Podobne
- Strona startowa
- Trylogia Lando Calrissiana.03.Lando Calrissian i Gwiazdogrota ThonBoka (3)
- Edwards Eve Alchemia miłoci 03 Gra o miłoć. Kroniki rodu Lacey
- Stuart Anne Czarny lod 03 Blekit zimny jak lod
- Trylogia Hana Solo.03.Han Solo i utracona fortuna (2)
- Cornwell Bernard Kampanie Richarda Sharpe'a 03 Forteca Oblężenie Gawilghur, 1803
- Heath Lorraine Najwspanialsi kochankowie Londynu 03 Przebudzenie w ramionach księcia
- Terry Pratchett 06 Trzy wiedz
- Flawiusz Wojna Zydowska
- Arturo Perez Reverte Las Aventuras Del Capitan Alatriste 5 Libros
- Henryk Sienkiewicz panwolodyjowski
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- btobpoland.keep.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Mam nadzieję, że do Bożego Narodzenia skończymy.Mój Boże, to już za pięćtygodni! - stwierdziła, patrząc na ziejące pustką dziury po sedesie i umywalce.Ześcian i posadzki zbito kafelki i terakotę, zostało jedynie pęknięte lustro.Westchnęładramatycznie.- Chyba muszę pogonić ekipę!- Będzie cudownie - zapewnił z wymuszonym entuzjazmem.- Mam taką nadzieję.Wtedy u nas zostaniesz! Będziesz miał własny apartament,a dzieci będą zachwycone! - Jej oczy pociemniały odrobinę przy tym kłamstwie.- Jateż.- Dotknęła jego ramienia, jej dłoń została na nim chwilę za długo.Cofnęła jąledwie wszedł jej mąż o tubalnym głosie.- Witaj w naszym koszmarze.Odwiecznym koszmarze.Wrócili na parter.Pod byle pretekstem pozbył się siostry i jej głupkowategomęża i zadbał, by muzyka grała cały czas, by wszyscy mieli co pić, by ojciec nigdynie siedział sam.Oczywiście to on dostąpił zaszczytu pokrojenia indyka, pozwoliłnawet ubrać się w idiotyczny fartuch szwagra.Podczas posiłku przy, zdawałoby się, nieskończenie długim stole, uśmiechał sięi żartował, i sprytnie unikał co bardziej osobistych pytań.Znad kieliszka z winempuścił oko do kuzynki i ona, która przyglądała mu się przez cały wieczór,zarumieniła się i odwróciła wzrok.Siostra oczywiście dostrzegła to i wydęła usta z dezaprobatą.Cała rodzina była ciekawa, jak wygląda jego życie miłosne, a on dawał im tylkotyle informacji, by podsycać tę ciekawość, choć tak naprawdę bawiło goobserwowanie, jak usiłują wyswatać go z różnymi kobietami.Jakby był zdany na ich łaskę.W tym roku zaczęła jego siostra, opowiadając o przyjaciółce, która była wtrakcie burzliwego rozwodu.Przyjaciółka była ładna, zgrabna,miała dobrą pracę i żadnych dzieci.I niewykluczone, że zgarnie kilkaset tysięcy,jeśli nie oszuka jej ten drań, jej mąż.Potem była mowa o byłej dziewczynie jednego z braci, która jakoby wróciła domiasta, znowu sama.Matka to podkreśliła, jednak ojciec zaraz dodał, że akurat takandydatka ma już troje dzieci, z których najstarsze chodziło już do liceum.- A ta koleżanka z pracy? Jak jej na imię? No wiesz, która.Prawniczka, zdajesię? I taka ładna.I bystra.Co za szkoda, że ze względu na pracę on musi tak często wyjeżdżać.Powinien się ustatkować, pouczał ojciec.Czyżby się bał? Czyżby cośpodejrzewał?Może w przyszłym roku trochę zwolni, będzie spędzał tu więcej czasu.Pozwalał, by rozmowa toczyła się swoim torem, uśmiechał się miło, paplał onadchodzących świętach, o wspólnej Gwiazdce, choć z każdą chwilą było muciężej.Siostra odciągnęła go na bok, gdy pomagał znosić naczynia po kolacji, izwierzyła się, że martwi się o ojca.Nie wiadomo, czy staruszek doczeka kolejnegoZwięta Dziękczynienia.Każdy dzień jego życia to cud, czy nie zdaje sobie z tegosprawy?Przyszły rok? Nie bardzo to sobie wyobrażała.Pewnie, że nie.Kto wie, jaki remont do tego czasu wymyśli?On jednak był gotów postawić pięć do jednego, że stary przeżyje wszystkieswoje dzieci, a to nie lada wyczyn.Poczekał, aż ojciec dopił szkocką whisky i wraz z żoną wpakował się doczekającego cadillaka, z szoferem, ma się rozumieć.Uściskał mu rękę.Dłoń ojcabyła równie silna jak zawsze.- Powiedz coś do mamy - nalegała siostra i, kłamiąc jak z nut, zapewnił staruchę,że wygląda promiennie i że już nie może się doczekać wspólnych świąt BożegoNarodzenia.Ledwie zniknęli na podjezdzie za śnieżną kurtyną pomknął myślami doprzyszłości.Pożegnał się szybko, tłumacząc wczesnym lotem następnego dnia, iniemal pobiegł do samochodu.Dopiero gdy stary dom zniknął mu z oczu, pozwolił sobie na chwilę odprężeniai starł z twarzy sztuczny uśmiech, który gościł na niej od pięciu godzin.Potarł bliznępod zarostem, spochmurniał.Nie miał czasu na święta ani inne bzdury.Z radia płynęła durna piosenka świąteczna.Wyłączył je, wpatrzony w szosę, wsnopy światła z reflektorów, przecinające śnieżną ciemność.Kilometry upływałyzbyt wolno.Nie miał czasu do stracenia.Miał jeszcze tyle do zrobienia.A ci niewdzięcznicy, jego krewni, nie mieli o tym pojęcia.I nigdy się niedowiedzą.Nigdy.Rozdział 13To by było tyle - stwierdziła Alvarez, gdy wraz ze Slatkinem i jego asystentkąAshley Tang zapakowali i zanieśli do furgonetki wszystko, co chcieli przebadać, zmieszkania Jocelyn Wallis.Oczywiście uprzednio wszystko obfotografowali,opisali i skatalogowali, dopiero potem zataszczyli ścieżką wydeptaną w śniegu dopolicyjnego wozu.Mikhail Slatkin, niespełna trzydziestoletni, wysoki, grubokościsty, inteligentnyi zamknięty w sobie, był pod względem fizycznym całkowitym przeciwieństwemswojej współpracownicy.Tang, drobna Azjatka, ważyła, na oko Alvarez, niecałepięćdziesiąt kilogramów, i to w zimowych butach i ocieplanej kurtce
[ Pobierz całość w formacie PDF ]