Podobne
- Strona startowa
- Charles Dickens Daw
- Roger Zelazny Umrzec w Italbarze (3)
- Defoe Daniel Przypadki Robinsona Crusoe
- Howatch Susan Bogaci są różni 01 Bogaci są różni
- John Fowles Mag
- Salvatore Robert Tom 03 Mroczne Oblezenie
- Dick Philip K Paszcza Wieloryba
- Clarke Arthur C 3001 odyseja kosmiczna (3)
- Chalker Jack L. Meduza Tygrys w opalach
- Balzac H. Ojciec Goriot
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- asfklan.htw.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Mam dwanaście lat.Wyrosłem tak nienormalne na swój wiek.- Już raz panu mówiłam, że nie tubie, jak się kto wyraża - odparła.- Jeżeli pan będzie się wyrażał, wrócę do stolika do moich koleżanek.Przeprosiłem ją niemal na klęczkach, bo właśnie muzyka zagrała w wariackim tempie.Zaczęliśmy jiterbug ga, ale z umiarem, spokojnie, bez przesady.Blondynka naprawdę tańczyła świetnie.Wystarczyło ją tknąć a rozumiała, o co chodzi.A kiedy się okręcała, trzęsła małym, zgrabnym kuperkiem bardzo ładnie, z wdziękiem.Kupiła mnie.Słowo daję.Kiedy ją odprowadzałem na miejsce, byłem w niej już na pół zakochany.Tak właśnie bywa z dziewczętami.Wystarczy, że któraś umie coś robić z wdziękiem, a choćby nie była wcale bardzo ładna, choćby nawet była głupawa - zakochuje się czy coś w tym rodzaju, i już sam nie wiesz, co się z tobą dzieje.Dziewczyny.Jezu Chryste.Umieją człowieka do wariactwa doprowadzić.Fakt.Nie zaprosiły mnie do swojego stolika, pewnie po prostu dlatego, że nie wiedziały, co wypada, a co nie, ale siadłem bez zaproszenia.Blondynka, z którą tańczyłem, nazywała się Berenika jakoś tam: Crabs czy Krebs.Dwie brzydule wabiły się Marty i Laverne.Przedstawiłem im się jako Jim Steele, tak sobie, dla hecy.Próbowałem zagaić inteligentną rozmowę, ale nie było sposobu.Nic z nich nie dało się wycisnąć.Nawet trudno by rozstrzygnąć, która z trzech biła rekord głupoty.Wszystkie trzy rozglądały się bez ustanku po sali, jak gdyby miały nadzieję, że lada chwila wejdzie całe stado gwiazdorów filmowych.Wyobrażały sobie pewnie, że najgrubsze ryby filmowe, jeżeli są w Nowym Jorku, spędzają jak jeden mąż noce w Sali Lawendowej, a nie w klubie "Stork", w "El Marocco", czy w innych lokalach tego rodzaju.Toteż męczyłem się dobre pół godziny, nim w końcu dowiedziałem się, gdzie pracują w tym swoim Seattie.Wszystkie trzy miały posady w jakimś towarzystwie ubezpieczeń.Zapytałem, czy lubią swoją pracę, ale czy myślicie, że z tych trzech kretynek można by wydusić chociaż jedną inteligentną odpowiedź? Myślałem, że dwie brzydule, Marty i Laverne, są siostrami, ale obraziły się obie o to podejrzenie.Widocznie żadna nie miała ochoty być podobna do przyjaciółki, trudno im się zresztą dziwić, ale to było szalenie zabawne.Tańczyłem z całą trójcą, oczywiście po kolei.Jedna z brzydul - Laverne - tańczyła niezgorzej, ale druga - Marty - mogła człowieka wykończyć.Zdawało mi się, że turlam Statuę Wolności po parkiecie.Nie wytrzymałbym tych męczarni, gdybym pracując tak w pocie czoła nie wymyślił sobie małej rozrywki.Powiedziałem dziewczynie, że właśnie mignął mi w drugim kącie sali gwiazdor filmowy - Gary Cooper.- Gdzie? - spytała, cholernie podniecona.Gdzie?- Przegapiła pani.Już wyszedł.Dlaczego nie obejrzała się pani prędzej?Od tej chwili już wcale nie tańczyła, rozglądała się tylko, usiłując pomiędzy głowami tłumu mimo wszystko dostrzec swojego wymarzonego aktora.- Jaka szkoda, jaka szkoda - powtarzała.Niemal złamałem jej serce.Fakt.Zły byłem na siebie jak diabli, że ją tak nabrałem.Z niektórych osób nie powinno się kpić, nawet jeżeli na to zasługują.Ale potem dopiero wynikła z tego najlepsza heca.Kiedy wróciliśmy do stolika, brzydula oznajmiła koleżankom, że Gary Cooper przed chwilą opuścił salę.Rany boskie, co się działo.Laverne i Berenika na tę wieść o mało nie popełniły samobójstwa.Trzepotały się i wypytywały, czy Marty go naprawdę widziała i jak wyglądał.Marty odpowiedziała, że tylko jej mignął z daleka.Aż mnie zatkało.Na noc zamykano bar, więc zafundowałem babkom co prędzej po dwa szkła na główkę, na zapas.Dla siebie też zamówiłem dwie coki.Na stoliku ciasno się zrobiło od flanek.Jedna z brzydul, Laverne, wyśmiewała mnie, że piję tylko cokę.Miała pierwszorzędne poczucie humoru.Za to i ona, i Marty wybrały sobie dżin z sokiem cytrynowym - w grudniu, rany boskie! Pojęcia o niczym nie miały.Blondynka - Berenika - piła krajową whisky z wodą.Goliła zresztą zdrowo.Wszystkie trzy nieustannie wypatrywały oczy za gwiazdami filmu.Prawie że nie rozmawiały, nawet między sobą.Najbardziej wymowna była z nich trzech Marty.Powtarzała stare, nudne sztampy, na przykład toaletę nazywała "cichym kącikiem", a kiedy nieszczęsny ramol, który w orkiestrze Singera grał na klarnecie, odstawiał swój dychawiczny numer, orzekła, że jest "nieziemski".Na klarnet mówiła "baton lukrecjowy".Straszliwie była głupia
[ Pobierz całość w formacie PDF ]