Podobne
- Strona startowa
- Michael Judith cieżki kłamstwa 01 cieżki kłamstwa
- Michael Barrier The Animated Man, A Life of Walt Disney (2007)(2)
- Michael Barrier Animated Man. A Life of Walt Disney (2007)
- Michael Grant Gone. Zniknęli. Faza pišta Ciemnoć
- Ondaatje Michael Angielski pacjent (SCAN dal 760
- Crichton Michael Norton N22 (SCAN dal 739)
- Bond Michael Mis zwany Paddington
- Feist Raymond E Srebrzysty Ciern (SCAN dal 877)
- Flagg Fennie Smazone zielone pomidory
- Pratchett Terry Mort
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- adam0012.xlx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jeden po drugim poczęły osuwać się na podłogę i usypiać.Hown uśmiechnął się z tryumfem.— Teraz rozumiem, dlaczego otrzymałeś taki przydomek — odezwał się El-ryk.— Nie byłem pewien, czy moja pieśń tu zadziała — odparł Hown.— Te stwo-rzenia są zupełnie różne od węży, na które natykałem się w morzach mego świata.Brnęli dalej przez sterty śpiących gadów.Wkrótce zauważyli, że korytarz zaczyna biec bardziej stromo pod górę.Co jakiś czas musieli podpierać się rękami, by się utrzymać na śliskiej powierzchni.W holu zrobiło się bardzo gorąco.Co chwila zatrzymywali się, by otrzeć pot zalewający im oczy.Korytarz zdawał się wznosić w nieskończoność, co jakiś czas skręcając, lecz nigdy nie wyrównując do poziomu na dłużej niż kilka kroków.Od czasu do czasu przejście się zwężało, stając się zaledwie wąską rurą, przez którą musieli się przeciskać pełznąc na brzuchach.Kiedy indziej sufit znikał w ciemno-ści ponad ich głowami.Elryk już dawno zaniechał prób ustalenia, w jakiej części zamku właśnie się znajdują i dokąd zdążają.Co jakiś czas pędziły ku nim całymi stadami małe, bezkształtne stworzenia, najwyraźniej chcąc ich zaatakować, lecz nie stanowiły one dużej przeszkody i wkrótce przestali zwracać na nie uwagę.Głos, który usłyszeli wchodząc do zamku, przez jakiś czas milczał zupełnie, by znów zacząć napełniać echem pomieszczenia.Teraz jednak dawało się w nim wyczuć o wiele więcej niepokoju.— Gdzie? Gdzie? Och, to boli!32Zatrzymali się, starając się zlokalizować źródło głosu, lecz zdawał się on nadbiegać ze wszystkich stron jednocześnie.Z grymasem na twarzy parli dalej, ciągle prześladowani przez tysiące małych stworzeń, które gryzły odsłonięte partie ich ciał jak chmary komarów, chociaż nie były owadami.Elryk nigdy nie widział podobnych istot.Były one bezkształt-ne, prymitywne i niemal bezbarwne.Kiedy szedł, uderzały w jego twarz niczym wiatr.Na wpół oślepiony, kaszlący, spocony czuł, jak opuszczają go siły.Powietrze stało się teraz gęste, gorące, przesycone solą, jakby półpłynne.Jego towarzysze odczuwali niewygody tak samo dotkliwie; kilku chwiało się na nogach, a dwóch upadło.Równie wycieńczeni kompani pomogli im się podnieść.Elryka kusiło, by zedrzeć z siebie zbroję, lecz wiedział, że w ten sposób wystawiłby większą część ciała na żer małym, uskrzydlonym natrętom.Mimo wszystko wspinali się dalej.Wężowate istoty, podobne tym, które wi-dzieli wcześniej, znów zaczęły oplatać im się wokół nóg, chociaż Hown Zaklinacz Węży śpiewał im swoją kołysankę aż do zachrypnięcia.— Długo tak nie wytrzymamy — powiedział Ashnar zwany Rysiem, zbliżającsię do Elryka.