Podobne
- Strona startowa
- Hearne Kevin Kroniki Żelaznego Druida Tom 6 Kronika Wykrakanej mierci
- KS. DR PROF. MICHAŁ SOPOĆKO MIŁOSIERDZIE BOGA W DZIEŁACH JEGO TOM IV
- Moorcock Michael Zeglarz Morz Przeznaczenia Sagi o Elryku Tom III
- Moorcock Michael Zwiastun Bur Sagi o Elryku Tom VIII (SCAN da
- Moorcock Michael Kronika Czarnego Miecza Sagi o Elryku Tom VII
- Moorcock Michael Sniace miasto Sagi o Elryku Tom IV
- Follett Ken Na skrzydlach orlow
- Chmielewska Joanna (Nie)boszczyk Maz (www.ksiazki4
- Jan Parandowski Mitologia (3)
- Smith Lisa Jane Pamiętniki wampirów 07 Północ [ofic]
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- jaciekrece.xlx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Tylko święta mi zepsuje jego widok. Bo to mój prezent od córki.A tych świąt nic nam nie zepsuje.Anna poupychała zapakowane prezenty do szafy, posprzątała kolorowe papieryi siadła przy stole, by wypolerować sztućce na świąteczny stół.Miały błyszczeć nieskażonymblaskiem.Co jakiś czas zerkała w okno, za którym śnieg sypał piękniej niż w bajce.Miała wrażenie,że oto sama znalazła się w jakiejś niezwykłej opowieści, bo jak inaczej mogła nazwać to, czego terazdoświadczała? Nic, absolutnie nic, nie zepsuje tych świąt.Ani dni, które po nich nastąpią.Nuciłakolędę, delektując się dolatującymi z kuchni aromatami.Ten najbardziej wyjątkowy zapach pojawił się pózniej, kiedy tuż po wyjściu rodziców wróciłPatryk z dziećmi, niosąc wielką choinkę.Cały dom momentalnie wypełnił się lasem.Do popołudnia trwało strojenie sięgającego pod sufit, rozłożystego drzewka.A kiedy błyszcząca i rozświetlona choinka królowała już na honorowym miejscu w salonie,pomiędzy oknami, wydarzyło się coś, co wprawiło ich w całkowite zaskoczenie.Adaś, trzymając się krzesła, stanął na nóżkach, po czym sam zrobił kilkachwiejnych kroczków w stronę rozjarzonego migającymi lampkami drzewka. Boże, chodzi! Adaś chodzi! Patrzcie! zawołała Anna, przyciskając rękę do ust.Oczy jej się zaszkliły ze wzruszenia. Kamera! Maja, dawaj kamerę! krzyczał równie przejęty Patryk, patrzącw napięciu na syna. Nie mogę znalezć! denerwowała się Maja, przeszukując szafki pod telewizorem. Telefon, nagrajmy telefonem!Patryk, niczym operator filmowy rejestrował każdy kroczek malca.Anna wciąż stała bez ruchu.Pomimo łez widziała, jak jej dziecko przewraca się, wstaje i idzie dalej, nawoływane przez Maję iPatryka.Ona sama nie mogła wydobyć z siebie głosu. Syneczku, chodz do tatusia zachęcał Patryk, nie odrywając aparatu od twarzy.Adaś przedreptał parę kroczków w jego stronę. Adasiu, a teraz chodz do Mai! wołała dziewczyna, przykucnąwszy na podłodzez rękoma wyciągniętymi w stronę brata.A chłopczyk krążył między nimi,zaśmiewając się głośno. To najpiękniejszy prezent, o jakim mogłam marzyć. Anna porwała synkaw ramiona i tanecznym krokiem zawirowała po salonie, obsypując chłopczykapocałunkami.Było pięknie, tak jak jeszcze nigdy.Puściła w niepamięć wszystkie złe chwile, które przeżywali.Jest dobrze, wreszcie jest dobrze, rozpływała się ze szczęścia.Wyszliśmy na prostą.Los już sobiewystarczająco z nami pograł.U Gośki też się wyprostuje, bo w życiu nigdy nie jest tylko pod górkę.Po każdej krętej ścieżce przychodzi w końcu prosta droga.A ona też ma już dla kogo żyć, myślała, zezdwojoną energią zagniatając ciasto na uszka.Lepili je do wieczora, słuchając kolęd, rozmawiając i żartując.Przeżywali te przygotowania tak,jakby już były święta.Adaś, siedzący w wysokim foteliku, też wbijał paluszki w ciasto. No, wreszcie koniec. Patryk z ulgą wstał z krzesła. Nie wiem, jak wy, ale jajuż padam.Palców nie czuję.Operacje są jednak mniej męczące niż uszka i pierogi utyskiwał żartobliwie, otrzepując ręce z mąki. Tata, jest jeszcze jedna rzecz, której dawno razem nie robiliśmy. Maja przytuliła się doniego. Dawno nic nam nie opowiadałeś, a bardzo chciałabym posłuchać.Przy naszej choince naprzykład.Nie