Podobne
- Strona startowa
- Proby Kristen Walcz ze mna
- Frakes Randall Terminator 2 Dzien Sadu (SCAN d
- Tom Clancy Oblezenie v 1.1
- Henryk Sienkiewicz potop
- Forsyth Frederick Negocjator (SCAN dal 809)
- Anne McCaffrey Piesn krysztalu (2)
- Dr. Paul Ekman Telling Lies
- Lackey Mercedes Obietnica Magii (2)
- Jones James Stad do wiecznosci
- R 17 t (2)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- mieszaniec.xlx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Zawsze byłaś bezwartościowym kawałkiem gówna. Wypierdalaj stąd! krzyczy Will.Sylvia szybko pakuje się do samochodu iodjeżdża.Ja natomiast jestem sparaliżowana, nie mogę się poruszyć.Stoję w deszczu,obejmując się ramionami, i patrzę za odjeżdżającą hondą. Spójrz na mnie.Nie mogę, za bardzo się wstydzę.Jezu, co on musi o mnie teraz myśleć? Ukrywamtwarz w dłoniach, siłą woli powstrzymując łzy.Płacz niczego nie rozwiąże. Idz sobie, Will, bardzo cię proszę. Spójrz na mnie powtarza, kładąc mi ręce na ramionach. Megan, daj spokój.Popatrz na mnie.Wciąż strasznie skrępowana, spoglądam mu w oczy. Przepraszam, że& Cii& Potrząsa głową i przytula mnie.Obejmuje ramionami, przyciskając dosiebie.Nigdy nie czułam się tak bezpieczna. Okropnie mi przykro, że jest takastraszna. Mówiłam poważnie bełkoczę w jego pierś. Już nigdy więcej nic jej nie poślę. Nie, ty nie. Ty też nie.A na pewno będzie chciała. Hm mruczy niejasno. Mówię poważnie. Okej.Chodzmy do domu. Podnosi nasze bagaże i wprowadza mnie domieszkania, dezaktywując alarm. Jestem nieco zdziwiona, że nie próbowała się włamać, żeby zaczekać na mnie wśrodku zauważam.Zwykle tak robiła. Musiała się zorientować, że masz alarm.Widzisz? Mówiłem ci, że gopotrzebujesz. Posyła mi zarozumiały uśmieszek i robi mi się trochę lżej na sercu.Niechcę dłużej myśleć o Sylvii.Ona nie może mnie skrzywdzić.Chichoczę, gdy Will odwraca się do mnie plecami i schyla po bagaże, żeby wnieśćje na górę. Tak, mówiłeś.I miałeś racje. Co proszę? pyta kpiąco. Powiedziałam, że jesteś bardzo przystojny odpowiadam z szerokim uśmiechem. Nie, to było coś innego. %7łe podoba mi się twoja koszula? Nie. Odstawia bagaże i rusza do mnie wolno.Oczy ma przymrużone, na ustachbłądzi słaby uśmieszek. Mów. Hm& Powinniśmy zamówić coś do jedzenia?Teraz śmieje się już na całe gardło, a mnie przestaje kłuć w żołądku po wizycieSylvii. Coś mi się wydaje, że mówiłaś coś jakby, że miałem rację? Ależ skąd prycham. A właśnie, że to powiedziałaś. Nigdy bym czegoś takiego nie powiedziała zapewniam, kręcąc głową.Pomyliłam ci się z kimś innym. Nie, ostatnio w głowie mam tylko jedną ładną i wygadaną dziewczynę. O rany, miło to słyszeć rzucam sarkastycznie, a Will podrywa mnie z ziemi,przerzuca sobie przez ramię i niesie w stronę schodów. Hej! A bagaże? Wniesiemy je pózniej.Teraz muszę dać ci nauczkę. Jaką znowu nauczkę? Patrzę w dół na jego jędrne silne pośladki i wymierzam muklapsa, tak po prostu, bo mogę.On też mi daje klapsa.Krzyczę z