Podobne
- Strona startowa
- Farmer Philip Jose wiat Rzeki 04 Czarodziejski labirynt
- Pullman Philip Mroczne materi Zorza polnocna (Zloty Kompas)
- Pullman Philip Mroczne materie 01 Złoty kompas
- Pullman Philip Mroczne materi Zloty kompas
- Farmer Philip Jose Ciala wiele cial
- Pullman Philip Mroczne materie 3 Bursztynowa luneta
- Philip K. Dick, Roger Zelazny Deus Irae
- Farmer Philip Jose Przebudzenie kamiennego boga (S
- Bova Ben Zbrodnia (2)
- Harry Harrison Stalowy Szczur Spiewa Blesa
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- qup.pev.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kiwam głową potakująco.Nie ma sensu zaprzeczać, że pragnęłam odbyć tę podróżza jego plecami. Nie ufasz mi stwierdza. Myślisz, że nie pozwoliłbym na tę wizytę, gdyby tylko nicci przy niej nie groziło.Wolisz mnie oszukiwać i wykradać się niczym szpieg na sekretnespotkanie z moim wrogiem.Milczę.Henryk ujmuje mnie za rękę i nakrywszy palcami moją dłoń, przykłada ją sobiedo zgięcia łokcia, jakbyśmy byli kochającą się parą.W rzeczywistości jednak zmusza mnie,abym szła obok niego, dotrzymując mu kroku. Zastałaś swoją matkę w dobrym zdrowiu? Zadowoloną z warunków, w jakich przyszłojej mieszkać? Tak przyznaję. Nic jej nie brakuje. Powiedziała ci, co ostatnio porabia? Nie. Waham się przez mgnienie, zanim dodam: Pani matka nic mi nie mówi.Ja jejpowiedziałam, że wybieramy się do Norwich, chyba nie uczyniłam nic złego, mój mężu?Jego spojrzenie na moment mięknie, jak gdyby współczuł mi tego rozdarciai przeciwstawnych celów moich bliskich, wszelako odzywa się głosem pełnym goryczy. Nie.Nic się nie stało.Wokół mnie roi się od nasłanych przez nią szpiegów, nie jesteśjedyna.Zresztą pewnie i tak wiedziała to przed tobą.O co jeszcze cię wypytywała?Prawdziwym koszmarem jest to relacjonowanie rozmowy z rodzoną matką, w pełnejświadomości, że jedna czy druga informacja może ją obciążyć może obciążyć mnie. Właściwie o nic mówię. Chciała wiedzieć, czy John de la Pole opuścił dwór.Powiedziałam, że tak. Wysunęła może przypuszczenie, z jakiego powodu pozbawił nas swego towarzystwa?Zdradziła się z wiedzą, dokąd się udał?Potrząsam głową. To ja ją poinformowałam, że prawdopodobnie popłynął do Flandrii wyznaję. I to stanowiło dla niej zaskoczenie?Wzruszam ramionami. Trudno powiedzieć. Odniosłaś wrażenie, że Johna czeka serdeczne powitanie? Nie wiem. Myślisz, że jego bliscy podążą za nim? Jego brat Edmund, jego matka Elżbieta, twojaimienniczka i ciotka? Jego ojciec? Wszyscy oni są wiarołomcami, choć im zaufałem,wprowadziłem ich na swój dwór, słuchałem ich rad? Notowali każde moje słowo i terazzamierzają zdać raport swoim krewniakom, a moim wrogom?Ponownie potrząsam głową. Naprawdę nie wiem.Puszcza moją rękę i odstępuje o krok do tyłu, aby na mnie spojrzeć ciemnymi poważnymioczyma.Twarz ma zaciętą, minę podejrzliwą. Kiedy pomyślę, jaki majątek wydano, aby cię wykształcić, Elżbieto, zdumiewa mnie,jak niewiele wiesz.KOLEGIATA MATKI BOSKIEJ POLNEJ, NORWICH LATO 1487 ROKUPodróżujemy na wschód błotnistymi traktamii święto Bożego Ciała obchodzimy w Norwich, gdzie zatrzymujemy się w kolegiacie MatkiBoskiej Polnej.Stamtąd wyprawiamy się do samego miasta, aby zobaczyć słynną na cały krajprocesję, w której członkowie poszczególnych cechów udają się do katedry.Norwich to chyba najzamożniejsza miejscowość w całym królestwie.Mieszkańcy w większości członkowie gildii mających w ten czy inny sposób coś wspólnego z wełną przywdziewają uroczyste szaty i zrzucają się na kostiumy, dekoracje, a nawet wierzchowce,dzięki czemu powstaje wspaniała procesja, w której w nakazanym prawem porządku idąmieszczanie, kupcy, rzemieślnicy i czeladnicy świętujący Ciało i Krew Pańską oraz własnąważność.Henryk i ja stoimy obok siebie w swych najlepszych szatach i przyglądamy się długiemuorszakowi.Każdą gildię poprzedza misternie haftowany sztandar, obraz świętego patrona orazwóz prezentujący rękodzieło będące owocem pracy jej członków.Czuję, że król od czasudo czasu rzuca mi kose spojrzenie.Właściwie więcej patrzy na mnie niż na procesję. Uśmiechasz się, kiedy ktoś na ciebie spoziera zarzuca mi nagle.Jestem zaskoczona. To.to z czystej uprzejmości bronię się. Nie masz się o co gniewać. Wiem.Chodzi mi o to, że spoglądasz na nich tak, jakbyś im dobrze życzyła, przyjaznie.Nie rozumiem, do czego zmierza. Tak, naturalnie, najjaśniejszy panie.Podoba mi się cała procesja. Ach, podoba ci się podchwytuje, jakby to wiele wyjaśniało. Zatem dobrze siębawisz?Kiwam głową, aczkolwiek czuję się przez niego winna z powodu tej chwili zwykłejprzyjemności. A ty nie? Procesja jest taka barwna, żywe obrazy takie dopracowane, a te śpiewy! zachwycam się. Chyba jeszcze nigdy nie słyszałam tak pięknej muzyki.Henryk potrząsa głową, jakby miał sobie coś za złe, po czym nagle przypomina sobie,że wszyscy na nas patrzą, i unosi rękę, by pomachać w stronę przejeżdżającego wozuze wspaniałym zamkiem wzniesionym na pozłoconych deskach. Jakoś nie mam do tego serca odpowiada mi. Wydaje mi się, że ci wszyscy ludzietylko udają na pokaz, prawdziwe myśli zachowując dla siebie w głębi ducha.Co z tego,że uśmiechają się do nas, machają i zamiatają przed nami czapkami, skoro być może wcale nieakceptują mnie w roli swojego władcy.Jakiś malec przebrany za cherubina macha do mnie z biało-niebieskiej poduszki mającejprzedstawiać chmurkę.Uśmiecham się i przesyłam mu pocałunek, na co omal nie spadana ziemię, tak się wierci zachwycony. Ale tobie się podoba powtarza Henryk, jakby kwestia zwykłej przyjemności stanowiładla niego zagadkę.Wybucham śmiechem. Cóż, ja wychowałam się na wesołym dworze królewskim, mój ojciec najbardziejze wszystkiego lubił turnieje, przedstawienia i ceremonie.W pałacu wiecznie grała muzyka,wiecznie urządzano tańce
[ Pobierz całość w formacie PDF ]