdu.Kończył właśnie te słowa, gdy nadbiegł zdyszany Gonin, mówiąc z przerażeniem: Panie Castillanie, zajrzałem przed chwilą do stajni, którą zostawiłem otworem, i spo-strzegłem w niej konia pana de Bergerac, pokrytego pianą i krwią.Powrócił on najwidoczniejsam, gdyż dobijałem się do mieszkania pańskiego mistrza i nikt nic nie odpowiedział. A! wykrzyknął z największą boleścią młodzieniec pan de Cyrano zabity!XLVPodczas gdy Castillan, Marota i właściciel zajazdu czynili najrozmaitsze domysły na temattego, co się mogło stać z Sawiniuszem i gdzie szukać należy przynajmniej jego trupa, hrabiaRoland, zupełnie w pałacu swym bezpieczny, nasycał się owocami swej zbrodni, nie do-świadczając najmniejszych nawet wyrzutów sumienia.195Odczytał on dwukrotnie, raz po raz, spowiedz swego ojca i przekonał się, że była ona wistocie tak straszna i tak dla niego fatalna, jak mówił Cyrano.Następnie cisnął do komina wszystkie grozne dlań papiery, podpalił je i nie odszedł wcze-śniej, aż przekonał się, że ogień strawił wszystko do szczętu. Teraz wyrzekł z uczuciem wielkiej ulgi niczego już obawiać się nie potrzebuję.Niktjuż nie przyjdzie wydzierać mi majątku; nikt nie sięgnie po rękę Gilberty.W kilka godzin pózniej Roland de Lembrat wchodził do pałacu Faventines tak spokojny,jakby nic zgoła nie zaszło minionej nocy. Dobrze pan spałeś? spytał go margrabia. Wybornie. Rozmowa z Cyranem zakończyła się w sposób pomyślny dla ciebie? Jak najpomyślniejszy. Obawiałem się jakichś niepotrzebnych nieporozumień.Nasz przyjaciel Sawiniusz byłwczoraj jakiś dziwny. To nic.Porozumieliśmy się w kilku słowach.Cyranowi zdawało się, że znalazł w Peri-gord, gdzie bawił przed kilkoma dniami, kilka dowodów mających jakoby osłabiać winę jegoprotegowanego; jedna chwila wystarczyła mi, aby go przekonać, że się najzupełniej myli. Czy nas dziś odwiedzi? Nie wiem. Będziesz pan się z nim widział? Prawdopodobnie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]