Podobne
- Strona startowa
- Carter Scott Cherie Jesli milosc jest gra
- Grochola Katarzyna Podanie o milosc.BLACK
- Zanim milosc nas polaczy Courtney Cole
- Grochola Katarzyna Podanie o milosc.WHITE
- Christie Agatha Detektywi w sluzbie milosci
- Lucy Maud Montgomery W strone milosci
- Cronin AJ Trzy milosci
- Card Orson Scott Szkatulka
- Imperializm jako najwyzsze stadium kapitalizmu Lenin
- Wendeta dla Swietego Leslie Charteris
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- bezpauliny.htw.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.L a d yTo już pańska rzecz, moje złoto.Niestety wiem, że pan i tacy jak pan dusicie się, gdy ma-cie powiedzieć to, co zrobili inni.Radzę tedy upiec ten świstek w pasztecie z dziczyzny, to goserenissimus znajdzie na talerzu.S z a m b e l a nCiel!62 Co za zuchwałość! Niech się pani zastanowi.Niech pani rozważy, jak bardzo siępani naraża na niełaskę.L a d yzwraca się do zebranej służby i mówi następujące słowa ze szczerym rozrzewnieniemPrzeraziliście się, dobrzy ludzie.Czekacie z niepokojem, jak się ta zagadka rozwikła.Zbliżcie się do mnie, moi kochani! Służyliście mi uczciwie i szczerze.Patrzyliście częściej wmoje oczy niż do mojej sakiewki.Jedyną waszą namiętnością było posłuszeństwo, jedynądumą moja wdzięczność.Niestety, wspominając waszą wierną służbę, będę musiała wspo-minać także swoje poniżenie.Bo to już taki smutny mój los, że kiedy wy byliście szczęśliwi,ja żyłam w udręce.(ze łzami w oczach) Zwalniam was, moje dzieci.Nie ma już lady Milford a Joanna Norfolk jest za biedna, by spłacić swój dług.Skarbnik niech rozda między waszawartość mojej szkatuły.Pałac pozostanie własnością księcia.Najbiedniejszy z was odejdziestąd bardziej bogaty niż jego pani.(podaje im ręce, wszyscy po kolei całują ją ze wzrusze-niem) Ja was rozumiem, moi dobrzy ludzie.%7łegnajcie mi, żegnajcie na zawsze! (odrywa sięod nich, chce odejść.S z a m b e l a n zastępuje jej drogę) Jeszcze tu jesteś, nieboraku?S z a m b e l a nktóry przez cały czas spoglądał z zupełną tępotą na listI ja mam ten list złożyć najaśniejszemu panu do najdostojniejszych rąk?L a d yTak, nieboraku, do najdostojniejszych rąk.I masz mu oznajmić do najdostojniejszychuszu, że skoro nie mogę pielgrzymować boso do Loretto63, będę ciężko pracowała na kawałekchleba, by oczyścić się z tej hańby, żem kiedyś nad nim panowała.wychodzi szybko62C i e l! (fr.) Nieba!63L o r e t t o miejsce pielgrzymek w środkowych Włoszech.98AKT PITYSCENA PIERWSZAPokój u muzykanta.Zmierzch.L u i z a siedzi milcząca i bez ruchu w najciemniejszymkącie pokoju, z głową opuszczoną na ramię.Długa, głęboka cisza.M i l l e r wchodzi z la-tarnią w ręku, stroskany, świeci po pokoju, ale L u i z y nie spostrzega.Wreszcie odkładakapelusz i stawia latarnię.M i l l e rTu jej też nie ma.Tu też nie.Biegałem po wszystkich ulicach, byłem u wszystkich zna-jomych, dopytywałem się przy wszystkich rogatkach nikt nie widział mojego dziecka.(pochwili) Cierpliwości, biedny, utrapiony ojcze! Poczekaj do rana, a może twoja jedynaczkawypłynie na brzeg.Boże! Boże! Ubóstwiałem córkę z całego serca, to prawda.Ale kara zbytciężka.Ojcze w niebiesiech.Zbyt ciężka.Nie będę szemrał, ale kara ciężka!przygnębiony, osuwa się na krzesłoL u i z awychodzi szybko ze swojego kątaTo dobrze, biedny starcze.Przygotuj się zawczasu, że mnie utracisz.M i l l e rzrywa sięJesteś tu, moje dziecko? Jesteś? Ale dlaczego taka samotna i bez światła?L u i z aO, wcale nie jestem samotna.Gdy wokoło mnie robi się zupełnie ciemno, najprzyjemniej-sze wtedy miewam odwiedziny.M i l l e rNiech cię Pan Bóg strzeże! Tylko robak, co toczy sumienie, kocha godzinę puszczyków.Grzech i złe