Podobne
- Strona startowa
- Paul Thompson, Tonya Cook Dra Zaginione Opowiesci t.3
- Thompson Poul, Tonya Cook Dra Zaginione Opowiesci t.3
- Cook Robin Dopuszczalne ryzyko by sneer
- Cook Robin Zabojcza kuracja by sneer
- Cook Robin Zabawa w boga by sneer
- Cook Glenn Czerwone Zelazne Noce
- cook islands rarotonga v1 m56577569830504030
- Salinger Jerome.Daw
- Curtis Jack Parlament kruków
- Terry Pratchett Johnny 01 Joh
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- pero.xlx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tylko że nie pozostałam dzieckiem, Konowale.I przez te wszystkie lata ukrywania się nie znałam żadnego innego mężczyzny.Powinnam lepiej wiedzieć.Widziałam, jak odtrącał ludzi, kiedy próbowali zbliżyć się w sposób, który nie był całkowicie jednostronny i pod jego kontrolą.Ale po tych okropnych rzeczach, które robił w Jałowcu, myślałam, że mogę być tą jedyną, która go zbawi.W drodze na południe, gdy uciekaliśmy przed ciemnym niebezpieczeństwem Pani i jasnym niebezpieczeństwem Kompanii, zdradziłam moje prawdziwe uczucia.Wyjawiłam mu najskrytsze marzenia, nurtujące mnie, odkąd stałam się wystarczająco dorosła, by myśleć o mężczyznach.Bardzo się zmienił.Był jak przestraszone zwierzę, schwytane w klatkę.Odetchnął z ulgą, gdy nadeszły wieści, że pojawił się Porucznik z garstką Kompanii.Oddał mnie wam i “umarł”.Podejrzewałam, że zaplanował to.Jakaś cząstka mnie zawsze o tym wiedziała.I dlatego nie jestem taka zdruzgotana, jakbyś sobie życzył.Tak.Na pewno wiesz, że czasami płaczę, aż zasnę.Płaczę za marzeniami małej dziewczynki.Płaczę, bo marzenia nie umrą, choć nie jestem w stanie ich zrealizować.Płaczę, ponieważ nie mogę mieć jedynej rzeczy, której naprawdę pragnę.Rozumiesz?Pomyślałem o Pani, o jej sytuacji, i przytaknąłem.To była moja jedyna odpowiedź.— Mam ochotę znowu płakać.Wyjdź, proszę.Powiedz Milczkowi, żeby przyszedł.Nie musiałem go szukać.Czekał za drzwiami.Patrzyłem, jak znika w sali konferencyjnej i zastanawiałem się, czy przypadkiem mi się nie przewidziało.W każdym razie dała mi do myślenia.43.PIKNIKCzas płynął nieubłaganie.Zanim się zorientowałem, cztery dni minęły jak z bicza trzasł.A niewiele czasu traciłem na spanie.Razem z Ardath tłumaczyliśmy, tłumaczyliśmy i tłumaczyliśmy.To znaczy, ona czytała, głośno tłumacząc, póki nie zdrętwiała mi ręka.Czasami zastępował mnie Milczek.Sprawdziliśmy również dokumenty, który przetłumaczyłem już wcześniej, szczególnie te, nad którymi pracowałem z Tropicielem i znaleźliśmy trochę błędów w interpretacji.Czwartego ranka wychwyciłem coś.Pracowaliśmy nad jedną z list imion.To zebranie musiało być tak liczne, że gdyby doszło do niego teraz, nazwałbym je wojną albo przynajmniej buntem.Bez przerwy, taki a taki z Panią Jakąś-tam — szesnaście tytułów, z których tylko cztery były sensowne.Zanim zwiastun skończył przedstawiać wszystkich, połowa musiała umrzeć ze starości.W każdym razie, w połowie listy usłyszałem, że lekko załamał się jej głos.Aha — powiedziałem do siebie.Pocisk trafił blisko celu.Wytężyłem słuch.Dalej poszło jej gładko.Po chwili nie byłem pewien, czy wyobraźnia nie spłatała mi figla.Rozum podpowiadał mi, że to nie imię, które akurat wypowiadała, tak ją przeraziło.Przebiegła wzrokiem moje notatki i mówiła dalej.Żadne z następnych imion nie poruszyło jej tak jak tamto.Na wszelki wypadek postanowiłem przejrzeć później tę listę.Miałem nadzieję, że może opuściła coś.Niestety, nie miałem szczęścia.Nadeszło popołudnie.— Przerwa, Konowale.Idę po herbatę.Chcesz też?— Pewnie.I może pajdę chleba.