Podobne
- Strona startowa
- wiadkowie Jehowy zdemaskowani Tadeusz Połgensek
- TADEUSZ POŁGENSEK WIADKOWIE JEHOWY ZDEMASKOWANI
- Swiadkowie Jehowy zdemaskowani Tadeusz Polgensek
- Markowski Tadeusz Umrzec, aby nie zginac
- Tadeusz Markowski Umrzec, aby nie zginac
- BOY ZELENSKI Tadeusz Molier
- Niwinski Tadeusz Bog Einsteina
- Żeleński Boy Tadeusz Słówka
- Szklarski Alfred Tomek na wojennej sciezce (SCAN
- Anne McCaffrey Jezdzcy Smokow Opowiesci Nerilki
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- asfklan.htw.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W trzy dni pózniej obaj byli w Sztokholmie, a w czwartym dniu Limpvol wraz z bratem,dyrektorem wielkiej szwedzkiej firmy handlowej, odprowadził Józefa Domaszkę do portu iumieścił na parowcu transportowym, odpływającym do Danii.37ROZDZIAA IVMecenas Neuman, administrujący interesami ś.p.stryja Cezarego, przyjął Józefa zbolesnym wyrazem twarzy.Warszawa przechodziła bardzo ciężkie lata.Kamienica naMarszałkowskiej dawała tak mizerne dochody, że niemal wszystko pochłonęły remonty ipodatki.Mieszkanie na Mazowieckiej cudem zostało uratowane.Stary Piotr ze łzami w oczachopowiadał Józefowi o swoich i mecenasa Neumana zabiegach, by obronić mieszkanie odrekwizycji.Pomimo wszystko część mebli rozkradli oficerowie niemieccy, klamki, rondle ibrązy zostały zabrane przez władze okupacyjne.Obecnie cztery pokoje są zarekwirowane dlaoficerów polskich, a ich ordynansi zajmują kredensowy i kuchnię.Dopiero nazajutrz po przyjezdzie Józef poszedł na ulicę Freta.Brudne drewniane schody i wykoślawione drzwi mieszkania ciotki Michaliny napełniły gosmutkiem i odrazą.Zapukał.Po chwili zachrobotał klucz w zamku i ujrzał przed sobą chudą kobietę o żółtejtwarzy i zmierzwionych włosach.Była to Natka.Józefowi zrobiło się niewymownie przykro, uśmiechnął się jednak i zapytał: Nie poznajesz mnie? Józef! przerazliwym głosem krzyknęła Natka i nie ruszyła się z miejsca. Kto? rozległ się z głębi mieszkania głos ciotki Michaliny. Józef! Nasz Józef!Teraz zarzuciła mu ręce na szyję.Czuć ją było kuchnią i potem.Józef zacisnął szczęki.Jakież to okropne.I on jest ichJózefem.Przydreptała ciotka Michalina i pokrzykując Jesssus, Maryja na próżno usiłowaładotrzeć do siostrzeńca, by go wziąć w ramiona.Po kilku minutach siedział Józef na znajomej pluszowej kozetce i słuchał.Straszne nieszczęście, wielkie nieszczęście, ale wola boska, trzeba ją przyjąć z pokorą.Niezbadane są wyroki opatrzności. Co z mamą? zapytał zaniepokojony.Odpowiedziało mu milczenie.Obie spuściły oczy i westchnęły.Wreszcie ciotka Michalina ciężko się podniosła z krzesła, przygarnęła głowę Józefa doswej chudej piersi i wyszeptała: Nie żyje, biedactwo.Panie świeć nad jej duszą, nie żyje.Zostawiła cię sierotą. Umarła?. przez ściśnięte gardło wyrzucił Józef. Zabili.dziecko drogie, zabili.Granaty i szrapnele podobno z ziemią zrównały całydwór.Jedna wielka mogiła. Jak to? Wszyscy zginęli?.Dowiedział się teraz, że tylko wuj Mieczysław ocalał, bo akurat był w polu i LusiaHejbowska, bo Francuzka ukryła się z nią w dole po kartoflach.Po matce Józefa i śladu nie38zostało, bo oficyna spłonęła doszczętnie, a Hankę walący się komin przygniótł.Józef zakrył oczy chustką i płakał.Ciotka Michalina zaproponowała mu herbaty, którą fuksem udało się jej zdobyć, lecz onpodziękował.Z kolei musiał opowiadać o sobie.Mówił niechętnie i ogólnikowo.Wobec tych dwóch kobiet stwierdził w sobie jakieś uczucie obcej bliskości własnegoświata, który się odeń oddalił.Cóż im do niego, a jemu do nich?Pożegnał się, mówiąc, że będzie często przychodzić, lecz że teraz ma bardzo wieleinteresów na głowie.Istotnie miał wiele rzeczy do załatwienia.Znaczna ich część dotyczyła spadku po stryjuCezarym.Poza tym musiał przecież zapisać się na uniwersytet.Na szczęście większośćpotrzebnych dokumentów miał przy sobie, dzięki czemu w ciągu tygodnia został przyjęty.Na ulicy Freta bywał często.Męczyły go te wizyty, ale przecież nie mógł dać im odczuć,że teraz, jako człowiek zamożny, stroni od nich.Bał się tylko jednego: ewentualnychzalotów Natki.Dlatego obwarował się przed tym chłodem i powagą.Mógł się zresztą zasłaniać pracą.Uniwersytet pochłaniał mu istotnie masę czasu.Nieograniczając się do studiów obowiązujących, Józef czytał bardzo dużo.Z wielkiego biurka stryja Cezarego znikły pudła od cygar, ozdobne popielnice, świeczniki.Zostały wyparte przez stosy grubych tomów, słowników i dzieł naukowych.Ostały się z tej inwazji tylko dwie porcelanowe figurki chińczyków kiwających głowami.Józef nie usunął ich po pierwsze przez wzgląd na pamięć stryja, który tak je lubił i po drugie zwłasnej sympatii do tych kiwonów , które swoim spokojnym, zrównoważonym,niezmiennym ruchem wytwarzały atmosferę powagi i porządku, ciszy i dosytu.Za szerokimi oknami gabinetu tak inny, tak niepokojący panował nastrój.Oczywiście Józef Domaszko cieszył się również, że oto ojczyzna zmartwychwstała, żeznowu jest niepodległa, że ma własny rząd i wojsko.Rozumiał, że muszą w takiej sytuacjiścierać się programy obozów politycznych, że sprawa położenia podwalin pod gmachpaństwa musi wywoływać rozbieżności zdań.Jednakże gorszył się trochę nadmiernymhałasem sporów, odbijających się głośnym echem na uniwersytecie.Przede wszystkim należy uczyć się, uzyskać dyplom, stać się pożytecznym obywatelemkraju.Tak powiedział profesor Pielnicki i niewątpliwie miał najświętszą rację.Stosunki Józefa z kolegami ułożyły się normalnie.Z wszystkimi był dobrze, z kilkubogatszymi zbliżył się, lecz nie za bardzo, biedniejszym nie odmawiał drobnych pożyczek.Gdy nagabywano go o wzięcie udziału w zrzeszeniach mających zabarwienie polityczne,zapewniał, że zastanowi się nad tym poważnie, lecz że na razie ma tyle pracy, która absorbujego całkowicie, iż nie może określić terminu.W istocie starał się jak najdalej odsunąć od spraw publicznych, tak emocjonującychniektórych studentów.Będzie jeszcze dość miał czasu na to po ukończeniu studiów.Tryb życia Józefa Domaszki ustalił się nieskomplikowanie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]