Podobne
- Strona startowa
- Simak Clifford D Dzieci naszych dzieci (SCAN dal (3)
- Heyerdahl Thor Aku Aku (SCAN dal 921)
- Bulyczow Kiryl Ludzie jak ludzie (SCAN dal 756
- Moorcock Michael Zwiastun Bur Sagi o Elryku Tom VIII (SCAN da
- Clarke Arthur C. Baxter Stephen Swiatlo minionych dni (SCAN dal
- McCaffrey Anne Lackey Mercedes Statek ktory poszukiwal (SCAN d
- Norton Andre Lackey Mercedes Elfia Krew (SCAN dal 996)
- Moorcock Michael Perlowa Fort Sagi o Elryku Tom II (SCAN dal
- Moorcock Michael Elryk z Meln Sagi o Elryku Tom I (SCAN dal 8
- Umiejetnosc realizowania marzen
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- commandos.opx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Te jego garnitury od Armaniego i podróże — kto za nie płaci? Uważam, że jedynym miejscem dla Leppera jest, symbolicznie mówiąc.Święty Krzyż — czyli kryminał, ciężkie więzienie podobne temu, w jakim przed wojną Sergiusz Piasecki siedział.Im dłużej wychowywane jest społeczeństwo, im lepiej rozumie samoograniczenia demokratyczne, tym mniej musi się obawiać „Samoobrony”, Lepperów, krótko mówiąc — anarchosyndykalizmu, który jest anarchizmem o posmaku nihilistycznym.„Polityka” czy też „Wprost” podały wyniki sondażu Pentoru, w którym pytano: Co byś gotów był dać za odejście Balcerowicza? Niektórzy chętnie godzili się nawet, by dolar kosztował pięć złotych.Ekonomika jest skomplikowanym mechanizmem i ludzie nie dostrzegają po prostu dalszych ogniw kauzalnych rozmaitych procesów.Tymczasem znajdujemy się w epoce tak daleko posuniętej globalizacji, że całkowita autarkia jest niemożliwa do pomyślenia.Żadne państwo na świecie nie zdoła dziś jej zachować.— Chyba ze je się trawę, jak północni Koreańczycy.— Albo obgryza się korę z drzew.Ale wielu Polaków tego po prostu nie rozumie.Skądinąd sami ekonomiści, nawet ci najwybitniejsi, bardzo się różnią w receptach.Liberał Milton Friedman uważał, że gospodarkę rzucać należy na głęboką wodę i niewskazana jest jakakolwiek interwencja państwa; George Soros twierdzi, że interwencja taka jest dzisiaj konieczna, wydał nawet bardzo anty—kapitalistyczną książkę.Warto go chyba słuchać choćby dlatego, że część jego życiorysu zanurzona jest w komunistycznych Węgrzech, gdzie się urodził, i rozumie on niejako od środka perturbacje, jakie przechodzą dziś kraje postkomunistyczne.— Wracając do technologii: mówiliśmy już.o wyścigu kosmicznym jako pochodnej wyścigu zbrojeń.Jaką rolę w potęgowaniu zadyszki systemu sowieckiego odegrał amerykański pomysł z bombą neutronową?— Rola bomby neutronowej nie była aż tak ważna.Sprawą prestiżową, która — przenośnie mówiąc — otwarła oczy całej ludzkości lub jej znacznej części, okazał się jednak wyścig na Księżyc.Wyścig ten, nakazany przez prezydenta Kennedy’ego, miał charakter czysto polityczny.Nikomu tak naprawdę nie chodziło o postawienie nogi na Księżycu, ale o to, kto zrobi to pierwszy.Sowieci strasznie się spieszyli, Amerykanie jednak ich ubiegli.I, co charakterystyczne, na wystrzelenie czekało dwadzieścia „Saturnów”, ale po siedemnastym lądowaniu, kiedy na Księżycu znajdowały się już pojazdy, których wraki leżą tam do dzisiaj.Amerykanie zrezygnowali: wyprzedziliśmy Sowietów, cały świat się o tym dowiedział — i wystarczy.Cały świat z jednym sporym wyjątkiem: część Chińczyków do dziś pewnie o zdobyciu Księżyca nie wie, bo nie poinformowała o tym wtedy ani chińska telewizja, ani żadne media.U nas natomiast lądowanie „Apolla” pokazano na żywo.Nieufność prostego ludu wobec sowieckich możliwości zakorzeniona była u nas głęboko.Pamiętam do dzisiaj, że kiedy w 1957 roku pierwszy sputnik poleciał w kosmos, naród mówił: Co, powiązane sznurkami będzie latało? Zawracanie głowy! Czytałem wtedy zresztą w „Sternie” reportaż z głębokiej Syberii: korespondent tego tygodnika opisywał, jak baby wiejskie na koromysłach nosiły wodę ze studni, podczas gdy nad ich głowami latał sowiecki sputnik.