Podobne
- Strona startowa
- Kirst Hans Hellmut 08 15 t.3 (SCAN dal 802)
- Briggs Patricia Mercedes Thompson 08 Niespokojna Noc
- Kirst Hans Hellmut 08 15 t.1 (SCAN dal 800)
- Kirst Hans Hellmut 08 15 t.2
- Kirst Hans Hellmut 08 15 t.1
- Philip K. Dick Przez ciemne
- Tajemnice uwodzenia(bitnova.info)
- Dav
- Neila L. Smitha Lando Calrissian i Mysloharfa S
- Dick Philip K Paszcza Wieloryba (4)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- ewelina111.htw.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Pięć tysięcy marek.To moja ostateczna oferta.Marler zgniótł w dłoni serwetkę, odsunął krzesło i wstał, chcąc wyjść.Hildebrandt powstrzymał go gestem ręki. W porządku.Niech będzie pięć tysięcy.To poniżej moich kosztów, ale dlapana zrobię wyjątek.Poniosę niewielką stratę.Siadając ponownie Marler starał się ukryć zdziwienie.Gotów był podwyższyćcenę do sześciu tysięcy.Hildebrandtowi najwyrazniej brakowało gotówki.Półgodziny pózniej wyszli razem z restauracjii wśród zacinającej mżawki ruszyli w kierunku nabrzeża.Marler podniósłkołnierz przeciwdeszczowego płaszcza.Przy molo stał niewielki żaglowiec ze sterówką na rufie.Marler zobaczył, że jestw niej kapitan, a krzepki marynarz przygotowuje się do odcumowania statku.Hildebrandt wskoczył na pokład, ale Marler zatrzymał się na brzegu. On z nami nie płynie oznajmił, wskazując na majtka. I nie chcę żadnychdyskusji.Wszedł na pokład dopiero wtedy, gdy Niemiec, wzruszywszy ramionami,powiedział marynarzowi, że zobaczą się pózniej.Stateczek wypływał mozolniewśród zacinającej mżawki na środek rzeki.Marler postawił torbę za sterówką, aHildebrandt wydobył spod stosu lin owinięty folią pakunek.Wyjął z niegorozłożony na części karabin typu Armalite i teleskopowy celownik.Marler obejrzał broń przy świetle kieszonkowej latarki.Nie była regenerowana.Fabrycznie nowa a więc nie figurowała w rejestrach.Złożył sprawniewszystkie elementy, zamocował teleskopowy celowniki poprosił o amunicję.Załadował karabin.Mijali właśnie widoczną w oddali bojęsygnalizacyjną.Kołysała się na falach, a jej światło rozpływało się we mgle.Marler wymierzył, zerknął w celowniki pociągnął za spust.Zwiatło zgasło. Mówiono mi, że jest pan niezły stwierdził Hildebrandt z uznaniem aletakiego strzału jeszcze nie widziałem.Dopóki nie będę na muszce. Dość tego gadania.Teraz pistolet.Hildebrandt poszperał w folii i wyjął automatycznego walthera P38, kalibru 9mm.Założył magazynek i wręczył broń Marlerowi.Anglik rozejrzał się po rzece na jej ciemnej powierzchni nie było widać żadnych innych statków.Sprawdziłbroń, uniósł ją i trzymając kolbę w obu rękach wystrzelił do płynącego z prądempo Aabie niewielkiego kawałka drewna.Potem pokiwał głową. Pięć tysięcy niemieckich marek przypomniał mu Hildebrandt, trzymającprawą rękę w kieszeni trencza. Załatwimy to tak, jak ja będę chciał powiedział opryskliwie Marler.Rozłożywszy karabin umieścił go pod rakietą tenisową w dużej torbie.Waltherawsunął na sam spód, przykrywając wszystko niewielkim podróżnym pledem.Potem podał torbę