Podobne
- Strona startowa
- Briggs Patricia Mercedes Thompson 08 Niespokojna Noc
- Anne McCaffrey & Mercedes Lacke Statek ktory poszukiwal
- Pierce Tamora Krag Magii [Tam Ksiega Daji
- Feist Raymond E Mistrz magii (SCAN dal 735)
- Feist Raymond E Adept magii (SCAN dal 734)
- (ebook pdf) Teach Yourself Database Programming with Visual C in 21 days
- Lewis Wallace Ben Hur
- Krolewicz i zebrak Twain M
- Norton Andre Lackey Mercedes Elfia Krew (SCAN dal 996)
- Pierscien z krwawnikiem Helena Sekula
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- zuzanka005.pev.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Wpadł w sidła strachu swego Towarzysza i jest już bliski histeriiKto, Towarzysz czy jego Wybrany.- Vanyel wyplątał się do reszty ze swego posłania i jednym tchnieniem woli podpalił lampkę.Lepiej się tym zajmijmy.Możemy być jedynymi osobami znajdującymi się na tyle blisko, aby usłyszeć to wołanie.Obydwoje, a przynajmniej Towarzysz.- Yfandes skoczyła na równe nogi, oczy pociemniały jej z rozpaczy.Przez otwartą górną część drzwi prowadzących na wygon wlewał się do wnętrza stajni księżycowy blask, odbijając się srebrem na jej białej sierści.- Vanyelu, proszę cię.musimy im pomóc! A co niby robię! - zapytał, zarzucając jej na grzbiet derkę, po czym nałożył samo siodło.- Za pół sekundy będziesz osiodłana.Gdzie to jest?W Lineasie.W Highjourne.To siedziba tronu Lineasu.- Pośpiesznie przebiegł myślą po noszonym w pamięci obrazie mapy.- To stosunkowo niedaleko naszej granicy.Czy zdołamy dotrzeć tam do świtu?Przed świtem nawet.- Cała uwaga Yfandes zwrócona była już ku zachodowi.To dobrze, gdyż mam przeczucie, że to, co robimy, jest nielegalne.Przynajmniej według praw Lineasu.które wolałbym łamać tylko wtedy, kiedy śpią ludzie odpowiedzialni za ich przestrzeganie i nikt nie może mnie złapać.Kellan!Tupnięcie kopytem i ciche rżenie powiedziało mu, że Towarzysz Savil usłyszał go.Zbudź Savil i powiedz jej, co wiemy i dokąd jedziemy.I dlaczego.Parsknięcie oznaczające zgodę.Yfandes, poczekaj chwilkę, lepiej się przebiorę.- Zaczął zrzucać ubranie, przeklinając sznurówki, uparcie nie chcące się rozplatać.W końcu je zerwał, uświadomiwszy sobie, jak dużo czasu przez nie traci.Yfandes przekręciła głowę, świdrując go oszalałym wzrokiem.Nie możemy sobie pozwolić na tracenie czasu!Nie możemy sobie pozwolić na nadmierny pośpiech - odparł Vanyel z rozwagą.- Zastanów się tylko, kochana.Lepiej, żebym miał na sobie uniform.Nawet mieszkaniec Lineasu pomyśli dwa razy, nim zatrzyma herolda z Valdemaru, a mężczyzna na białym koniu niekoniecznie zmusi go do zastanowienia.Nie mam ochoty stać się tarczą strzelniczą.- Przeszukał zawartość swych juków, wydobywając z nich dość wymięty komplet Bieli heroldów.- Wiedziałem, że zostawiłem je tutaj.Niech bogom będą dzięki za frontowe nawyki.- Wskoczył w bryczesy, narzucił tunikę, ściągnął się mocno paskiem i nałożył buty.- Dobrze, że mam tylko jedną parę wysokich butów.Do licha, szkoda że nie przyszło mi do głowy, żeby zostawić tutaj miecz.Mekeal zostawił jakiś miecz w skrzyni na uprząż przy stajni.Niech cię bogowie błogosławią.Przesadził przegrodę i ruszył po broń.Miecz nie był wprawdzie pierwszej jakości, ale nadawał się do użytku.Vanyel przypiął go sobie razem ze swym długim sztyletem, a krótkie noże wsunął w przeznaczone dla nich kieszonki w butach.Płaszcz - rozejrzał się za nim prędko, będzie mu potrzebny.Jest, zwinięty razem z pościelą.Wyszarpnął go z wielkiego kłębu, który jeszcze parę chwil wcześniej był jego posłaniem, wytrzepał, zarzucił sobie na ramiona, spiął klamrą pod szyją i powrócił do siodłania Yfandes.Nasunął jej na grzbiet siodło, jednym ruchem zaciągnął popręg, zapiął piersiowy i tylny pas Yfandes była gotowa do drogi.Zarzucił jej na głowę zerwaną z haka uzdę, a gdy ona potrząsała jeszcze głową, by wszystkie paski ułożyły się na swych miejscach, Vanyel już wskakiwał na jej grzbiet przy wtórze rozszalałych dzwoneczków przy cuglach.Potem, uchwyciwszy wodze, przełożył je przez głowę Yfandes, ona pchnęła nosem dolną część drzwi na wygon i wreszcie jednym susem, który zawstydziłby nawet dzikiego jelenia, pomknęła w ciemność.Rozdział SiódmyBogowie, czuję się zupełnie jak podczas alarmu na pograniczu.Choć przeraźliwe wołanie bez reszty opanowało umysł Yfandes, Vanyelowi udawało się zachować zimną krew i nim opuścili stajnię, szybkim gestem zagasił lampkę.Yfandes pędziła już przez czarny wygon, a głuche dudnienie jej kopyt na trawie zdawało się brzmieć nienaturalnie zdecydowanie pośród cieni tańczących w księżycowym blasku.Vanyel zapomniał, że furta w ogrodzeniu będzie zamknięta.W ostatniej chwili spojrzał przed siebie, by ujrzeć sunący wprost na nich płot, a gdy poczuł, że pod nim Yfandes składa się do skoku, odruchowo przywarł mocniej do jej grzbietu.Poszybowali ponad belkami, a na ziemię spadli z siłą, która wyrzuciła Vanyela z siodła i pozwoliła wylądować, ze zgrzytem zębów, dopiero na karku Yfandes.Vanyel z trudem odzyskał równowagę i wyczuł w krokach swej klaczy pewne wahanie.Van?Zacisnął zęby i prześlizgnął się na właściwe miejsce.Suń do przodu.nic mi nie jest.Yfandes rozpostarła swe ciało nisko nad ziemią i pędziła przed siebie co sił w nogach.Vanyel, najmocniej jak mógł przywarł do jej wyciągniętej szyi, utrzymując się jak najniżej i punkt ciężkości swego ciała przeniósł na przednią część siodła, gdzie łatwiej jej było nim balansować.Wspomagał Yfandes swą mocą.Nikt, tylko herold potrafił zrozumieć, jak wyczerpująca mogła być zwykła jazda konna, zwłaszcza podczas tak szaleńczej podróży.Vanyel mimo woli wciąż pozostawał w ruchu, starając się utrzymywać równowagę, tak aby Yfandes łatwiej było go nieść.Praca ta wymagała bardzo precyzyjnej stymulacji mięśni wspomagającej wysiłek Yfandes.Vanyel omotał się szczelnie płaszczem, lecz na nic się to zdało.bo wiatr przenikał materiał i mroził okrutnie całe ciało.Nim upłynęła jedna miarka świecy, jego ręce i twarz były już niczym bryły lodu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]