oburzeniem. Fajną.Uśmiechając się, chwytam go w pasie, a on bez wysiłku wnosi mnie na górę.Boże, kocham go. Czyli że w przyszłą niedzielę gracie z Arizoną? pytam ze swojego miejsca nakanapie.Will już dał mi nauczkę, choć myślę, że będę ich potrzebowała więcej.Jestemopornym uczniem.Potem zamówiliśmy kolację, a teraz siedzimy na kanapie i oglądamyfutbol.No, Will ogląda, ja mam zamiar pomalować sobie paznokcie u nóg. Tak. Mecz ma być tutaj? pytam od niechcenia. Tak uśmiecha się. A po meczu cała rodzina wybiera się na kolację do moichrodziców.W tym roku to chyba już ostatni weekend, żeby nacieszyć się ich ogródkiemna tyłach domu. Okej. Chcę, żebyś ze mną poszła.To nie jest prośba.Uśmiecham się.Też chcę tam być. Okej rzucam.Will kiwa głową i powraca do oglądania meczu.Potrząsam lakierem w buteleczce, podciągam stopę na kanapę, opierając ją opośladek, poleruję pilniczkiem paznokcie, a potem odkręcam lakier.Już chcę go zacząćnakładać, ale Will mi przerywa. Mogę to zrobić?Spoglądam na niego z zaskoczeniem. Co? Chcę to zrobić. Dlaczego?Wzrusza ramionami, przysuwa się do mnie, kładzie sobie moją stopę na nogach iwyciąga rękę, czekając, aż podam mu flakonik z lakierem. Naprawdę chcesz mi pomalować paznokcie?W odpowiedzi unosi jedną brew i łobuzersko się uśmiecha.Podaję mu lakier. Ale to nie jest takie łatwe, jak się wydaje, wiesz? Jestem przekonany, że sobie poradzę. Myślałam, że oglądasz mecz. Słucham go.Potrząsam głową i opieram się o kanapę.Z rękoma złożonymi na brzuchuprzyglądam się, jak Will pochyla głowę nad moją stopą i trzymając w dużej dłonipędzelek, zabiera się do malowania moich paznokci.O dziwo nie kończy się tym, że mam wymalowane całe palce. Nie powinnaś sama sobie malować paznokci mamrocze pod nosem. Co proszę? Nie powinnaś sama tego robić powtarza, podnosząc głowę, żeby na mniespojrzeć. A niby dlaczego? Bo powinnaś się dopieszczać i robić sobie pedikiur w salonie. Och, błagam cię zbywam go machnięciem ręki. Kto ma na to czas? Pracujesz tylko trzy dni w tygodniu, kochanie. Cóż, teraz, gdy nie będę posyłała ostatniego grosza Sylvii, w sumie mogę sobiepozwolić mówię z uśmiechem, ale spojrzenie, jakie mi posyła, mrozi mi krew wżyłach. To dlatego nie chodziłaś do pedikiurzystki? I stąd tylko podstawowa kablówka?Ile jej posyłałaś? To nie twoja sprawa. Próbuję zabrać nogę, ale chwyta mnie w kostce i trzymamocno. A właśnie, że moja. Nie, nie twoja. Megan, nie stawiaj mi się w tej kwestii.Kocham cię, do cholery, a ty śleszpieniądze tej namiastce człowieka.Mów, ile jej wysyłałaś? Wszystko, co mi zostawało. To znaczy? To co powiedziałam.Spłacam rachunki, kupuję jedzenie, zostawiam trochę nawszelki wypadek, a resztę posyłam Sylvii. Cholera, Meg. Przecież powiedziałam, że więcej tego nie zrobię.Mówiłam serio. Już to widzę. Dlaczego tak się tym przejmujesz? Przecież to nie twoje pieniądze. Nie chodzi o pieniądze.Chodzi o to, że ta kobieta cię wykorzystuje, a ty jej na topozwalasz
[ Pobierz całość w formacie PDF ]