Podobne
- Strona startowa
- Farmer Philip Jose wiat Rzeki 04 Czarodziejski labirynt
- Pullman Philip Mroczne materi Zorza polnocna (Zloty Kompas)
- Pullman Philip Mroczne materie 01 Złoty kompas
- Pullman Philip Mroczne materi Zloty kompas
- Farmer Philip Jose Ciala wiele cial
- Pullman Philip Mroczne materie 3 Bursztynowa luneta
- Farmer Philip Jose Przebudzenie kamiennego boga (S
- Philip G. Zimbardo, John Boyd Paradoks czasu (2)
- H.P. Lovecraft Cos na progu (2)
- Tolkien J R R Silmarillion
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- btobpoland.keep.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Powiedział, że są jego, bo dał mi je na gwiazdkę -mówiła - ale to są moje buty, bo sama za nie zapłaciłam, a potem onzaczął mi je wyrywać, a ja pocięłam te buty otwieraczem do puszek, a on.- Przerwała.- Tak -pokiwała głową - dziękuję.Dobrze, poczekam.Mężczyzna spojrzał na Arctora.Arctor popatrzył mu w oczy.Z przyległego pokoju obserwowała całą scenę przerażonastarsza kobieta we wzorzystej sukni.- Na pewno jest państwu ciężko - odezwał się Arctor do pary staruszków.- Cały czas to samo - odparł mężczyzna.Słychać ich co noc.Ciągle się kłócą, a on stale powtarza, że ją zabije.- Trzeba było wrócić do Denver - powiedziała kobieta.- Mówiłam ci, że powinniśmy byli wrócić.- Strasznie się kłócą - mówił mężczyzna.- I czymś w siebie rzucają, hałasują.- Spojrzał na Arctora.W jego oczach byłstrach, może prośba o pomoc, a może po prostu o zrozumienie.- Dzień za dniem to samo, bez końca.A najgorsze, wie pan,jest to, że za każdym razem, jak.- Tak, powiedz mu to - wtrąciła się kobieta.- Najgorsze jest to - ciągnął mężczyzna z godnością -że za każdym razem, kiedy wychodzimy z domu, kiedy idziemy dosklepu albo wysłać list, to wdeptujemy w.no wie pan, w to, co zostawiają psy.- W psie kupki - powiedziała z oburzeniem kobieta.Przyjechał radiowóz.Arctor złożył zeznanie jako świadek, nie wspominając, że sam jest funkcjonariuszem policji.Gliniarzzanotował jego zeznanie i próbował przesłuchać Kimberly, która była stroną poszkodowaną, ale dziewczyna mówiła całkiemod rzeczy.Paplała bez przerwy o butach, o tym, skąd je wzięła i ile dla niej znaczyły.Gliniarz, siedzący z notesem nakolanach, podniósł na chwilę wzrok i zmierzył Arctora chłodnym spojrzeniem.Arctor nie wiedział, o co mu może chodzić, alei tak mu się to spojrzenie nie spodobało.W końcu policjant poradził Kimberly, żeby zadzwoniła po nich, gdyby podejrzany sięzjawił i znów zaczął się awanturować.- Widzieliście te pocięte opony? - spytał Arctor policjantów, którzy właśnie zbierali się do wyjścia.- Czy obejrzeliściestojący na podwórzu pojazd i zanotowaliście, ile opon zostało pociętych i że cięcia zostały wykonane ostrym narzędziem, i toniedawno, bo powietrze jeszcze ucieka?Gliniarz spojrzał na niego w ten sam sposób jak poprzednio i wyszedł bez słowa.- Lepiej idz stąd - powiedział Arctor do Kimberly.-Powinni byli ci powiedzieć, że nie możesz tu zostać.Po-winni bylizapytać, czy masz dokąd iść.jKimberly usiadła na wytartej kanapie stojącej w za-śmieconym pokoju.Teraz, kiedy nie musiała się już na próżno wysilać,żeby wyjaśnić policjantowi, na czym polega jej problem, jej oczy znów straciły blask.Wzruszyła ramionami.- Mogę cię gdzieś podwiezć - zaproponował Arctor.-Może do jakiejś koleżanki.- Spierdalaj! - wrzasnęła na niego z furią, głosem, który przypominał głos Dana Manchera, z tym że byli bardziej chrapliwy.- Wypierdalaj stąd, Bob! Wynocha! Wyniesiesz się czy nie? - jej głos najpierw się uniósł, a potem załamał w rozpaczy.Zwlókł się po schodach noga za nogą.Kiedy dotarł do ostatniego stopnia, coś stoczyło się za nim z hałasem -to była puszkadrano.Usłyszał, jak zamyka jeden za;drugim zamki u drzwi.Na nic te zamki, pomyślał.Wszystko na nic.Policjant poradził jej, żeby zadzwoniła, kiedypodejrzany znów się zjawi.Jak może zadzwonić, nie wychodząc z mieszkania? A jeśli wyjdzie, to Dan Mancher wbije w niąnóż, jak wbił w opony.A potem -przypomniał sobie skargi sąsiadów - Kimberly najpierw poślizgnie się na psim gównie, apotem padnie martwa na podłogę.Kiedy pomyślał, co stanowi największy problem dla pary staruszków na dole, o mało niewybuchnął histerycznym śmiechem - nie dość, że na górze mieszka świrnięty ćpun, który co wieczór tłucze młodą dziewczy-nę, grozi, że ją zabije, do czego pewnie niedługo dojdzie, nie dość, że dziewczyna jest uzależniona, daje za pieniądze i machore gardło - jeśli to tylko gardło - to na dodatek.Kiedy wiózł Luckmana i Barrisa z powrotem na południe, roześmiał się w głos.- Psie gówna - powiedział.- Psie gówna.Jeśli znasz się na żartach, to nawet psie gówna są zabawne.Zmieszne psie gówna
[ Pobierz całość w formacie PDF ]