Podobne
- Strona startowa
- Costain Thomas Srebrny kielich
- McCammon Robert R Godzina wilka (SCAN dal 860)
- Gajusz Juliusz Cezar O Wojnie Domowej (2)
- Zagraj ze mna Kristen Proby
- Henryk Sienkiewicz Krzyżacy
- Programowanie w Delphi i C Builder
- Hogan James P Giganci T 3 Gwiazda gigantow
- Terry Pratchett 06 Trzy wiedz (2)
- Ryszard Ciemiński Miasto z morza
- rozdz11 (2)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- nea111.xlx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Składam tę mozaikę w myśli wciąż od nowa; kamyki, które już w ciągu długich lat pogu-biłem, uzupełniam jakimś smutnym rojeniem i znowu zmieniam obrazy, bawiąc się na starośćtymi skarbami wspomnień jak dziecko kalejdoskopem.I takie są perliste te wspomnienia, gdy przez łzy na nie patrzę!O! gdyby jeden dzień, jedna godzina tam - na Ziemi! Gdyby zobaczyć jeszcze ludzi, ta-kich prawdziwych, do mnie podobnych ludzi! o! gdyby słyszeć szum lasów: świerków, lip idębów, gdyby zobaczyć jeszcze rozpuszczone na wiatr warkocze brzeziny, widzieć na łąkachtrawę, czuć zapach ziemskich ziół i kwiatów, słyszeć śpiew ptaszęcy, patrzyć, jak łany po-krywają się na wiosnę runią ozimin lub falują w lecie złocistymi kłosami!80Wiele rzeczy na Ziemi zmienić się musiało, ale ludzie są tak samo, tak samo są ptaki i ro-śliny!Czasem przypomina mi się złota gadka, że dusza ludzka z ciała uwolniona może wędro-wać do woli po światach gwiazdach i słońcach.Niegdyś małym chłopcem, mieszkając jeszczena Ziemi, marzyłem, myśląc o tym, o podróżach po gwiazdzistym przestworzu - teraz pra-gnąłbym tylko być na Ziemi, wiecznie, wiecznie na Ziemi! A gdy czasem strach mnie przej-muje, że ta Ziemia dzisiaj już inna, niż ja ją znałem przed pięćdziesięciu laty, to przypominamsobie, że są przecież ludzie, są lasy i śpiewające w nich ptaki, są łany i kwitnące na nichkwiaty.To wystarczy duchowi mojemu, jeśli będzie miał wolność iść tam.Jak dawno ja już nie słyszałem śpiewu ptasząt! A pamiętam, pamiętam jeszcze ranki ta-kie, całe ptactwem rozśpiewane.Szary świt robi się na świecie, niebo blednie, potem różowisię lekko od wschodu -cisza jest ogromna -słychać tylko szelest dużych pereł rosy, spadającejz liści drzew.Wtem naraz pierwszy, krótki, urwany świergot, po nim drugi w innej stronie itrzeci, czwarty.Jeszcze chwila ciszy, a potem jakby wszystkie drzewa, wszystkie krzewyożyły: świergot wszczyna się naokoło, klaskanie, gwizd, bicie i gwar - zrazu można jeszczeposzczególne głosy odróżnić: tu kos się odezwał, tam z lasu słychać krzyk sojki, ówdzie bli-żej wróble, sikorki, pliszki, a w górze skowronek - pózniej już jest tylko jeden ogromny, rado-sny, dzwięczny chór; powietrze drży od niego, listki, zda się, drżą i kwiaty, i trawy.Naświecie tymczasem robi się coraz Jaśniej, na niebie coraz rumianiej - aż wreszcie i słońcewypływa na firmament.Tutaj słońce wschodzi leniwie i cicho.Chciałoby się przypuścić, że nie spieszy się dla-tego, że go nie wołają żadne głosy.Kilkugodzinnego, szarego świtu, podczas którego okoli-ca leży nieodmiennie ścięta mrozem i śniegiem spowita, nie rozwesela śpiew ptasząt.Słońcetu na Księżycu wschodzi zawsze nad martwym światem i w bezdennej głuszy.Jedynie czło-wiek zakrzyknie, z dalekiej gwiazdy przybyły, przebudzone dziecko zapłacze z cicha albopies zdziczały, skostniały od mrozu zaskomli w jamie, z której wygnał przed wieczorem ja-kiegoś księżycowego potworka.I przez cały, nieskończenie długi dzień panuje cisza, chyba że wiatr się zerwie, rozbudzimorze i zaświszcze po skałach albo szeroki gardziel wulkanu ryknie, odpowiadając huczącymgromom.*Tak mi żywo stanęło dziś w myśli, com przeżył.Przerzucam pożółkłe karty pamiętnika, agdy na chwilę przymknę oczy, to mi się zdaje, że słyszę turkot wozu, wiozącego nas przezokropne księżycowe pustynie, zdaje mi się, że widzę znów to niebo czarne i rozświetloną nanim Ziemię, te olbrzymie góry, wyglądające jak węgiel w cieniu, a mieniące się wszystkimibarwami tęczy w blasku słońca, co bezpromienne, potworne -płynie wśród gwiazd różnokolo-rowych ku wyginającej się w coraz węższy sierp Ziemi.A potem przypominają mi się tepierwsze lata spędzone już tu, nad brzegiem morza.Przez zamknięte powieki widzę Martęsmutną i bladą.Piotra i te dzieci rozkoszne, których dzisiaj także już nie ma.Ada tylko jesz-cze została przy życiu, ale zdaje mi się, że nie pamięta już rodziców, choć z tego, co ode mnieo nich słyszała, opowiada wiele z fantastycznymi dodatkami nowemu pokoleniu.Była jeszczetaka maleńka, gdy oni pomarli.Dzisiaj jest po mnie najstarsza na tym świecie, a te karzełkiczczą ją prawie tak samo, jak mnie, z tą tylko różnicą, że mnie boją się ponadto, choć.Bógwidzi, nie wiem, dlaczego, bo nigdy nic złego im nie wyrządziłem.To prawda, że nie umiem się z nimi obchodzić jak z równymi sobie ludzmi.Czasem ro-bią na mnie raczej wrażenie dziwnie zmyślnych zwierzątek.Już pierwsze tu urodzone poko-lenie różniło się od nas, z Ziemi przybyłych.Tom i jego siostry, nawet gdy dorośli, wyglądaliwobec mnie jak dzieci.Ich wzrost zarówno jak i siły zastosowały się już do warunków tutej-szego świata: mniejszej jego masy i zmniejszonego cię żaru przedmiotów.Wobec tego zaśplemienia, co teraz żyje dokoła mnie, ja jestem prawdziwym olbrzymem.Wnuczęta Marty,81ludzie już dojrzali (dziwnie tu prędko dojrzewają ci ludzie!), sięgają mi głowami zaledwie dopasa i gną się pod ciężarem przedmiotów, które ja jedną ręką z największą łatwością podrzu-cam.Mimo tak wątłego ciała są jednakże bardzo zdrowi i wytrzymali nadzwyczajnie na mrózi gorąco.Długie noce przesypiają wprawdzie po większej części, ale gdy zajdzie potrzeba, umiejąna najtęższym mrozie pracować z zapalczywością, która we mnie podziw wzbudza.Duch w tych karzełkach dziwnie zmarniały.Co się to porobiło z tymi okruszynami cywi-lizacji, któreśmy ze sobą z Ziemi przywiezli! Poglądam naokół siebie i mam takie wrażenie,jakbym się dostał między jakieś istoty w połowie zaledwie będące ludzmi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]