Hildebrandtowi. Niech pan powie kapitanowi, żeby przybił do nabrzeża obok postojutaksówek.Kiedy zejdę na ląd, da mi pan torbę w zamian za kopertę.Potrzebujęjeszcze amunicji do obu sztuk broni.Do walthera dziesięć magazynków.Ikaburę. To będzie kosztowało dodatkowo. Nie będzie.Hildebrandt znowu wzruszył ramionami, wyciągnął z folii naboje, wręczył jeMarlerowi i krzyknął do kapitana, żeby przybijał do brzegu.Rozchylił płaszcz,odpiął kaburę i podał ją klientowi.Oznaczało to, że broń, którą tam zwykletrzymał, spoczywa w jego prawej kieszeni.Marler uśmiechnął się, wsuwając rękędo torby i wyjmując stamtąd walthera. To tylko na wszelki wypadek, H.H.Wymiana miała miejsce przy molo.Marler powiedział dobranoci podszedł do taksówki, z której wysiadała właśnie pasażerka, mocnowymalowana kobieta.Spojrzała na niego z nadzieją. Nie dzisiaj, Józefino rzekł Marler i wsiadł do taksówki, każąc kierowcyruszać z miejsca.Dopiero gdy oddalili się od nabrzeża, polecił mu jechać dohotelu Cztery pory roku.Zrodki ostrożności zawiodły.Zapalając długiego papierosa Marler zerknął wewsteczne lusterko i zobaczył, że jedzie za nimi motocykl, który stał kołonabrzeża.Typowy numer Hildebrandta.Motocyklista mógł dostrzec ich beztrudu, gdy wychodzili z restauracji, a potem jechać równolegle do brzegu, mająckuter cały czas na oku.Nie spędziło to jednak Marlerowi snu z powiek.Następnego ranka Marler pojechał taksówką z powrotem na lotnisko.Niosąc wrękach walizkę i torbę nie poszedł do punktu odpraw, lecz do toalety.Naszczęście nikogo tam nie było.Gdy zaczął myć ręce w umywalce, wszedł krzepki mężczyzna w dżinsach ibrudnej koszuli.Jego wydatną szczękę pokrywała czarna szczecina.Marlerrozpoznał w nim marynarza, którego wyrzucił z kutra.Hildebrandt zaczynał byćnieznośny chciał powtórnie sprzedać tę samą broń. Zrób tylko coś głupiego, a rozetnę ci gardło od ucha do ucha ostrzegł drab. Dawaj torbę.Rozległ się suchy trzask.Marynarz trzymał sprężynowy nóż0 szerokim ostrzu.Marler wyciągnął dłonie z umywalki i podniósł do góry lewąrękę.W prawej miał pojemnik z lakierem do włosów.Wycelował go wmarynarza i nacisnął kapturek.Strumień lakieru trysnął w twarz i oczynapastnika.Marynarz wybełkotał coś, uniósł wolną rękę do oczu i jęknął z bólu.To Marleruderzył go mocno kantem prawej dłoni w przegub.Nóż upadł z brzękiem napodłogę.Marler odrzucił pojemnik z lakierem, chwycił Niemca za ramiona i nietracąc impetu pchnął go z całej siły do pustej kabiny.Marynarz uderzył głową owyłożoną kafelkami tylną ścianę i osunął się na podłogę.Marler wcisnął go wsedes.Niemiec skulił się, a głowa opadła mu na kolana.Zamknąwszy drzwi Marler podniósł lakier i nóż, schował ostrzeI wsunął oba przedmioty do kieszeni.Opuścił toaletę z walizką i torbą, wyrzuciłnóż do najbliższego kosza na śmieci, a następnie wyszedł z lotniska.Wsiadł do pierwszej z brzegu taksówki i powiedział kierowcy, żeby zawiózł go naHauptbahnhof.Na stacji kupił bilet do Lubeki i zdążył złapać ekspres doKopenhagi na minutę przed odjazdem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]