Podobne
- Strona startowa
- Baka Józef Uwagi o mierci niechybnej i inne wiersze (2)
- Flawiusz Jozef Dawne dzieje Izraela
- Dziekoński Józef Bohdan Sędziwój
- Jozef Flawiusz Wojna Zydowska (2)
- Beck Jozef Ostatni raport
- Flawiusz Jozef Wojna Zydowska
- Marzenia i Koszmary 2
- Margit Sandemo Saga o czarnoksiezniku t.1 (2)
- Asimov Isaac Druga Fundacja
- Cook Robin Dopuszczalne ryzyko by sneer
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- thelemisticum.opx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zresztą ruchawy,żywy, biegający często, aby dowieść, że lekkim jest jeszcze i zwinnym, i że mu otyłość niewadzi, Zanaro tym troskliwiej odgrywał rolę młodzieńca dojrzałego, iż się czuł do tego obo-wiązanym, mając tak piękną, młodziuchną żonę.Wiadomo bowiem było wszystkim na Wybrzeżu Słowiańskim, ba, i dalej zamieszkującym,i w ogóle tym, co się do signora Zanaro, choćby na kilka minut tylko zbliżyć i mówić z nimmieli zręczność, iż signora Ludovisa wyglądała jak Flora Tycjanowska, mąż bowiem chlubiłsię nią nieustannie i wchodził nawet w zbyteczne szczegóły, opisując jej nieporównanewdzięki, których był zapalonym wielbicielem.Tym razem jednak znać nie o żonie była mowa, bo jej pochwały śpiewać był zwykł tonemżartobliwym i wesołym, a na twarzy signora Zanaro malowała się niezwykła powaga i zamy-ślenie; usta miał nieco odęte, czoło posępną powleczone zasłoną.Obok niego stał chudy, ko-ścisty, stary kapucyn, padre Serafino, dawny znajomy Zanarów i bodaj nie całego miasta.Da-lej jeszcze grupowało się kilkanaście głów ciekawych, przyjezdnych gości, którym właśnieopowiadanie gospodarza musiało być przeznaczonym, i kilku domowników spod Krzyża , ikilku, głośną rozmową przywabionych, przechodniów.Zanaro opowiadał, przerywając sobie niekiedy głośnymi westchnieniami z szerokiej piersiwyrywającymi się, na kształt sapania kowalskiego miecha, i wykrzykami: Ecco! spettate. Tak jest, tak jest mówił powoli do zgromadzonych słuchaczów są tajemnice i prze-znaczenia niepojęte, są wypadki zdumiewające, które chyba na tamtym świecie wytłumacząsię dla człowieka.To jednak pewna, że ja miewam niesłychane przeczucia; kiedym raz pierw-szy ujrzał na ląd wysiadającego tego człowieka, z taką dobrą miną, z takim w sobie zaufa-niem, z tą szlachetną postawą, coś mnie tknęło zaraz, że go tu spotka nieszczęście. Z czegożeś tak wnioskował? zapytał kapucyn. Z bardzo wielu rzeczy i tajemnych znaków, naprzód dlatego, że wylądowywał właśniednia trzynastego czerwca, który jest dniem feralnym, a wiadomo wszystkim uczonym, iż sądnie feralne, tylko nie każdy posiada, jak ja, spis tych dni, których strzec się należy, aby w93ciągu ich nic ważnego nie przedsiębrać.Ecco! po wtóre, przyjaciel mój dobry, Beroni, człekniesłychanie mądry, a przechodzący nauką wielu profesorów padewskich, chociaż był całeżycie tylko ubogim bakałarzem szkółki w kwartale San Giorgio.pokój duszy jego. Zanarouchylił szlafmycy Beroni powiadał mi, że nie ma nic nieszczęśliwszego, jak gdy człowiek,który kraj swój opuści i wyrzecze się go, albo sam lub następcy jego powrócić doń zamierzą,niechybnie naówczas powietrze samo ich zabija. Zanaro, synu mój! przerwał kapucyn Beroni i ty prawicie wierutne głupstwo. Ojcze szanowny zawołał Zanaro, całując rękaw habitu ojca Serafina to, co ja powiem,zwijcie, jak chcecie, ale szanujcie Beroniego, dla którego mam weneracją największą.był torzadki człowiek! Nikt się na nim nie znał, prócz mnie! Mówcież dalej, signor Zanaro ozwał się głos niecierpliwy jak to było. Historia nader ciekawa, a godną, by ją