Podobne
- Strona startowa
- Makuszynski Kornel Skrzydlaty chlopiec (SCAN dal 1
- Parsons Tony Mezczyzna i chlopiec.BLACK
- Parsons Tony Mezczyzna i chlopiec
- Makuszynski Kornel Skrzydlaty chlopiec
- Reymont Chlopi IV
- Reymont Chlopi III (2)
- Chłopi tom 1 W.S.Reymont
- Reymont Chlopi III
- Orson Scott Card Czerwony Prorok (2)
- Czechow Antoni Drobiazgi zycia
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- lkw.htw.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.I oto w jednym błysku zobaczył, jak głupia i bezsensowna jest taka taktyka, zapragnął więc natychmiast zanurkować do łóżka i obudzić się dopiero w weekend.- Marcusowi w szkole jest dobrze - oznajmiła Fiona.Will w pierwszej chwili nie mógł uwierzyć, a potem zastanowił się, czy owe słowa dźwięczące mu w uszach mogły znaczyć coś innego, niż znaczyły.Może chodziło o jakiegoś innego Marcusa? A może ten stojący przed nim Marcus chodził jeszcze do jakiejś innej szkoły, gdzie mu było dobrze? Wszystko jednak wskazywało na to, że rzeczy są, jakie są, a tylko Fiona jest ślepa, głucha i głupia.- Chyba żartujesz - powiedział w końcu.- To jasne, że musi trochę potrwać, zanim się zaaklimatyzuje w nowej szkole, ale.Przerwał jej wybuch śmiechu Willa.- Jasne, jeszcze parę tygodni i wszystko się ułoży, tak? Niech tylko przestaną mu kraść buty i przyczepiać się do niego po szkole, a będzie cacy!To nie tak.Oni nic nie rozumieli.- Właśnie że nie - wtrącił Marcus.- Parę tygodni nie wystarczy.- Pewnie, że nie wystarczy - zgodził się Will.- Żartowałem tylko.Nie była to rozmowa, w której byłoby miejsce na żarty, ale Marcus widział, że chociaż jedna osoba rozumie go przynajmniej odrobinę.Dlaczego jednak tą osobą był Will, którego znał od niedawna, a nie matka, którą znał całe życie?- Moim zdaniem melodramatyzujesz - oznajmiła Fiona.- Zdaje się, że nie miałeś dotąd wiele kontaktu z dziećmi.Marcus nie wiedział, co dokładnie znaczy przedrostek "melo - ", widział natomiast, że Will wściekł się jeszcze bardziej.- Otóż chciałem cię, kurwa, poinformować, że byłem kiedyś pierdolonym dzieckiem.- Teraz niecenzuralne słowa pojawiały się już w każdym zdaniu.- I chodziłem kiedyś do jebanej szkoły, dlatego też dobrze znam różnicę między tym, kiedy ktoś nie może się na początku przystosować, a tym, kiedy ktoś tak bardzo nie pasuje, że reszta na niego skacze jak kozy na pochyłe drzewo.I dlatego, kurwa, nie wyjeżdżaj mi tu z melodramatami.A szczególnie ty, która.- Aaaa! - wrzasnął Marcus.- Karuuumbaaa!Oboje popatrzyli na niego, a on nie uciekł spojrzeniem.Nie mógł wytłumaczyć im swego okrzyku.Poczuł tylko, że musi zrobić coś, cokolwiek, gdyż Will najwyraźniej chciał podnieść temat szpitala, a to nie w porządku.Will nie miał prawa podnosić tej kwestii tylko dlatego, że mama Marcusa pewnych spraw nie rozumiała.Problem szpitala był o wiele poważniej szy od drażetek i butów i nikomu nie wolno było tego mieszać.- Co z tobą? - spytał Will.Marcus wzruszył ramieniem.- Nie wiem.Po prostu chciało mi się krzyknąć.I tyle.- Jezu - pokręcił głową Will.- Ale rodzinka.Marcusowi nie bardzo podobała się cała ta kłótnia, ale kiedy się już skończyła, mógł dostrzec także jej jasne strony.Po pierwsze, mama dowiedziała się, że Will nie ma syna, i to było w porządku.Po drugie, dowiedziała się, że Marcus najczęściej po szkole idzie do Willa, i to też było dobrze, gdyż oszczędzało mu mnóstwa kłamstw, do których byłby inaczej zmuszony wbrew sobie.Po trzecie, dowiedziała się, jak jest w szkole, gdyż Will nareszcie powiedział to wyraźnie.Marcus sam by tego nie zrobił, gdyż nie potrafił, ale nieważne, kto to zrobił, ważne, że dotarło do Fiony.- Nigdy więcej tam nie pójdziesz - oznajmiła w drodze powrotnej.Wiedział, że tak powie i że on jej nie posłucha, ale tak czy owak, musiał się spierać.- Dlaczego?- Jeśli chcesz komuś o czymś powiedzieć, ja powinnam być pierwszą osobą.Jeśli chcesz coś nowego do ubrania, kupię ci.- Ale ty nie wiesz, co mi potrzebne.- To mi powiesz.- Ja także nie wiem.Tylko Will to wie.- Nie rozśmieszaj mnie.- Ale to prawda.On wie, jakie rzeczy się nosi.- Nosisz to, co rano nałożysz.- Dobrze wiesz, o co mi chodzi.- Chodzi ci o to, że wie, co jest modne, i że choć może mieć Bóg wie ile lat, to świetnie się orientuje, co się młodzieży podoba, a co nie.Tak właśnie sądził Marcus.W tym Will był dobry, a on miał szczęście, że trafił na kogoś takiego.- Nam ktoś taki jest niepotrzebny.Sami sobie dajemy radę.- Marcus patrzył przez szybę autobusu i zastanawiał się, czy to prawda.Uznał, że nie; o żadnym z nich nie można było powiedzieć, że daje sobie radę w swoich sprawach.- Nawet jeśli masz jakieś kłopoty, to z pewnością nie z powodu butów.- Wiem, że ty tak.- Marcusie, zaufaj mi, dobrze? Jestem twoją matką od dwunastu lat i całkiem nieźle mi to wychodzi.Wiem, co robię.Marcusowi jakoś nigdy dotąd nie przyszło do głowy, że jego matka dobrze wie, co robi.Nie miał także do niej pretensji, po prostu to, co z nim (dla niego?) robiła, nie sugerowało jakiegoś głębokiego pomysłu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]