— Nie damy rady stawić czoła czarownikowi czy jego siostrze, nawet jeśli ich spotkamy.Elryk posępnie skinął głową.— Zgadzam się z tobą, lecz co innego możemy zrobić, Ashnarze?— Nic — odparł głucho.— Zupełnie nic.— Gdzie? Gdzie? Gdzie? — szemrały wokół nich głosy.Wielu wojowników już nawet nie skrywało swego niepokoju.Rozdział 5Dotarli w końcu na sam szczyt korytarza.Tu zrzędliwy głos dawał się słyszeć dużo wyraźniej, ale wyczuwało się w nim o wiele większe drżenie.Ujrzeli przed sobą łukowato sklepione drzwi, a za nimi oświetloną komnatę.— To na pewno pokój Agaka — odezwał się Ashnar, mocniej ściskając ręko-jeść miecza.— Możliwe — odparł Elryk.Czuł się jakby oddzielony od własnego ciała.Pewnie było to spowodowane gorącem i wyczerpaniem, a także wzrastającympoczuciem niepokoju.Coś sprawiło, że zawahał się przed wejściem do komnaty.Sala była ośmiokątna.Każda z lekko pochyłych ścian miała inne zabarwienie i kolory te zmieniały się bezustannie.Co jakiś czas mury stawały się półprzeźro-czyste, tak że było przez nie daleko w dole widać zrujnowane miasto (czy też skupisko miast) i połączoną systemem rur i prętów sąsiednią, bliźniaczą wieżę.W komnacie przede wszystkim zwracała uwagę zajmująca jej środek dużasadzawka, sądząc z wyglądu dość głęboka.Wypełniała ją cuchnąca, kleista ciecz.Tajemnicze bajoro zabulgotało.Poczęły się w nim tworzyć rozmaite kształty.Gro-teskowe i dziwne, piękne i znajome.Już-już zdawało się, że kształt zaraz przybie-rze swą ostateczną formę, gdy zapadał się z powrotem w kipiący płyn.Dźwięk stawał się coraz głośniejszy.Nie było już wątpliwości, że dobiega on z sadzawki.— CO? CO? CO ATAKUJE?Przełamując własny opór Elryk zbliżył się do brzegu.Przez moment ze wzbu-rzonej tafli wyjrzała nań jego własna twarz, po czym na powrót stopniała.— CO ATAKUJE? JESTEM ZBYT SŁABA.Elryk przemówił do sadzawki:— Jesteśmy tymi, których chcieliście zniszczyć, pożreć, unicestwić.— OCH, AGAKU! AGAKU! JESTEM CHORA! GDZIE JESTE Ś!Ashnar i Brut podeszli do Elryka.Na ich twarzach malowało się obrzydzenie.— Agak — warknął Ashnar zwany Rysiem mrużąc oczy.— Wreszcie jakiśdowód na to, że czarownik jest w pobliżu!Powoli podeszli wszyscy i, starając się stanąć jak najdalej od sadzawki, patrzyli, zafascynowani, na różnorodność kształtów powstających i niknących w kleistej 34cieczy.— SŁABN Ę.MUSZ Ę ODNOWI Ć ZAPAS ENERGII.ZACZNIJMYJU Ż, AGAKU.DŁUGO TRWAŁO, ZANIM DOTARLI ŚMY DO TEGO MIEJ-SCA.MY ŚLAŁAM, ŻE B ĘD Ę MOGŁA ODPOCZĄ Ć.ALE TU PANUJE ZA-RAZA.WYPEŁNIA MOJE CIAŁO.AGAKU! ZBUD Ź SI Ę, AGAKU! ZBUD ŹSI Ę!— Może to jacyś słudzy Agaka odpowiedzialni za obronę tej komnaty — za-sugerował słabym głosem Hown Zaklinacz Węży.Lecz Elryk dalej wpatrywał się w bagnisty płyn, myśląc, że chyba zaczyna się już domyślać prawdy.— Jak sądzisz, czy Agak się obudzi? — spytał Brut.— Czy przybędzie? —Rozejrzał się nerwowo dokoła.— Agaku! — zawołał Ashnar zwany Rysiem.— Ty tchórzu!— Agaku! — powtórzyło wielu wojowników, potrząsając mieczami.Elryk jednak nie odezwał się ani słowem i spostrzegł, że Hawkmoon, Corumi Erekosë również zachowują milczenie.Przypuszczał, że i w ich umysłach zapewne powoli świta cień zrozumienia.Spojrzał na swych towarzyszy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]