dla potomności zapisały kroniki weneckie.trage-dia, że tak rzekę mówi, wzdychając, gospodarz Ecco!Młody ów Polak miał coś w sobie, co zwiastowało, że go złe jakieś spotkać musi.Na swójwiek był do zbytku poważny, zamyślony, wstrzemięzliwy, a namiętny w duszy.Zaraz, pły-nąc tu do Wenecji, na statku Padre Antonio poznał się i pokochał szalenie piękną nadzwy-czaj Cazitę, córkę kapitana Zeno.Gdyśmy się o tym dowiedzieli, a raczej domyślili tego, gdyżPolak ów, Wenecjanin razem, był nadzwyczaj skryty, powiedzieliśmy sobie, ja, nieboszczkażona moja i ta niegodziwa a przebiegła Madelonetta.(która już naówczas, choć nie miała latpiętnastu, dobrze w oczy mężczyznom patrzała).zle być musi.zle! zle! Był bowiem takoszalał z tej nagłej miłości, która go pochwyciła jak choroba, że na żadną więcej kobietę pa-trzeć nie chciał.Była tu naówczas signora Zenobia Boccatorta, śpiewaczka, pysznej piękności,jak dzisiejsza żona moja (lub ta ją bogactwem form i świeżością kolorytu o wiele przechodzi),ani na nią, ani na uśmiechającą mu się Madelonettę, dzieweczkę nieszpetną i piętnastoletnią,spojrzeć nawet nie raczył.Ecco!Na Lido raz w raz do kapitana Zeno.A miał z sobą chłopaka, wyrostka, który też, nie tra-cąc czasu, znalazł sobie na Merceriach szewcównę, córkę Naniego, o którym wieść chodzi, iżbył także Polakiem, i w tej się też do szaleństwa zakochał, choć podówczas całemu miastuoprócz ojca wiadomym było, że Vittorini, o którym zaraz obszerniej powiemy, dawno był jązbałamucił.Cazita, córka kapitana Zeno mówił dalej Zanaro z pomocą Anunziaty, ciotki swej, rzu-ciły urok na bogatego Polaka.Tak jest, panowie! był to urok, a może nawet dały mu pić jakifiltr miłosny, gdyż stare niewiasty są w tych rzeczach bardzo biegłe.przekonał mnie o tymBeroni.Odprawiono zaraz Sabrone, narzeczonego Cazity, któremu Anunziata zaswatała wprędcepiękną Giulią (między nami mówiąc, na jego nieszczęście.), Polak się piorunem oświadczył iożenił.Wszyscy naówczas mówili mi: Signor Zanaro.fałszywy wróżbicie, otóż widzisz,jak się to wszystko złożyło szczęśliwie. A jam odpowiadał z głęboką wiarą w wielkie praw-dy, których mnie nauczył Beroni: Czekajcie, a patrzcie końca!Cóż się dzieje! Polak z Cazitą jadą do jego kraju; chłopak zakochany zostaje w Wenecjiprzy Nanim i ma się żenić, a ja patrzę i powtarzam: Czekajmy, a patrzmy końca.Niedługo czekałem, jak luną nieszczęścia.Matko Miłosierdzia, sprawdziły się przepo-wiednie moje do ostatniej kropelki. Jak, szanowny panie Zanaro? Zaraz opowiem wam to poważnie ciągnął gospodarz ecco! Niedługo zabawiwszy wPolsce, przyciągnął, aby się wyroki spełniły, Polak ów do Wenecji z żoną.Tymczasem ka-pitan Zeno ze statkiem swym przepadł.ani wieści; miano go za umarłego.odprawiali nawetza niego nabożeństwa żałobne, świadkiem ojciec Serafin, a nabożeństwa te, zdaniem teolo-gów, jeśli na drugim świecie nie zastaną duszy, dla której były przeznaczone, idą do po-94wszechnej skarbony dla najpilniej ratunku potrzebujących dusz czyśćcowych, gdyż nic prze-paść nie może.Kapucyn głową kiwał potwierdzająco. Gdym Polaka powracającego ujrzał mówił Zanaro utwierdziłem się jeszcze w mnie-maniu, iż czeka nas rozwiązanie jakieś straszliwe.Miał na czole wypisaną śmierć i niedolę.Chłopcu też jego u szewca nie lepiej się działo, pchnięty był nożem z rozkazu Vittoriniego,ledwie się wyskrobał, a dzieweczka od niego i od ojca uciekła i skryła się.Słuchajcie, pano-wie, tu się dopiero poczyna pełna cudowności przygoda krwawa i łzawa.Zanaro otarł pot z czoła, upajał się widocznie wymową własną
[ Pobierz całość w formacie PDF ]