Podobne
- Strona startowa
- Matywiecki Piotr Twarz Tuwima
- 3.Glen Cook Biala Roza
- Stanislaw Grzesiuk Boso, ale w ostrogach
- Masterton Graham Ikon
- Norton Andre Pani Krainy Mgiel
- Adobe.Photoshop.7.PL.podręcznik.uzytkownika
- Eddings Dav
- Historyczne Bitwy 1942 Midway Maciej Borkowski
- Oramus Marek Senni zwyciezcy (2)
- rozdz11 (2)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- bezpauliny.htw.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zpiewał razem z innymipieśni o dyscyplinie i posłuszeństwie, ale w sobie, po raz pierwszy od ośmiu lat czuł& cóż tobyło? To było jak kiełek, ledwie przebudzone ziarno, które sobie wiadomymi sposobamirozpoznało zmianę otaczających warunków i zaryzykowało życie.Jego Przemiana miała właśnietaki charakter - nieświadomego, niemal fizjologicznego procesu, który mógł obserwować,mógłby może starać się hamować, jak przez ostatnie tygodnie, ale nie mógł, nie chciał przerwać,zatrzymać, cofnąć& Każde drgnienie tego nowego ziarna w jego wnętrzu niosło mu szczerąradość, siłę i pewność, której tak dawno nie odczuwał.Działał instynktownie, ale nie było mu dzięki temu łatwiej.Sam tego nie wiedział, alemetody Mistrza widać musiały w nim zaowocować, rozbudziły się w nim nowe moce, noweformy odwagi, nowe pragnienia wiedzy.Jednocześnie jego codzienna rzeczywistość: praca wgospodarstwie od świtu, praca w kuchni do wieczora, praca w garażowej hurtowni przez dużączęść nocy splatały się w szczelną pętlę pozbawiającą go jakiejkolwiek możliwościsamodzielnego rozwoju.Co kilka dni pętla ta przerywana była cotygodniowymi wyjazdami doWarszawy, do domu Mistrza, ale zmieniało to tylko miejsce i proporcje poszczególnych prac.Potem wracał z Warszawy, by zjawić się na obowiązkowych zajęciach na uczelni, które zresztąw części zwyczajnie przesypiał, odzyskując siły po tygodniu pracy.Wykładowcy przyzwyczailisię już chyba do tego, że przez połowę zajęć zwyczajnie spał, nie krępując się specjalnie, nawetgdy siedział w pierwszej ławce, za to w drugiej połowie był najaktywniejszym studentem wgrupie.Sytuacja ta jednak wyczerpywała go.Nie potrafił nazwać wzbierającej w nim frustracji,nigdy nie ośmieliłby się zidentyfikować problemu poza sobą, w strukturze, w której tkwił, wktórej był zamknięty.Na to był ciągle zbyt lojalny.Ale organizm Filipa, głębsze pokłady jego psychiki wyczuwały bezbłędnie hamulcekrepujące siły w nim wzbierające.Rozwijająca się struktura biopsychiczna odrzucała tęzewnętrzną strukturę społeczną niczym obce ciało, chorobowy bodziec, infekcję.Ciągła presja zestrony mistrzów, a jednocześnie podświadome dążenie własnego ciała i duszy do zachowaniazdrowia mimo wszystko, wyczerpywały siły.Zaczęły pojawiać się obsesyjne myśli, wizjeprzedstawiające jego samego poza Wspólnotą.Myśl o odejściu powoli dojrzewała, ciągletraktował ją jako pokusę i z wszystkich sił zwalczał.Już same te myśli świadczyły jednak, żemiał problem, o którym niezwłocznie powinien zameldować mistrzowi.O mały włos tego niezrobił.W pewnym momencie zaczął kroczyć nad przepaścią, potrzebował tylko bodzca,wyglądał bodzca, który go w przepaść zrzuci.W przepaść życia poza Wspólnotą, w obcą otchłań.I stało się.Zmiać mu się chciało, gdy przypomniał sobie, jak błahy nacisk przeważyłszalę.Alea iacta est.Już kiedyś to powiedział.Przed pięciu laty.Ale wtedy wiedział, że to nieprawda, żeprzekroczywszy Rubikon, wróci wkrótce z powrotem, choćby miał okrążyć ziemię.Odszedł, aleto niczego nie zmieniło.Realizował wszystkie zasady samemu, żył nadal według wszystkichmodeli.Za wyjątkiem jednego, najważniejszego, mówiącego o bezwarunkowej niezbędnościmistrza.Jego życie wyglądało w rezultacie jak jezdziec bez głowy.Musiał wrócić, aby odzyskałoswój sens, swą spójność i logikę.W pewnym momencie stwierdził, że w zasadzie tylko czeka,aby się odezwali.Po dwóch dniach zadzwonił telefon, a on ich zadziwił, bez wahania przystającna spotkanie.Po paru tygodniach wrócił na swoje miejsce we Wspólnocie i zaczął odrabiać stracony czas.Tym razem będzie inaczej.Wiedział, że już nie ma powrotu.A raczej czuł to, nie rozumiejąc jednocześnie, dlaczegoprzyszło mu to tak łatwo.Przecież mistrzowie mówili z taką pewnością siebie, że z jego poziomujuż odwrotu nie ma, że System nie pozwoli odejść nikomu, kto zaszedł już tak daleko.A on sięodwraca i przychodzi mu to z większą wewnętrzną łatwością niż podążanie dalej Zcieżką.Alełatwość ta nie miała nic wspólnego z łatwizną życia umownego, w ogóle nie myślał w tychkategoriach.Aatwość wynikała z podjęcia decyzji do końca zgodnej z najgłębszym, choć nie dokońca świadomym przekonaniem, zrozumieniem konieczności.Ale czuł też, że kiełkującemu ziarnu grozi śmiertelne niebezpieczeństwo, musi jepielęgnować, skrywać, przede wszystkim musi je ukryć przed wzrokiem mistrzów.Wiedział, żegdy je dojrzą zniszczą je, że potrafią go przekonać, by sam je zniszczył.Wiedział, że z punktuwidzenia wszystkiego w co wierzył, było to ziarno iluzji, trucizny.Ale teraz nie patrzył już z tegopunktu widzenia.Nie miał jeszcze żadnego innego.Miał tylko to małe kiełkujące ziarnowolności.Dla republikańskiego historyka, Juliusz Cezar, choć sam sobie pewnie z tego sprawydo końca nie zdawał, przeprawiając się z legionami przez Rubikon przekroczył jednocześniegranicę między wolnością a tyranią
[ Pobierz całość w formacie PDF ]