Podobne
- Strona startowa
- Hearne Kevin Kroniki Żelaznego Druida Tom 6 Kronika Wykrakanej mierci
- KS. DR PROF. MICHAŁ SOPOĆKO MIŁOSIERDZIE BOGA W DZIEŁACH JEGO TOM IV
- Moorcock Michael Zeglarz Morz Przeznaczenia Sagi o Elryku Tom III
- Moorcock Michael Zwiastun Bur Sagi o Elryku Tom VIII (SCAN da
- Moorcock Michael Kronika Czarnego Miecza Sagi o Elryku Tom VII
- Moorcock Michael Sniace miasto Sagi o Elryku Tom IV
- Lackey Mercedes Lot Strzaly (SCAN dal 1116)
- Cien wolnosci Dav
- Praktyczny komentarz do Nowego (3)
- Terry Pratchett 11 Kosiarz
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- thelemisticum.opx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Obręcze czasu nie mają tu nic do rzeczy - klarowałem sobie.Ajednak wzdrygnąłem się z obawą, gdy Olwena wiodła mnie obok szałasów, w którychobozowała cała armia.Początkowo myślałem, iż ludzie ci pewnie śpią, był bowiemśrodek nocy, lecz im bliżej jeziora, tym większy tłum mężów i niewiast wyrajał się zszałasów, gapiąc się na nas.Dziwni to byli ludzie.Niektórzy śmieli się, nie wiedziećczemu, inni bełkotali bez sensu, niektórzy podrygiwali.Widziałem wola u szyi, pusteoczodoły, kołtuny na głowie, powykręcane członki.- Co to za nieszczęśnicy? - spytałem Olweny.- To armia obłąkanych, panie - rzekła.Splunąłem w kierunku jeziora, by odpędzić zły urok.Nie byli to sami szaleńcyczy kaleki, albowiem widziało się pośród nich wojowników, a kilku miało tarczeobleczone ludzką skórą i poczernione ludzką posoką; był to oręż należący niegdyś odDiwrnachowych Tarczowników Krwawych* [*W poprzednich dwóch częściachcyklu, w Zimowym monarsze i Nieprzyjacielu Boga, wojowników tych nazywano Krwawymi Tarczami.].Inni nosili herb Powys - orla - a jeden mógł nawet pochlubić się lisemSylurii, znakiem, który nie pojawił się w żadnej bitwie od czasów Gundleusa.Ciludzie, jak i armia Mordreda, to były wyrzutki Brytanii; pobici, bezrolni, nie mającynic do stracenia i wszystko do wygrania.Nad kotliną unosił się smród odchodów.Przypomniała mi się Wyspa Umarłych, miejsce, gdzie Dumnonia wysyłała swoichstraszliwych szaleńców, miejsce, do którego niegdyś udałem się na ratunek Nimue.Ciludzie mieli to samo dzikie spojrzenie i stwarzali to samo niepokojące wrażenie, iż wkażdej chwili mogą rzucić się na człeka i rozerwać na strzępy bez żadnego powodu.- Jak ich karmicie? - spytałem.- %7łołnierze troszczą się o jadło - wyjaśniła Olwena.- Prawdziwi żołnierze.Często jemy baraninę.Lubię baraninę.No i jesteśmy, panie.Koniec podróży! - I ztym radosnym stwierdzeniem puściła moją dłoń i pobiegła tanecznym krokiem.Doszliśmy do końca jeziora i miałem przed sobą kępę wielkich drzew rosnących podosłoną skalnego urwiska.Płonęło tam kilkanaście ognisk, a pnie drzew tworzyły dwie linie, przez cocała kępa miała układ rozległego dworu.W głębi stały dwa szare wyniosłe kamienie,niczym ogromne głazy stawiane na sztorc przez dawnych ludzi, chociaż w tymwypadku nie zgadłbym, czy mam przed sobą coś wiekowego czy młodego.Między kamieniami, na potężnym drewnianym krześle, z czarną laską Merlinaw dłoni siedziała Nimue.Olwena pobiegła i rzuciła się jej do stóp.Objęła ją za nogi,złożyła głowę na podołku siedzącej.- Przyprowadziłam go, pani! - oznajmiła.- Czy pokładał się z tobą? - spytała Nimue, mówiąc do Olweny, leczprzeszywając wzrokiem mnie.Sterczące ku górze głazy były zwieńczone czaszkami;każdą z nich pokrywała gęsta skorupa zastygłego wosku.- A zachęcałaś go? - Oko Nimue nadal było utkwione we mnie.- Tak, pani.- Czy obnażałaś się przed nim?- Przez cały dzień, pani.- Grzeczna dzieweczka - powiedziała Nimue i pogładziła Olwenę po głowie.Niemal wyobraziłem sobie, jak mruczy z rozkoszy, leżąc zadowolona u stóp Nimue.Ta wpatrywała się we mnie nieruchomo, a ja odpowiadałem jej spojrzeniem,przechadzając się między wysokimi drzewami, oświetlonymi ogniskami.Nimue wyglądała tak samo jak wtedy, kiedy zabrałem ją z Wyspy Umarłych.Wyglądała, jakby się nie myła, nie czesała i nie dbała o siebie od lat.Pustegooczodołu nie osłaniała przepaska, nie nosiła złotego oka; zaciętą zniszczoną twarzprzecinała pomarszczona blizna.Brud wżarł się głęboko w skórę, zatłuszczonezmierzwione włosy opadały do pasa.Te włosy były niegdyś czarne, lecz terazcałkowicie pobielały, wszystkie z wyjątkiem jednego pasma.Biała szata była brudna,lecz Nimue nosiła na niej opończę, o wiele na nią za dużą.Nagle zdałem sobiesprawę, że to musi być Opończa z Padarnu, jeden ze Skarbów Brytanii, podczas gdypierścień na lewej ręce był wyraznie Pierścieniem z Elund.Paznokcie miała długie, ate niewiele zębów, które jej zostały - czarne.Wyglądała niezwykle staro, lecz byćmoże to brud podkreślał ponure zmarszczki oblicza.Nikt nigdy nie nazwałby jejpiękną, lecz to oblicze ożywiała inteligencja, zwracająca uwagę.Teraz Nimue budziławstręt, a niegdyś żywa twarz była zgorzkniała, chociaż uśmiechnęła się do mnielekko, gdy uniosła lewą rękę.Ukazała się blizna, taka sama, jaką miałem na lewicy.W odpowiedzi podniosłem tę rękę, na co Nimue pokiwała głową z satysfakcją.- Przybyłeś, Derflu.- A miałem wybór? - spytałem z goryczą, po czym wskazałem swoją bliznę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]