Podobne
- Strona startowa
- Farmer Philip Jose wiat Rzeki 04 Czarodziejski labirynt
- Pullman Philip Mroczne materi Zorza polnocna (Zloty Kompas)
- Pullman Philip Mroczne materie 01 Złoty kompas
- Pullman Philip Mroczne materi Zloty kompas
- Farmer Philip Jose Ciala wiele cial
- Pullman Philip Mroczne materie 3 Bursztynowa luneta
- Farmer Philip Jose Przebudzenie kamiennego boga (S
- Philip G. Zimbardo, John Boyd Paradoks czasu (2)
- Gregory Philippa Klątwa Tudorów
- Kress Nancy Zebracy na koniach
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- mieszaniec.xlx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Parsons zatrzymał się i zdumiony odczytał swoje nazwisko.To Stenog próbował coś mu przekazać.Gdy tak stał i patrzył w dół, mężczyźni nagle, jak gdyby za pomocą wcześniej przygotowanej metody, błyskawicznie dokończyli napis.PARSONS - ONE WIEDZIAŁY - WIEDZĄ.Ostrzegli go.Czyli tym razem podróż nie okazała się jednak całkowitym fiaskiem.Mimo wszystko nie mógł wrócić.Odwrócił się i pomknął przez otwartą przestrzeń w kierunku lasku.Kiedy tylko mnie zobaczą, zabiją, pomyślał, albo.serce mu zamarło.Przecież nie będą musieli.Wystarczy, że wrócą do przyszłości beze mnie, zostawiając mnie tutaj.Mógłby się wtedy przedostać do statku Stenoga, ale to by oznaczało, że znalazłby się z powrotem w rękach rządu.Na pewno wysłano by go do kolonii karnej, a tego wolałby uniknąć.Czy to miało być lepsze od pozostania tutaj, nawet w charakterze człowieka wyrzuconego poza nawias czasu? Tu przynajmniej byłby wolny.Mógłby znaleźć w okolicy jakiś indiański szczep i przetrwać z nim do momentu, aż z Europy przypłynie jakiś okręt, na pokładzie którego spróbowałby wrócić.Zaczął wysilać mózg, próbując sobie przypomnieć, kiedy miał miejsce następny kontakt między tym regionem świata, Nową Anglią, a Starym Światem.Chyba około 1595.Kapitan nazwiskiem Cermeno rozbił.to znaczy, rozbije dopiero swój okręt przy wejściu do Estero.Za szesnaście lat.Szesnaście lat oczekiwać tutaj, żywiąc się mięczakamii leśną zwierzyną, siedząc w kucki przy ognisku, kuląc się w namiocie zrobionym ze skór, wygrzebując z ziemi jadalne korzenie.To była ta najwspanialsza kultura, którą chciał ocalić Corith.Żeby przetrwała zamiast elżbietańskiej Anglii.Lepiej już wrócić do Stenoga, pomyślał.Znów pobiegł w kierunku urwiska.Nagle na ścieżce przed sobą dostrzegł jakąś postać.Przez moment myślał z przerażeniem, że to Corith.Potężne ramiona, groźne, surowe rysy twarzy, ostry orli nos.To był Helmar.Syn Coritha.Parsons zatrzymał się.Pojawiły się Loris i Jepthe.Z wyrazu ich twarzy wyczytał, że Stenog go nie okłamał.- Był w drodze na dół, do tamtych - zwrócił się Helmar do Loris.- Zdradziłeś nas - zarzuciła Loris Parsonsowi.- To nieprawda - odpowiedział.Ale wiedział, że nie potrafi im tego wytłumaczyć.- Kiedy przyszedł ci do głowy ten pomysł? - zapytała gorzko Loris.- W Kwaterze? Wykorzystałeś nas, byśmy cię tu przenieśli, bo zamierzałeś to zrobić? A może zdecydowałeś się dopiero, kiedy go zobaczyłeś?- Nigdy o tym nie pomyślałem - usiłował ją przekonać Parsons.- Zagrodziłeś mu drogę - ciągnęła Loris, jakby nie usłyszała.- Najpierw zszedłeś do Drake'a i naradziliście się.Widzieliśmy was.A potem wdrapałeś się na urwisko, zatrzymałeś Coritha i zabiłeś go.Teraz na pewno schodziłeś z powrotem do Drake'a, żeby z nim wrócić.Ostrzegł cię, że zostałeś zdemaskowany.Jego ludzie napisali ci to na piasku, wiec wiedziałeś, że nie możesz do nas wrócić.Parsons nie odpowiadał.Patrzył na nich w milczeniu.Celując ze swojej broni w Parsonsa, Helmar zarządził:- Wracamy do statku.- Po co? - zdziwił się Parsons.Dlaczego nie zabiją go tu, na miejscu?- To Nixina podjęła taką decyzję - odpowiedziała Loris.- Dlaczego?- Uważa, że nie zrobiłeś tego umyślnie - wyjaśniła zduszonym głosem Loris.- Twierdzi, że.