— Pewnie mu się to podobało?— Ależ tak, zachwycony był tym czarownym kontrastem.W myśl sowieckiej ideologii pamięć o potędze imperialnej zastąpić miała wygodę codziennego życia, mydło, owoce zagraniczne, w ogóle wszystko.Przy tym faktyczne różnice intelektualnego poziomu, kulturalnego wychowania i wiedzy pomiędzy poszczególnymi warstwami były w Sowietach wielkie.— A czy spodziewał się pan tak łagodnego przebiegu rozpadu ZSRR?.— Absolutnie nie.Opowiem tutaj anegdotę.Naukowcy, których spotykałem w Moskwie w latach sześćdziesiątych, rozmawiali ze mną dosyć otwarcie.Jeden z wybitnych matematyków z sowieckiej czołówki zaprosił mnie na śniadanie.Pochodził z mieszanego małżeństwa: był synem Rosjanki i Żyda, rzecz po rewolucji bardzo częsta.I on, i jego przyjaciele obawiali się mas, ciemnych i nieoświeconych, które — jak przyjdzie co do czego — będą ich riezat’.Powtarzam to, co mi nad pięknym śniadaniowym obrusem powiedział: — Nikogo się tak nie boję jak ludu rosyjskiego.— Taki lęk mógł stać się motywem do wspierania systemu, który owe masy mimo wszystko okiełznał.— Trudno powiedzieć, czy na przykład naukowcom uczestniczącym w budowie bomby atomowej chodziło o system.Myślę, że niektórzy pracowali przy bombie nie z patriotyzmu, ale — by żyć! — robili to, co robić umieli.Mała dygresja: czytałem pamiętniki Richarda Feynmana, który magna pars fuit przy budowie amerykańskiej bomby, i nawet był jednym ze świadków pierwszego wybuchu atomowego.Bardzo zawierzył zdaniu Johna von Neumanna, który mu powiedział: ,,Jednostka nie może ponosić odpowiedzialności za cały świat!” Feynmanowi przyniosło to znaczną ulgę, aczkolwiek widział innych, którzy po tym pierwszym wybuchu mówili: „Zrobiliśmy rzecz straszną!”Wracając zaś do Sowietów: nie dysponuję tak zwaną próbką reprezentatywną tamtejszego społeczeństwa, ponieważ obracałem się tylko wśród sowieckich uczonych.Moim dobrym znajomym był wspomniany tu już radioastronom profesor Josif Szkłowski, poznałem też niektórych kosmonautów: lekarza Jegorowa, Fieoktistowa i Komarowa.Wsadzono ich do kapsuły bez skafandrów, bo nie było dość miejsca, polecieli, ryzykując życie, w odpowiednią rocznicę, by można było ogłosić światu, że pierwszy trójosobowy lot załogowy to dzieło kosmonautyki sowieckiej.Później budowano olbrzymią rakietę, która miała wynieść jednego tylko człowieka na Księżyc, wybuchła jednak przed startem i wyścig wygrali Amerykanie.Zęby zachować twarz, Rosjanie zajęli się projektem łunochoda, zwanego u nas, jak wiadomo, łunołazem.Przy odległości dzielącej Ziemię od Księżyca opóźnienie trzysekundowe bardzo komplikuje sterowanie takim urządzeniem — ale prymat w wyścigu kosmicznym był najważniejszy.— Znajomość z kosmonautami ustawiała pana chyba w tamtejszej hierarchii niesłychanie wysoko?— Występowaliśmy we dwójkę z Fieoktistowem w Bibliotece imienia Gorkiego.Potem poszliśmy na zaplecze, zawiedujuszczaja, gnąc się w ukłonach, częstowała nas kawą, a my rozmawialiśmy o… Trylogii, którą on znał
[ Pobierz całość w formacie PDF ]