Podobne
- Strona startowa
- Sawicka Wioletta (tom 2) Bedzie dobrze kotku
- Petersin Thomas Ogrodnik Szoguna (1)
- Goethe Johann Wolfgang Powinowactwa z wyboru
- Crichton Michael Norton
- Kennedy Paul Mocarstwa Âświata (1500 2000)
- Anne McCaffrey Sen Jak Smierc (4)
- Małecka Karolina Cherem
- Robert Jordan Ognie Niebios
- Mara Dyer 02
- Kraszewski Józef Ignacy Półdiable weneckie
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- prymasek.xlx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tallersbyła długą i prostą ulicą, zgodnie ze swą nazwą obsianą warsztatami niemal wyłącznie ludwisar-skimi.Wielu rzemieślników pracowało przy drodze i słychać było nieustające bicie młotów ko-walskich.Szli, rozglądając się ciekawie, i po jakimś czasie po lewej stronie ukazała się brama pro-wadząca na wielkie podwórze.To było miejsce, którego szukali.Weszli przez nikogo niezatrzy-mywani.Znalezli się na dziedzińcu przypominającym plac otoczony z trzech stron budynkami:warsztatami i hutą.Czwarty bok otwierał się na pole ograniczone stojącymi w oddali domamii płotami z trzcin i desek.Robotnicy wyciągali właśnie z formy odlewniczej potężny dzwon,wyższy od człowieka.Chłopcy dostrzegli dwa ogromne kamienne łuki krzyżujące się na podwórzu.Każdyz nich na sklepieniu miał zaczepiony żelazny pierścień.Dwie grupy ludzi ciągnęły za sznuryprzechodzące przez pierścienie olbrzymią bryłę brązu, unosząc ją do pozycji pionowej.Trzeciaekipa zdejmowała resztki formy.Dzwon miał stanąć na drewnianym rusztowaniu, gdzie zostaniepoddany wstępnej obróbce i szlifowi.Bracia przyłączyli się do grupy, która obserwowała w skupieniu podnoszenie dzwonu.Po-mruk zachwytu gapiów zlewał się z sapaniem ciągnących za sznury, a nad wszystkim górowałyokrzyki starszego mężczyzny wydającego polecenia. Czy to nie wspaniałe? szepnął Gabriel.Joan skinął głową, z otwartą buzią kontemplując przedsięwzięcie, i w tym momencie za-uważył, że lewy sznur zaczął się rozdzierać w miejscu, w którym stykał się z żelazną obręczą. Lina się rwie! krzyknął. Uwaga! Wyjdzcie spod dzwonu! ryknął mistrz, słysząc te słowa.W kilku krótkich chwilach wydarzyło się wszystko naraz.Zdawało się, że dzwon wisiałjeszcze przez jakiś czas, a robotnicy, którzy usuwali resztki formy, odskakiwali na boki.Naglegrupa ludzi ciągnąca za sznur z lewej strony upadła na plecy z zerwaną liną w ręku.Olbrzymikawał brązu utrzymujący się wciąż na drugim sznurze zamiast runąć, wychylił się jak wahadłow prawo, wprost na mężczyzn, którzy, nie mogąc utrzymać ciężaru, zostali pociągnięci w stronęmasy brązu wiszącej teraz nad nimi. Puśćcie linę! wrzeszczał mistrz. Wyłazcie stamtąd!Dla wielu było za pózno.Z ponurym metalicznym hukiem dzwon spadł na rusztowania,miażdżąc je, a potem na kamienny murek, razem z belkami, zamykając ludzi w trumnie z kamie-nia, drewna i metalu.Zapadła cisza, a po chwili rozległ się chór krzyków, lamentów, skarg i próśb do Pana,Dziewicy i świętego Eligiusza.Mistrz podbiegł najpierw do zakleszczonych, a potem do ocalałych.Zabrano się dowyciągania desek i gruzu.Okazało się, że dzwon tkwi w rusztowaniu i murkach w taki sposób, żenie da się wyciągnąć go poziomo.Spod desek podtrzymujących ciężar brązu napływały lamenty. Trzeba znowu podnieść! bez wiary zawołał najstarszy mężczyzna. Nie ma czasu, poumierają! rzucił jeden z robotników. Jeśli ruszymy nim z boku, przygniecie ich i może potoczyć się na innych ludzi wyjaśnił mistrz. Trzeba przewlec nowy sznur przez pierścień, żeby unieść go pionowo. Nie mamy takiej wysokiej drabiny! Musimy postawić rusztowanie. To za długo potrwa, zginą! upierał się robotnik. Nie chcę narażać więcej ludzi. Twój syn jest pod tymi deskami! Wszyscy jesteście moimi synami.Wzniesiemy rusztowanie i niech święty Eligiusz manas w swej opiece odrzekł twardo mistrz ze łzami w oczach. Prędko, przynieście belki!Zgromadzeni gapie obserwowali cały dramat w milczeniu, z sercami w gardłach.Niektórzy modlili się, inni, zwłaszcza krewni, płakali cicho, powstrzymując szloch.Joanowi rzuciło się w oczy pewne narzędzie składające się ze szpikulca i drzewca o roz-miarach i kształcie bardzo zbliżonym do włóczni ojca.Przyszła mu do głowy pewna myśl.Bezwahania zabrał się do roboty.Chwycił dzidę, podniósł ją.Przekonał się, że ma odpowiedniąwagę.Wśród sznurów wyszukał cienką, długą i wytrzymałą linę.Nikt go nie powstrzymywał,wszyscy byli zajęci zbieraniem desek na rusztowanie.Potem znalazł młotek i parę gwozdzi, ale gdy chciał je wziąć, jeden z robotników ode-pchnął go. Zabieraj się stąd, szczeniaku! warknął
[ Pobierz całość w formacie PDF ]