Podobne
- Strona startowa
- Anthony Piers Zamek Roogna (SCAN dal 862)
- Silverberg Robert Zamek lorda Valentaine'a t.2
- Anthony Piers zamek roogana
- 61 Pan Samochodzik i Zamek Czocha
- Krzysztof Karolczak, Współczesny terroryzm w Âświetle teorii Halforda Mackindera
- Koontz Dean R Moonlight Bay T 2 Korzystaj z nocy
- Terry Pratchett 06 Trzy wiedz (2)
- 33 Anderson Kevin J Gwiezdne Wojny W Poszukiwaniu Jedi
- Walter Miller Kantyk dla Leibowitza
- Koontz R. Dean W okowach lodu (SCAN dal 1154)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- bezpauliny.htw.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Niejeden jexdziec zwin¹³ siê bez g³owy,Niejeden le¿a³ pod ciê¿arem konia,86Niejedna z ostrzem rozsta³a siê pika,Niejeden w bryzgi poszed³ miecz stalowyNim przepe³niwszy bagniste parowy,Powódx siê wojny rozla³a na b³onia.I któ¿ jest w sile z ¿yj¹cych na ziemiOgarn¹æ piêci¹ zmys³ami s³abemiTen taniec mordu, jaki wyprawi³yWszystkie uczucia, wszystkie cz³eka si³yW jedno uczucie, w rozpacz przerodzone?Dziêki po³yskom, co z po¿aru bij¹,¯e czasem nocy uchyl¹ zas³onê!Wiêksze ciemnoSciom, ¿e je znów zakryj¹!Noc to okropna, noc to piekie³ by³a;Starzy z powieSci prawi¹ o niej si³a;Gdyby nam dzisiaj taka siê przySni³a,Miêkkie sny nasze na d³ugo by stru³a!Jedna jej tylko istota nie czu³a.22Gdzie wzgórek strzela nad szczyty czaharu,Do omglonego podobna widziad³a,Nad scen¹ wojny spokojnie usiad³a.Albo to dzieciê Smierci i po¿aru,Albo zbieg bêdzie ze krwi i p³omienia:JaSnie w tym Swiadcz¹ skrwawione ³achmany,Skroñ rozraniona i w³os rozczochrany.A ¿e ustawnie podnosz¹ westchnieniaTê d³oñ, co mocno przyciska do ³ona,Musi byæ biegiem gwa³townym zmêczona.87Pewnie strwo¿onej grozi losów ciszaLub swej niedoli Sledzi towarzysza,Bo tak ciekawie poziera doko³a. Ho-hop, Nebabo! Opêtanej s³owa!A w g³êbi lasu odhuknê³a sowa;I wilk jej wyciem na powrót odwo³a.¯e zrozumiana, jakby z tego rada,Dziwacznie sukniê i w³osy uk³adaI wzrok utkwiwszy w bitwê, co na przedzie,Dziwny Spiew tonem dziwniejszym zawiedzie.Nie ludzkim uszom, Spiew piek³u znajomy,Rosn¹ce w jarze zg³uszy³y go gromy;Za echo - wojny ozwa³o siê wycie.Czekaj na gwiazdy kochanej przybycie!To nie armaty ogniem Smierci b³ys³y -To twój kochanek rozsia³ swe promienie;A to nie kule Smierci¹ obok Swis³y,To by³o znane mi³ego gwizdnienie:Oto i on sam, ca³y z ognia, p³ynieW tej chmurze dymu, co mroczy pustynie.23Ostatnim rykiem, ostatnim p³omieniemBuchn¹³ jar wreszcie z rozdartej paszczêki;Otch³añ bezdenna nieskoñczonej mêki,Dusz potêpionych syta z³orzeczeniem,Nie straszniej ryknie przed Swiata zniszczeniem.