Podobne
- Strona startowa
- Andrzej Pilipiuk Kroniki Jakuba Wedrowycza
- Auel Jean M Wielka wedrowka
- linuxadm (9)
- Alex Kava Maggie O'Dell 05 Zło Konieczne
- Makuszynski Kornel Dziewiec kochanek kawalera Dorn (3)
- Wiele Sciezek Na Rozne Szczyty
- Jan Potocki Rękopis znaleziony w Saragossie (tom. II)
- Żenia i Anfisa 03 Niezidentyfikowany obiekt chodzący Tatiana Polakowa
- Jan Od KrzyA1 4a, A w DzieA,a
- Burroughs William S Pedal
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- spartakus.htw.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kiedy w końcu zatrzymał się jakiśwóz i woznica zaproponował, że ją podwiezie dalej, nie miaławyjścia i musiała się zgodzić.Piszący te słowa reporter spotkał się z nią w Halton Heath.Tam odkryłem, że jej stopy są pokryte świeżymi ranami,obok niezagojonych wczorajszych.Zabrałem ją do Nantwich,gdzie została zaopatrzona w bardziej odpowiednie obuwie najutrzejszą dalszą drogę - do Drayton.Zostawiłem ją w żałosnym pensjonaciku, gdzie uparła sięprzenocować.- Dobranoc, Marto - szepnąłem, odchodząc.-Przyjemnych snów.Dalszy ciąg historii Marty ukaże się jutro.Clive czytał kilka razy swój artykuł.Dla jego uszu brzmiałon nazbyt sentymentalnie: ot, takie słodkie, cukierkowedziennikarstwo, którego nie lubił.Edgarowi pewnie sięspodoba, ale podejrzewał, że kiedy przeczytają to tam, w Guardianie", pożałują, że się zobowiązali do zamieszczaniaWędrówki Marty aż do końca.Przypomniał sobie, że terazpowinien podjechać na King's Court, gdzie miał nadziejęzdobyć fotografię Marty.* * *Ku swemu zdumieniu zastał tam Kate, grającą w karty zdziećmi Marty, których imiona brzmiały: Lily i Georgie.Oboje wyglądali blado, byli jakby trochę niedożywieni,chociaż ubrania mieli ciepłe, mimo że niezupełnie czyste.Przywitali się grzecznie z Clive'em.Pokój, w którymprzebywali, robił wrażenie rozpaczliwie nędznego.- Cześć, Clive.- Kate wyglądała na okropnie zadowoloną,że go widzi.On był chyba równie zadowolony ze spotkania znią.- Przyszłam sprawdzić, czy dzieci zjadły porządnyposiłek.Carlo.to znaczy mąż Marty, wspaniale sobie radzi.Teraz tylko wyszedł na szybkiego drinka.Kiedy wróci, pojadędo domu.Widziałeś Martę? - spytała.Lily i Georgiewpatrywali się w niego z niepokojem, jakby czekając, coodpowie.- Tak.I ma się dobrze - odparł, niepewny, czy mówiprawdę, czy kłamie.- Szczerze mówiąc, o waszej matce pisząw dwóch gazetach, w Lancashire Post" i w ManchesterGuardian".Właśnie dlatego tu jestem - ciągnął - żeby wasspytać, czy macie jakąś fotografię waszej matki: na przykład zdnia, kiedy ona i wasz ojciec brali ślub?- Tak, mamy ślubne zdjęcie rodziców i mama na nimpięknie wygląda - z powagą rzekła Lily.- Tata też wyglądafantastycznie.Zdjęcie stoi na komodzie.- Zerwała się.- Zarazje panu przyniosę.Jaka ona wtedy była śliczna! Clive podniósł zdjęcie bliżejdo bladego już światła.I co za piękny uśmiech: całkowiciezmieniał jej twarz, tak że z trudem można było ją poznać.Niew tym rzecz, że teraz wyglądała dużo starzej, w sposóbnieunikniony starzej.Bardziej chodziło o to, że obecnie miaławyraz twarzy osoby nieszczęśliwej, zmęczonejrozczarowaniami i stratami - nie tylko Joego, ale utratą nadzieii marzeń, których było w niej pełno, kiedy brała ślub.Ajednak nic nie zmniejszyło jej woli życia i walki o swojąrodzinę.