Podobne
- Strona startowa
- Paul Thompson, Tonya Cook Dra Zaginione Opowiesci t.3
- Thompson Poul, Tonya Cook Dra Zaginione Opowiesci t.3
- Cook Robin Dopuszczalne ryzyko by sneer
- Cook Robin Zabojcza kuracja by sneer
- Cook Robin Zabawa w boga by sneer
- Cook Glenn Czerwone Zelazne Noce
- cook islands rarotonga v1 m56577569830504030
- Feist Raymond E Srebrzysty Ciern (SCAN dal 877)
- Savage Felicity Pokora Garden
- Chalker Jack L Polnoc przy studni dusz (SCAN d
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- ewelina111.htw.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Władczyni Burz wydawała się bezsilna.Dlaczego? Kilka minut wcześniej przywołała tę potworną burzę, by ją na nas sprowadzić.Zmienny nie miał więcej mocy niż ona.Chyba że w jakiś sposób wszedł w posiadanie tego przekleństwa wszystkich Schwytanych, jej Prawdziwego Imienia.Spojrzałem na Panią.Ona je znała.Znała wszystkie Prawdziwe Imiona.Kiedy straciła swe moce, nie zapomniała wszak swojej wiedzy.Moc.Nie pomyślałem ani razu, co właściwie mam cały czas przy sobie, niemalże pod ręką.To, co ona wiedziała, warte była bajońskich sum.Tajemnice zawarte w jej głowie, mogły zniszczyć lub uratować imperia.Jeżeli wiedziało się, iż ona je posiada.Niektórzy goście wiedzieli.Miała o wiele silniejsze nerwy, niż podejrzewałem, gdy zgodziła się na wyjście z Wieży i opuszczenie imperium w moim towarzystwie.Musiałem teraz ponownie przemyśleć sobie pewne rzeczy i dokonać reorientacji strategii.Ci Władcy Cienia, Zmienny, Wyjęć, wszyscy wiedzieli to, z czego ja dopiero teraz zdałem sobie sprawę.Miała cholernie dużo szczęścia, że jeszcze jej nie złapano i nie przepuszczono przez wyżymaczkę.Zmienny położył swoje wielkie, ciężkie ręce na Władczyni Burz.I dopiero wówczas zaczęła stawiać mu opór.W nagłym, zaskakującym porywie gwałtowności, zrobiła coś takiego, że Zmienny przetoczył się przez całe blanki wieży aż pod przeciwległą ścianę.Leżał tam przez chwilę ze szklistymi oczyma.Władczyni zrobiła sobie chwilę wytchnienia.Ruszyłem na nią, uderzając mieczem z ukosa i celując w jej brzuch.Cios nie dotarł do celu, ale zatrzymał ją na moment.Pani wyprowadziła uderzenie znad głowy.Aż potoczyła się od siły ciosu.Ja uderzyłem znowu.Ale pozbierała się i dalej, nieprzerwanie zmierzała do wyjścia.A jej palce tańczyły.Pomiędzy nimi igrały iskry.O, cholera.Jednooki podstawił jej nogę.Pani i ja uderzyliśmy ponownie mieczami, bez większego skutku.Wtedy Murgen trafił ją wreszcie ostrzem lancy, na której wisiał sztandar Kompanii.Zawyła, niczym jedna z potępionych.Co, u diabła?Znowu podjęła swoją wędrówkę.Ale wtedy wrócił Zmienny.Przybrał postać forwalaki, czarnego lampartołaka, niemal niemożliwego do zabicia czy zranienia.Skoczył na Władczynię Burz i zaczął ją rozszarpywać na strzępy.Odpowiadała mu ciosami o mocy dorównującej tym, które otrzymywała.Cofnęliśmy się, robiąc im miejsce.Nie wiem, co Zmienny zrobił, ani kiedy.Albo, czy w ogóle coś zrobił.Jednooki mógł sobie wszystko wyobrazić.Ale w pewnej chwili, podczas boju, mały czarny człowieczek przysunął się do mnie i wyszeptał:-On to zrobił, Konował.To on zabił Tam-Tama.To było bardzo dawno temu.Ja nie żywiłem w związku z tą sprawą już żadnych uczuć.Ale Jednooki nie zapomniał, ani nie wybaczył.To był jego brat.- Co zamierzasz zrobić?- Nie wiem.Coś.Muszę coś zrobić.- A co się stanie wtedy z nami? Nie będziemy mieli już więcej anioła stróża.