£uno po¿aru, strzelby b³yskawica,Co ten ofiarny diab³om stos podnieca,88Blaskiem po³udnia jaSnieje tu prawie;Ale w tym zmêcie, w tej dymu kurzawieNie mo¿na wiedzieæ, kto z Lachów, kto z Rusi:Tylko jednego poznaæ ka¿dy musi.Gdzie kilku razem w Smierci bolach jêczy,Tam atamana ¿elazo po³yska;Gdzie prze koñ jeden, a szereg jak falaCofa siê w krêgu p³yn¹cych obrêczy -Tam atamana wrony koñ siê ciska.B³yskami wojny ciêcia swe zapala;Gromami wojny wszystkie zbiega strony!Zda siê, ¿e z ka¿d¹ kropl¹ krwi toczonej,Co mu d³oñ poi pa³asz ubroczony,Serce rozjusza i szablê nastala.Ale d³oñ jedna i jedna odwagaNic nie stanowi albo ma³o znaczyTam, gdzie za mnóstwem przechyla siê waga:Ca³a tam korzySæ - Smieræ z chlubnej rozpaczy.Z dosyæ szczup³ego Nebaby oddzia³uJeden za drugim ubywa poma³u.Choæ przy niewoli, co u Lachów czeka,Sama Smieræ, widna, jest jeszcze powabn¹.Z boleSci¹ jednak postrzeg³ on z daleka,Jak szyki jego w nacieraniu s³abn¹.I wzrok mu zaæmi³ jakiS zamiar dziki,I wnet radoSci b³ysn¹³ promieniami: Krzepcie siê, bracia! - wo³a, leci w szyki -Bóg pomoc niesie, zwyciêstwo za nami!Patrzcie, to nasi! Jak podobni chmurze89(Patrzcie, przed po¿ar) sun¹ siê po górze.Buchnê³a walka zagaSnienia bliskaI serca znowu mordem zakipia³y.24Zadr¿a³ ataman.Có¿ to za zuchwa³yNatrêtn¹ szabl¹ przed oczy mu b³yska?Dwa razy natar³, dwa razy odskoczy³,Dwa razy koniem woko³o zatoczy³ -Upatrzy³ porê, spuSci³ szablê razemI z atamana spotka³ siê ¿elazem.Ostrze na ostrzu zaiskrzy, zadzwoni;¯o³nierz w kr¹g strzeli okiem zadziwionem:A¿ szabla gwiazdy b³ysnê³a ogonemI gdzieS daleko Swistnê³a mu z d³oni.Najlepsza tutaj porada przestrachu;W pole przed siebie puSci³ siê z kopyta. Zmykaj, nie zmykaj, mój ty Smia³y Lachu!I kary tak¿e o drogê nie pyta.Jeszcze siê ¿aden przed nim nie wysun¹³!A wiatry w tyle zostawia koñ wrony,A b³yskawice - pa³asz wyniesiony.Gdyby w biednego ¿o³nierza tak run¹³.I on nie taki trwo¿ny, jak siê zda³o:Na jednym miejscu zwin¹³ koniem Smia³o.Mo¿e on nie chce Smierci przyj¹æ w plecy?Bo sk¹d¿e tutaj nadzieja pomocy?Od reszty swoich oba tak dalecy.JakiS tu zamiar pokrywa cieñ nocy.90Lotem spojrzenia ataman dobiega;Gwizdnieniem szabli wpó³ rozdmuchnie Lacha:Trzasn¹³ grom skryty - zajêcza³a p³acha9I po powietrzu tysi¹cem drzazg miga.Lach dalej Swisn¹³: a koñ atamanaA¿ ziemiê zapru³ kutymi kopyty;Tak lejc go zerwa³ - i stan¹³ jak wryty.A twarz Nebaby, jakby jedna rana,Tak j¹ strza³ oplu³ i szabla strzaskana.A krew kroplista, p³yn¹ca zas³on¹,Zbroczy³a czo³o, opada na ³ono,Leje siê w usta, przep³ywa przez oczy,Gasi spojrzenia, oddechy tamuje -Darmo trze oczy, darmo usty pluje -Rumiane xród³o falami siê toczy;Darmo d³oñ kala, darmo sukniê broczy:To krew niewinnych, nic jej nie zhamuje!Co przetrze oczy, co ustami splunie,Krwawa zas³ona znowu siê zasunie:Potêpionego prawdziwa mêczarnia!A tu Polaków okrzyk siê rozlewa: Nasza wygrana! posi³ek przybywa!Teraz ju¿ ca³kiem wSciek³oSæ go ogarnia;OpuSci³ rêce, schyli³ na dó³ skronie -Jakby Smieræ sama mrozem swych piszczeliPrzyg³askiwa³a do wiecznej poScieli.9125 To on, on to sam! - w dobrze znanym tonieCichy siê g³osek odezwa³ na stronie,A wyraxniejszy, gdy siê zbli¿y trocha -Przyszed³ popieSciæ.On miê zawsze kocha. - Czy i ty!.