- Wasz tata był wtedy niesamowicie przystojny -zauważyła Kate.- Nadal wygląda przystojnie, kiedy włoży najlepsze,świąteczne ubranie - zapewniła ją Lily.- I kiedy się ogoli - uzupełnił Georgie.- I kiedy ostrzyżewłosy i umyje zęby.Clive był ciekaw, czy Carlo ma nadal taką samą szopęczarnych kędziorów na głowie, jak na fotografii.Przygładziłswoje rozpaczliwie proste włosy - zawsze się bał, że pewnegodnia będzie łysy, zupełnie jak ojciec.Podziękował za herbatę, tłumacząc, że jeszcze musipojechać do Blackpool z fotografią.Kate odprowadziła go do drzwi.- Mogłabym kiedyś pojechać z tobą do Blackpool? -spytała grzecznie.- Tak bym chciała zobaczyć, jak wyglądaredakcja gazety! W końcu - dodała z ważną miną - kiedyś i jabędę reporterką.- Serdecznie zapraszam.- Clive nie miałby nic przeciwkotemu, żeby Kate pojechała z nim nawet teraz.Byłby naprawdęzachwycony, mając takie miłe towarzystwo w drodze tam i zpowrotem.A kiedy wrócą do Liverpoolu, zaprosi ją na póznąkolację do.na przykład do Adelphi.Ale nic z tego.- Cześć, dzieciaki - zawołał.- Do widzenia, panie Dexter - odkrzyknęły.* * *Marta wlokła się do miejscowości Drayton w hrabstwie, ojakim nigdy nie słyszała - nie wiedziała nawet dotąd, żeAnglia jest podzielona na coś takiego, co się nazywa hrabstwa", dopiero Mister jej to wytłumaczył.Tak czy owak,to hrabstwo, do którego szła, nazywało się Shropshire, a to,które właśnie opuszczała, Cheshire.Tak czy owak, miała już wszystkiego powyżej uszu.Nogijej dokuczały mimo nowych butów.Właściwie nie mogła jużnawet przypomnieć sobie czasu, kiedy jej stopy byłynormalną, nie bolącą częścią ciała.Poza tym była głodna - wpensjonacie, w którym nocowała, dali jej na śniadanie miskęczegoś, co ledwie przypominało owsiankę, a smakowałookropnie.Już odmówiła podwiezienia wozem węglarza, bo biedny,smutny koń i tak ciągnął za duży ciężar, dwa tuziny worków zgrubym i drobnym węglem.Nie chciała jeszcze dodawaćpracy biednemu stworzeniu.Kiedy ten Clive się pojawi, zastanawiała się.Może powinna po prostu klapnąć na kamień milowy,niczym galareta, i czekać na niego? Ale to nie wydawało jejsię w porządku.Nie robiła żadnego prawdziwego wysiłku,żeby dotrzeć do Londynu, tylko zdawała się na Clive'a.Apoza tym nie miała pojęcia, dlaczego taki miły, młody chłopakjak on się fatyguje, żeby jej pomagać i naprawdę ma z tymdużo roboty.Z przeciwnej strony podjechał jakiś samochód, większyniż auto Clive'a.Kiedy się zbliżył, Marta dostrzegła, że kierujenim kobieta.Była zdumiona, gdy samochód się zatrzymał, akobieta otworzyła drzwiczki i głośno zawołała:- Ty jesteś Marta?- Tak - wyjąkała.- W takim razie wskakuj szybko, kochanie, zabiorę cię doDrayton.- Poklepała zachęcająco siedzenie obok siebie.Byłachyba bardzo stara, bo skórę miała tak pomarszczoną, żeprzypominała pognieciony żółty papier; na głowie tkwiłogniazdko srebrnych włosów.- Ale.skąd pani wie, kim jestem i dokąd idę?- Czytałam o tobie w gazecie, skarbie.Dzisiaj rano, w Manchester Guardian".Było tam też twoje zdjęcie.Wsiadaszczy nie? Jeżeli nie wsiądziesz, moje siostry będą strasznierozczarowane.A propos, nazywam się Imogen Cunningham.- Dzień dobry.- Marta nerwowo wdrapywała się dosamochodu.- Ale to nie ta droga - pokazała palcem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]