- I tak go nie mamy, Konował.On już zrobił tutaj to, co chciał.Ze Zmiennym czy bez niego, i tak musimy dbać sami o siebie, gdy on tylko z nią skończy.Miał rację.I istniały cholernie silne przesłanki, że dobry Zmienny również przestanie być wiernym, starym pieskiem Pani.Jeżeli mieliśmy kiedyś go dopaść, to był właśnie odpowiedni moment.Walczący trwali w uścisku już od dobrych piętnastu minut, szarpiąc się wzajemnie.Miałem wrażenie, że wszystko nie idzie tak prosto, jak sobie to Zmienny wymarzył.Władczyni dawała popis cholernie dobrej walki.Ale w końcu zwyciężył.W pewnym sensie.Przestała się opierać.Leżał ciężko dysząc, niezdolny się poruszyć.Objęła go wszystkimi członkami.Krwawił z dziesiątków małych ran.Przeklinał cicho i zdało mi się, że usłyszałem jak klnie kogoś zaokazaną jej pomoc, słyszałem jak grozi, że nim zajmie się w następnej kolejności.- Masz zamiar zrobić z niego jakiś szczególny użytek w chwili obecnej? - zapytałem Panią.- Nie wiedziałem, jak wiele wiesz.Teraz mnie to już nie interesuje.Ale lepiej zastanów się, jakie są jego zamiary, teraz, gdy nie będzie już dłużej potrzebował nas w roli środków wiodących do celu.Powoli pokręciła głową.Coś prześliznęło się przez blanki wieży za jej plecami.Kolejny, mniejszy forwalaka.Pomyślałem, że mamy spore kłopoty, ale uczennica Zmiennego popełniła taktyczny błąd.Zaczęła zmieniać postać.Skończyła dokładnie na czas, by krzyknąć do Jednookiego:- Nie!Jednooki zrobił sobie z czegoś ciężką pałkę i dwoma szybkimi, lecz heroicznymi zamachami, całkowicie pozbawił świadomości Zmiennokształtnego i Władczynię Burz.Do tego stopnia osłabili się nawzajem.Towarzyszka Zmiennego rzuciła się nań.Murgen dostał ją i głowicą swojej lancy podciął jej nogi.Skaleczył ją.Krew rozlała się po płótnie sztandaru.Towarzyszka Zmiennego wrzasnęła, jakby opanowała ją śmiertelna udręka samego piekła.Wtedy ją rozpoznałem.Ostatnim razem, tak dawno temu, kiedy ją widziałem, również dużo wrzeszczała.W pewnej chwili, podczas zamieszania, całe stado wron przysiadło z boku na blankach wieży.Zaczęły się śmiać.Wszyscy skoczyli na kobietę, zanim zdążyła cokolwiek zrobić.Goblin skonstruował jakiś rodzaj magicznych więzów, które uczyniły ją niezdolną do wykonania najmniejszego ruchu, prócz przewracania oczami.Jednooki spojrzał na mnie i powiedział:- Wziąłeś ze sobą nici, Konował? Mam igłę, ale nie sądzę, abym miał wystarczająco dużo nici.Co?- Trochę.- Zawsze nosiłem przy sobie trochę lekarskich przyborów.- Daj mi.Podałem mu.Ponownie ogłuszył Zmiennego i Władczynię.- Tylko, żeby się upewnić, że się nie obudzą.Nie mają żadnych specjalnych mocy, gdy są nieprzytomni.Przykucnął i zaczął zaszywać ich usta.Skończył ze Zmiennym i powiedział:- Zwiążcie go.Jeżeli się ocknie, walnijcie znowu.Co, u diabła?To wszystko stawało się makabryczne, coraz bardziej makabryczne.- Co ty, do cholery, robisz? - domagałem się odpowiedzi.Wrony zrobiły sobie zabawę.- Zaszywam im wszystkie dziury.Tak, by diabeł nie mógł się wydostać.- Co? - Być może dla niego miało to sens.Dla mnie nie.- Stara sztuczka, której używają w moich rodzinnych stronach, aby pozbyć się zła.- Kiedy skończył z otworami, zszył im razem palce u nóg i rąk.- Włóżcie ich do worka, dosypcie sto funtów kamieni i wrzućcie do rzeki.Pani wtrąciła się:- Powinieneś ich spalić.To, co zostanie, zemleć na pył i potem rozsypać na wiatr.Jednooki wpatrywał się w nią przez jakieś dziesięć sekund.- Uważasz, że całą tę robotę wykonałem na próżno?- Nie.To się przyda.Nie chcesz chyba, by za bardzo się rzucali, kiedy będziesz ich piekł.Rzuciłem jej spojrzenie pełne zaskoczenia.To nie było do niej podobne.Odwróciłem się do Murgena.- Chcesz wywiesić ten sztandar?Jednooki palcem stopy trącał uczennicę Zmiennego.- A co z nią? Sądzicie, że nią również powinienem się zająć?- Ona nic nie zrobiła.- Przykucnąłem obok.- Teraz cię pamiętam, kochanie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]