duchy stronią od światła.L u i z aTakże i wieczność, ojcze, która bez świadków rozmawia z duszą.M i l l e rCórko! Córko! Co ty wygadujesz?L u i z awstaje i podchodzi bliżejStoczyłam ciężką walkę.Ojciec o tym wie.Ale Bóg dodał mi siły.I walka skończona.Oj-cze, mówią, że jesteśmy słabe i ułomne.Niech ojciec nie wierzy.Drżymy na widok pająka,ale czarną zmorę zgnilizny z uśmiechem tulimy do łona.Tak jest, ojcze.Twoja Luiza jestwesoła.99M i l l e rWiesz, moje dziecko, wolałbym, żebyś szlochała.Mnie by to było milsze.L u i z aO, jak ja go podejdę, ojcze! Jak ja oszukam tego tyrana! Miłość jest bardziej przebiegłaaniżeli złość i odważniejsza.O tym nie wiedział ów człowiek ze swą biedną gwiazdą.Tak,oni mają spryt, dopóki chodzi o głowę, ale gdy tylko wdadzą się z sercem, wtedy te łotry tracąrozum.Przysięgą chciał zapieczętować swoje oszustwo? Ojcze, przysięgi wiążą tylko ży-wych, ale śmierć otwiera nawet żelazne kajdany sakramentu.Ferdynand dowie się, jaką byłajego Luiza.Czy ojciec chciałby doręczyć list? Ojciec będzie tak dobry?M i l l e rList? A komu, moja córko?L u i z aDziwne pytanie.Cała nieskończoność i całe moje serce nie mogą pomieścić w sobie jed-nej jedynej myśli o nim.Do kogóż innego miałabym pisać?M i l l e rzaniepokojonySłuchaj no, Luizo, ja otworzę ten list.L u i z aJeżeli ojciec chce.Ale niewiele się z niego dowie.Litery leżą tam jak zimne trupy izmartwychwstaną tylko, gdy miłość na nie spojrzy.M i l l e rczyta Oszukali cię, Ferdynandzie! Aotrostwo nie do wiary rozdarło związek naszych serc, alestraszna przysięga zamknęła mi usta, a twój ojciec wszędzie porozstawiał swoich szpiegów.Ale jeżeli masz odwagę, mój ukochany.Znam ja jedno miejsce, gdzie żadna przysięga niewiąże i gdzie ludzie nie pójdą podsłuchiwać twojego serca.urywa i patrzy L u i z i e w oczy ze smutkiemL u i z aCzemu ojciec tak na mnie patrzy? Niech ojciec doczyta do końca.M i l l e r.Ale musisz mieć dużo odwagi, by wstąpić na tę ciemną drogę, gdzie przyświeca ci tylkotwoja Luiza i Bóg.Musisz stać się wszystek miłością, zanim pójdziesz, musisz zostawić tutajnadzieje i szumne pragnienia.Bo tam potrzebne ci tylko serce.Chcesz pójść, to wyrusz wdrogę, gdy zegar u Karmelitów wybije godzinę dwunastą.Boisz się to wykreśl słowo silny zrejestru męskich cech, bo pokonała cię słaba dziewczyna. (M i l l e r odkłada list, osłupiałymwzrokiem, pełnym bólu patrzy długo przed siebie, potem zwraca się do córki i mówi głosemcichym, złamanym) Co to za miejsce, córko?L u i z aOjciec nie wie? Ojciec naprawdę nie wie? Dziwna rzecz.To miejsce takie znane.Ferdy-nand tam trafi.100M i l l e rHm.Mów wyraznie.L u i z aNie mam na podorędziu miłej nazwy dla tego miejsca.Więc niech się ojciec nie przelęk-nie, kiedy mu powiem szpetną.Tym miejscem.Czemu też miłość nie stwarzała nazw? Dała-by mu najpiękniejszą.Tym miejscem, mój drogi ojcze.Ale pozwól mi skończyć.Tymmiejscem jest grób.M i l l e rchwiejąc się idzie do fotelaO mój Boże!L u i z apodchodzi do ojca i podtrzymuje goAleż, ojcze! Ten strach budzi tylko samo słowo.Zapomnij o nim, a ujrzysz ślubne łoże,nad którym poranek rozwiesił złote kobierce, a wieczna wiosna kolorowe girlandy.Tylkolamentujący grzesznik mógł śmierci nawymyślać od kościotrupów.Bo to przecież miły, uro-czy chłopiec, pełen wdzięku jak Amor na obrazkach, tylko że nie taki zdradliwy.To cichy,usłużny duch, który duszę pątnictwem steraną za ramię przeprowadza przez miedzę czasu;który otwiera czarodziejski pałac wiekuistego szczęścia, uśmiecha się, kłania i znika.M i l l e rO czym ty myślisz, dziewczyno? Chcesz targnąć się na swoje życie?L u i z aNiech ojciec tak nie mówi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]