musisz wymyślać historyjek, po prostu poczytaj namcoś. Poczytać, mówisz? No nie wiem.Jestem zmęczony i pora pózna. Niby się wzbraniał, ale pojego głosie i błysku w oczach Anna poznała, jak wielką przyjemność sprawiła mu ta prośba. Już nie udawaj, doktorku. Poklepała go po plecach. Powinnam mieć gdzieś Opowieśćwigilijną Dickensa.W oryginale.Potrenujesz angielski.Przyda ci się do publikacji.Leżeli potem we czwórkę na dywanie przy rozjarzonej choince.Kolorowe lampki stanowiłyjedyne światło w pokoju, potęgując świąteczny nastrój.Patryk czytał, mając przy sobie dzieci.Annaułożyła się naprzeciwko nich, z brodą opartą na rękach, tak aby móc się cieszyć ich widokiem.Patryktak modulował głos, że niemal przenosił ich w świat starego chciwca Ebenezera Scrooge a.Adaśzasnąłz paluszkiem w buzi w połowie opowieści.Maja wciąż słuchała, z głową opartą na ramieniuojca. Tatusiu& odezwała się, kiedy odwracał kolejną kartkę. No, jak już tak zaczynasz, to pewnie czegoś chcesz.Słucham, o co chodzi? Marcin zaprosił mnie na sylwestra do klubu studenckiego.Bardzo chciałabym pójść.Mogę?Patryk zamknął książkę, przeniósł synka do łóżeczka i przymknął drzwi sypialni.Napił się kompotu z suszonych owoców, ułamał kawałek ciasta i poprawił łańcuch na choince. A jeśli powiem, że nie możesz, to co? zapytał w końcu. To nic. Dziewczyna wzruszyła ramionami, wstając z podłogi. Myślałam, że cośzrozumiałeś.Widocznie się& pomyliłam. No więc nie możesz& urwał na chwilę dopóki nie porozmawiam z tym całym&Marcinem, który tak zawrócił ci w głowie.Zaproś go do nas po świętach.Maja otworzyła usta ze zdumienia. Idz, zadzwoń do niego, bo pewnie czeka na twój telefon poradziła Anna. Tata, kocham cię! Rzuciła się ojcu na szyję. Marcin poleciał do rodziców na święta, aleprzynajmniej wiadomość mu wyślę zaświergotała i popędziła do siebie. Taaaak& kocham, ale tego dupka bardziej mruknął Patryk, kiedy zostali sami.Pewnie dlatego chciała, żeby poczytać.Wiedziała spryciara, jak mnie podejść. No wiesz, Panu Bogu świeczkę, a diabłu ogarek zaśmiała się Anna, obejmującw pasie posmutniałego męża. Dobrze, że się zgodziłeś.Robisz postępy i podoba misię to. Zgodziłem się, bo nie miałem innego wyjścia, ale& i tak go nie polubię szepnąłjej do ucha. Już ja sobie pogadam z tym weterynarzem od siedmiu boleści, jak przyjedzie.Takpo męsku, w cztery oczy, niech nie myśli, że pójdzie mu łatwo.Będę go bacznie obserwował. Biedny chłopak westchnęła Anna. A teraz chodzmy spać, bo jutro czeka nasdługi dzień. Jutro czeka nas wyjątkowy dzień, kochanie.*Jak człowiek chce przedobrzyć, to wychodzi odwrotnie, denerwowała się Anna.W dzień Wigilii zdarzały jej się same katastrofy, ledwo wróciła z radia po krótkiej służbowejuroczystości.Nie były to wielkie katastrofy, ale w oczach Anny, która chciała, aby wszystko wypadłoperfekcyjnie, urastały do rangi problemu.Najpierw Adaś, podziwiający świat z wysokości swoichserdelkowatych nóżek, z upodobaniem strącał bombki z choinki, tłukąc co drugą. Bum& bum& komentował zadowolony, kiedy rozsypywały się w drobny mak. Mieliście go pilnować! zawołała z kuchni Anna, która przecierała świąteczną zastawę.Bombki trzeba więc było przewiesić wyżej, a samą choinkę przywiązać sznurkiemdo kaloryfera.Potem Anna stłukła głęboki talerz z porcelanowej świątecznej zastawyi mało się nie rozpłakała. To na szczęście pocieszał ją Patryk, goniąc za synkiem, który dobierał się właśnie donożyczek zostawionych nieopatrznie na niskim stoliku. Na moment nie można spuścić cię z oka,urwisie. Maja, sprawdz, czy dobrze doprawiłam sałatkę poprosiła Anna, wyjmującz zapchanej maksymalnie lodówki salaterkę.Dziewczyna weszła do kuchni z komórką w ręku, z którą nie rozstawała się od rana.Nabrała na widelec precyzyjnie pokrojone warzywa, polane majonezem, spróbowałai od razu wypluła. Fuuuuj, jaka słona! Skrzywiła się z obrzydzeniem. No masz! jęknęła Anna
[ Pobierz całość w formacie PDF ]