- urwała, po czym ciągnęła dalej: - że gdybyś zamierzał to zrobić, zaopatrzyłbyś się zawczasu w jakaś broń.Nixina mówi, że zatrzymałeś Coritha, żeby go przekonać, a on ciebie nie posłuchał.Walczyliście ze sobą i podczas starcia Corith został przypadkowo zakłuty.- Ostrzegałem go, żeby nie schodził w dół - przyznał Parsons.Zauważył, że zaczynają go słuchać.- Powiedziałem mu, że ten człowiek na dole to nie Drakę - ciągnął.- Że to Stenog na niego czeka.- I okazało się - odezwała się Loris po chwili milczenia - że mój ojciec, co jest oczywiste, nigdy nie słyszał o Stenogu.Nie wiedział, o co ci chodzi - skrzywiła z goryczą usta.- Odkrył, że masz białą skórę, a zatem nie potrafił ci zaufać.Nie chciał cię posłuchać i przypłacił to życiem.- Tak było - przyznał Parsons.Zapadło milczenie.- Był zbyt podejrzliwy - mówiła dalej Loris.- Niezdolny do zaufania komukolwiek.Nixina miała rację.Nie chciałeś tego, to nie była twoja wina.W każdym razie nie zawiniłeś bardziej niż Corith.- Podniosła ciemne, przepełnione żalem oczy.- Chociaż w pewnym sensie był sam sobie winien - przez swoją podejrzliwość.- Teraz już nie warto się nad tym zastanawiać - wtrąciła sucho Jepthe.- Masz rację - przyznała Loris.- Nie pozostaje nam nic innego, jak wracać.Przegraliśmy.- Przynajmniej teraz wiemy, jak to się stało - warknął Helmar, patrząc na Parsonsa z obrazą i nienawiścią.- Musimy się zastosować do woli Nixiny - zwróciła się do niego Jepthe ostrym, rozkazującym tonem.- Wiem - odpowiedział Helmar, nie odrywając wzroku od Parsonsa.- A jaka jest jej decyzja? - zapytał Parsons.- Musimy.- Loris zawahała się.- Nawet jeśli to był wypadek - powiedziała bezbarwnym głosem - uważamy, że powinieneś za to w jakiś sposób odpokutować.Musimy cię tu zostawić.Ale nie w tym przedziale czasu.- Mówiła coraz ciszej.- Nieco później.- Czyli zostawicie mnie w momencie, gdy okręt Drake'a już odpłynął - domyślił się Parsons.- Będziesz miał dużo czasu, żeby się nad tym zastanawiać - odezwał się Helmar: machnął bronią, nakazując Parsonsowi iść przed nimi.Poszli razem wzdłuż urwiska z powrotem do statku.Przed wejściem do pojazdu siedziała w swym specjalnym fotelu Nixina, patrząc przed siebie niewidzącymi oczyma.Wokół niej zgromadziło się kilku członków Plemienia Wilków.Kiedy podeszli bliżej.Parsons przystanął.- Przykro mi - powiedział.Stara kobieta kiwnęła lekko głową, ale nie odpowiedziała.- Pani syn nie chciał mnie wysłuchać - dodał.Nixina milczała dalej.- Nie powinieneś był go zatrzymywać - powiedziała w końcu.- Nie jesteś tego godzien.Muszą zwalić winę na mnie, pomyślał Parsons.Nie są w stanie przyznać, że Corith spowodował własną śmierć swoim fanatyzmem i podejrzliwością.Psychicznie by tego nie wytrzymali.Wobec tego muszę zostać kozłem ofiarnym i ponieść odpowiednią karę.Bez słowa wsiadł do statku.Stał pośród drzew i rozglądał się wokół, próbując odnaleźć jakąś oznakę przemijania.Niebieskie niebo, odległy szum przybrzeżnych fal.Nic się nie zmieniło.Oprócz.Najszybciej jak mógł puścił się w stronę urwiska.W dole zobaczył plażę - piasek, wodorosty, Pacyfik.nic więcej.Naprawę okrętu zakończono, „Złocista Łania" zniknęła.A może jeszcze się nie pojawiła?Jak mógł to sprawdzić? Poznać po śladach na piasku? Po szczątkach pali, do których przywiązane były liny? Coś musiałoby pozostać.Ale jakie to miało znaczenie?Może znajdę jakiś sposób, by dostać się na południe, pomyślał.Cortez.Kiedy on wylądował w Meksyku? Najbardziej chyba mogę liczyć na spotkanie przyjaźnie nastawionego plemienia Indian.Jeśli będę miał szczęście, mogę z nimi zostać albo nakłonić ich, by pomogli mi dotrzeć na południe.Ale czy tam już są hiszpańskie osady? I który mamy rok? Skoro tego nie wiem, jestem zupełnie bezradny.Mogli cofnąć mnie w czasie o cały wiek, lub nawet o kilka stuleci.Ocean, skały, drzewa nie zmieniają się bardzo długo
[ Pobierz całość w formacie PDF ]