— Pisałem jeszcze chwilę, zanim zdałem sobie sprawę, co się stało.Co? Pani sama zaproponowała, że coś przyniesie? A ja nie zastanawiając się, zamówiłem jeszcze posiłek? Byłem kłębkiem nerwów.Do jakiego stopnia grała swoją rolę? Do jakiego stopnia udawała dla zabawy? Musiały minąć wieki, odkąd sama przyniosła sobie herbatę.O ile kiedykolwiek to robiła.Wstałem i wyszedłem przed drzwi celi.W głębi tunelu, w mdłym świetle lampki oliwnej, zobaczyłem, że Otto przyparł Panią do ściany i wygadywał jakieś bzdury.Nie wiem, dlaczego nie przewidziałem tego typu problemów, ale ona chyba też nie brała ich pod uwagę.Na pewno nie po raz pierwszy znalazła się w takiej sytuacji.Otto stawał się nachalny.Ruszyłem, żeby przerwać ten incydent, ale po kilku krokach zawahałem się.Pani mogła być zła, że się wtrącam.W drugim końcu tunelu pojawiło się światło i po chwili rozpoznałem Elma.Zatrzymał się obok mnie.Otto był zbyt zaabsorbowany, by nas zauważyć.— Lepiej zrób coś — powiedział Elmo.— Nie potrzebujemy tego rodzaju kłopotów.Nie wyglądała na przestraszoną czy niezadowoloną.— Myślę, że sama sobie poradzi.Otto usłyszał “nie”, którego nie mógł źle zinterpretować, ale nie przyjął go do wiadomości.Próbował dobrać się do niej.Kiedy spoliczkowała go po kobiecemu, rozzłościł się.Postanowił wziąć ją siłą.Gdy ruszyłem z Elmem w ich stronę, zaczęła z taką pasją drapać i kopać, że Otto zwinął się na podłodze, jedną ręką trzymając się za brzuch, a drugą za ramię.Ardath odeszła, jakby nic się nie stało.— Powiedziałem ci, że poradzi sobie — uśmiechnąłem się do Elmo.— Przypomnij mi, żebym trzymał się od niej z daleka — odpowiedział Elmo, a potem uśmiechnął się i szturchnął mnie w ramię.— Założę się, że jest niezła w parterze.He?Niech mnie diabli, jeśli nie spaliłem raka.Uśmiechnąłem się do niego głupawo.Potwierdziło to tylko jego przypuszczenia.Do diabła! Nic miedzy nami nie zaszło, a wszyscy wyobrażali sobie nie wiadomo co.Zaciągnęliśmy Otta do mojej kwatery.Wyglądał, jakby miał za chwilę zwymiotować, ale powstrzymał się.Sprawdziłem, czy nie ma nic złamanego.Na szczęście skończyło się na stłuczeniach.— Jest twój, Elmo — oznajmiłem, wiedząc, że stary sierżant powie mu parę słów do słuchu.— Idziemy do mojego biura, żołnierzu — powiedział, chwytając Ottona za łokieć.Jednak już w następnym tunelu zaczął uświadamiać go w sprawach płciowych.Kiedy Ardath wróciła, zachowywała się tak, jakby nic się nie wydarzyło.Może nie zauważyła, że byliśmy na korytarzu.— Czy możemy zrobić przerwę? — poprosiła po pół godzinie.— I wyjść na zewnątrz? Na spacer?— Chcesz, żebym poszedł z tobą?Przytaknęła.— Musimy porozmawiać.Prywatnie.— W porządku.Prawdę mówiąc, za każdym razem, gdy odrywałem się od pracy, odczuwałem małą klaustrofobię, lecz ostatnia ryzykowna wyprawa przypomniała mi, jak to dobrze rozprostować nogi.— Głodna? — zapytałem.— A może zbyt poważna, by wybrać się na piknik?Wyglądała na zdziwioną i jednocześnie oczarowaną moim pomysłem.— Dobrze.Dlaczego nie?Poszliśmy wiec do kucharza i piekarza, napełniliśmy koszyk prowiantem.Nie zwróciła uwagi, że wszyscy podśmiechują się ironicznie, ale ja tak.W Dziurze były tylko jedne drzwi — do sali konferencyjnej, za którą mieściły się osobiste kwatery Pupilki.Zasłony w kwaterach moich i Ardath były prawdziwym luksusem.Ludzie uważali, że specjalnie odizolowaliśmy się od otwartych przestrzeni.Cóż, każdemu wolno pomarzyć.Tam na górze byłoby więcej gapiów niż tu na dole.Ale inaczej nie bylibyśmy ludźmi.Do zachodu słońca zostały może trzy godziny.Kiedy wyszliśmy na zewnątrz, słońce zaświeciło nam prosto w oczy.Spodziewałem się tego i powinienem ostrzec Ardath.Nie odzywając się ani słowem, poszliśmy w górę potoku, wdychając głęboko orzeźwiające powietrze.Na pustkowiu panowała cisza.Nawet Ojciec Drzewo nie ruszał się.Wiatr był tak słaby, że w koralu nie słyszało się nawet najcichszego westchnienia.— No i? — odezwałem się po chwili.— Musiałam wyjść.Te zamknięte ściany
[ Pobierz całość w formacie PDF ]