Podobne
- Strona startowa
- What Does a Martian Look Like The Science of Extraterrestrial Life by Jack Cohen & Ian Stewart (2002)
- Tom Clancy Jack Ryan, Jr. 05 Zwierzchnik [2014]
- Chalker Jack L Polnoc przy studni dusz (SCAN d
- Chalker Jack L Swiaty Rombu Meduza Tygrys w opalach
- Charrette Robert N Wybieraj swych wrogow z rozwaga (3)
- Balch James F Super antyoksydanty (3)
- Eco Umberto Wachadlo Foucaulta (2)
- Alistair Maclean Lalka na lancuchu 1 z 2
- § Fowles John Mag
- Heyerdahl Thor Aku Aku
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- oknaszczecin.pev.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Właśnie wtedy Paula zaczęła się koncentrować na tym człowieku, niczymzabójca.- To był Holman, jeśli dobrze zapamiętałam nazwisko - mruknęła zdumionaRachel.Próbowała odtworzyć w pamięci pokazywany w telewizji wywiad, który oglą-dali w pubie przy Portobello Road.George Buckroyd obejrzał się wtedy przezramię, wysłuchał kilku zdań Holmana i z szerokim uśmiechem podniósł szkla-neczkę whisky, jakby do toastu.Guerney powoli usiadł na brzegu łóżka.- Już wiem, o co tu chodzi - zakomunikował.- Nie wiem tylko, jak chcą tegodokonać.Paula siedziała bez ruchu.Dzień był pogodny, ale na trawniku, w miejscachosłoniętych przed działaniem słońca, wciąż jeszcze skrzył się szron.Natomiast451tam, gdzie już stopniał, trawa błyszczała od wilgoci.Przyglądała się dwóm szpa-kom, które żerowały wzdłuż płytek ograniczających wysypaną żwirem ścieżkę.Podskakiwały śmiesznie, rozglądając się uważnie na boki, po czym znów zaczy-nały dziobać w trawie.Podziwiała ich błyszczące ślepka i długie, ostre dzioby.Kiedy ptaki zaczynały energicznie grzebać w twardej ziemi, napinały wszystkiemięśnie, jakby całe ich ciało przekształcało się w grozną broń.Przewieziono ją do innego domu., znacznie większego i umieszczonego z dalaod ruchliwych ulic.Od dwuskrzydłowej bramy szło się ścieżką w stronę szpalerusmukłych cyprysów i dopiero po zakrętu można było dostrzec skryty za nimi bu-dynek.Kiedy przyjechali, Mountjoy otworzył masywny zamek bramy i rozchyliłjej skrzydła, a gdy Ginsberg wprowadził wóz na teren posiadłości, Alan staranniezamknął bramę z powrotem i zajął dotychczasowe miejsce na tylnym siedzeniuauta.O niczym jej nie powiedzieli, mogła się jedynie domyślać, że coś się stało, aprzyczyną tego zamieszania jest Guerney.Ale wiedziała też, że nadal nic mu niegrozi, że sobie poradził.Oczekiwała, iż jutro się spotkają.Na pewno nic mu sięnie stało.Nie potrafiła tylko rozstrzygnąć, czy powinna się z tego cieszyć, czymartwić.Ten człowiek wiedział już o wszystkim.Nikt nie znał szczegółów owe-go projektu, poza Paulą i Guerneyem.Siedziała nieruchomo, obserwując szpaki.Słońce prawie wcale nie grzało, to-też miała na sobie ciepłą kurtkę i rękawiczki.Zabiłam go, rozmyślała, zabiłam mojego ojca, a teraz jeszcze ktoś o tym wie.Właśnie dlatego, oprócz irracjonalnej miłości, zaczęła go teraz gorąco nienawi-dzić.Jeden ze szpaków dopadł dżdżownicę i zaczął pospiesznie wyciągać z ziemiwijące się i skręcające stworzenie.W jej myślach odżyły twarze ludzi, które widziała we śnie - ludzi znanych izamordowanych.Miała wrażenie, że znów czuje w rękach ciężar karabinu, żewidzi promienie słońca odbijające się w polerowanym grocie strzały.Zastanawia-ła się, kto właściwie pokierował tym snem, Guerney czy ona.Poczuła też w dłonigrube, sprężyste cielsko żmii.Ojciec! Jego twarz zmieniła się w krwawą miazgępod wpływem ukąszeń gada, którego ostre zęby cięły niczym stalowe noże452elektrycznego urządzenia do przycinania żywopłotów, wymykającego się spodkontroli człowieka, wyskakującegó w powietrze i ciągnącego za sobą kabel, coupodabniało je do atakującego grzechotnika.- Tato! - szepnęła bezwiednie.- Guerney!Kiedy wyszła przed dom i usiadła na ławce w ogrodzie, słońce świeciło jej wtwarz, ale teraz znalazła się w cieniu, który czarną smugą przecinał cały rozległytrawnik i milimetr po milimetrze przesuwał się w stronę domu.Szpaki podskaki-wały na jego granicy, niczym wytrawni linoskoczkowie.Pete Ginsberg wyszedł na werandę.Wcześniej przyglądała się dziewczynieprzez okno.Teraz też przez jakiś czas patrzył na nią w milczeniu.Wyglądał nazdenerwowanego, wręcz rozwścieczonego.- Dlaczego nie wejdziesz do środka? - zapytał.- Nie jest ci zimno? Na mi-łość boską.Paula nie odpowiedziała.Ginsberg ruszył przed siebie, okrążył trawnik, pod-szedł do ławki i stanął nad nią.- Naprawdę nie chcesz wejść do domu?Dziewczyna nawet nie zaszczyciła go spojrzeniem.Tkwiła bez ruchu, niespuszczając wzroku z dwóch szpaków.- Dlaczego? - zapytała Rachel.- Zastanów się - odparł Guerney.- Przecież dobrze znasz te metody działa-nia.- Chodzi o wybory?- Ruch na Rzecz Pokoju zapowiedział wystawienie całej rzeszy kandydatów.Jeszcze pięć lat temu coś podobnego byłoby niemożliwe.Właśnie pięć lat temuHolman został przewodniczącym ruchu, a on ma niesamowite wpływy.Terazwszyscy muszą się liczyć z jego postulatami.Pojawił się na scenie we właściwymmomencie i potrafił dokonać skutecznych zmian, nic poza tym
[ Pobierz całość w formacie PDF ]