- krzykn¹³, nie móg³ skoñczyæ mowy,Krew mu ustawnie zalewa³a usta;Przerywanymi tylko j¹ka³ s³owy,Gdzie siê zdradza³o zimnej krwi udanieI niewstrzymanej z³oSci ob³¹kanie -Diable!.kocham ciê!.Ta krew.Kseniu.chusta.Zsadx miê.przeklêta!.Daj rêkê.o droga!.Gdzie serce!.diable!.gdzie serce, kochanie!I na be³kocie skoñczy³ mowê ca³¹.Jak ostrze no¿a przykro zaskrzypia³o!.I jêk Smiertelny wyda³a przebita.Liczne woko³o zagrzmia³y kopyta:Otoczyli go polskie wojowniki.Poddaj siê, poddaj! nie pora do piki;Ju¿ marsz zwyciêski muzyka uderza.Omdla³y Kozak z uczuæ zaburzenia,Z przewlek³ej walki, ze krwi up³ynieniaUpad³ na rêce pierwszego ¿o³nierza.26Nasta³a cisza po ha³asie wojny:Spokojne pola, zamek ju¿ spokojny;A niedotla³ym ogniem oSwiecony,Prosi przechodniów z ka¿dej Swiata strony.92Uprzejmie kruki, gêstymi gromadyKr¹¿¹c woko³o, wabi¹ do biesiady;Pobojowiska radzi godownicy,Wilcy, t³umami ci¹gn¹ z okolicy.Zniszczenie nawet, co ju¿ w zupe³noSciSwe panowanie nad zamkiem rozszerza,Tyle przestrzega bezpieczeñstwa goSci,Z takim te gody sprawia uciszeniem,¯e mo¿na s³yszeæ przelot nietoperza;Chyba ¿e zechce przySwieciæ p³omieniem,To buchnie w ¿ary przetla³ym kamieniem.27Przecie Nebaba ¿ywo wyszed³ z bojuI ³akomego brzydkiej Smierci gar³a;A choæ mu rana do dna pierS rozdar³aI w niej krew czarna kipi jak we zdroju,I choæ posok¹ umalowa³ skronie,I wzrok w strumieniu dymi¹cym siê tonieWidaæ po jego spokojnej postawie,¯e odpoczywa po wojennej wrzawie.Albo te¿, jeszcze i dot¹d mêczonyZuchwalstwem rz¹dcy i Orliki zdrad¹,Zboczy³ wêdruj¹c pomimo tej strony,By siê nacieszyæ obmierz³ych zag³ad¹.W tym¿e ko³paku, w odzie¿y tej samej,Szczernia³ej trochê pod krwawymi plamy,Siedzia³ na z³omkach wpó³zgorza³ej bramyI swoj¹ pikê trzyma³ na sztych w rêce,93Jakby mia³ bliskie odeprzeæ natarcie.A w okr¹g niego doborni m³odzieñce:Jedni, jak gdyby stanêli na warcie;PodnieSli piki nad zgorza³¹ wie¿¹;Tylko cierpliwi, ¿e siê ani rusz¹,Choæ p³omieñ zewsz¹d dogryza im srogo!A drudzy w kole gard³em flasze mierz¹;Tylko ¿e nigdy dopiæ ich nie mog¹!Inni znów, bardziej snem zmorzeni, le¿¹;Tylko ¿e wiecznie tym snem le¿eæ musz¹!Musi on ca³¹ nasycaæ siê dusz¹,¯e tak, bezw³adny, wpatrzy³ siê przed siebie:Pewnie on w cieniach pami¹tek siê grzebie.Tu ka¿de miejsce tyle przypomina!Gdzie w stosach ¿aru kurzy siê perzyna,Ten plac, bywa³o, uwieñcza³y spisy,Kiedy sw¹ m³odzie¿ zebra³ na popisy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]