Podobne
- Strona startowa
- Simak Clifford D Dzieci naszych dzieci (SCAN dal (3)
- Heyerdahl Thor Aku Aku (SCAN dal 921)
- Bulyczow Kiryl Ludzie jak ludzie (SCAN dal 756
- Moorcock Michael Zwiastun Bur Sagi o Elryku Tom VIII (SCAN da
- Clarke Arthur C. Baxter Stephen Swiatlo minionych dni (SCAN dal
- McCaffrey Anne Lackey Mercedes Statek ktory poszukiwal (SCAN d
- Norton Andre Lackey Mercedes Elfia Krew (SCAN dal 996)
- Moorcock Michael Perlowa Fort Sagi o Elryku Tom II (SCAN dal
- Moorcock Michael Elryk z Meln Sagi o Elryku Tom I (SCAN dal 8
- Weber Ringo tom 2 Marsz ku morzu
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- commandos.opx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Douglas zastanawiał się nad tym przez pół sekundy, po czym usłyszał, że drzwi za nim otwierają się i odwrócił się.Drzwi do celi Sary były otwarte.Zanim znaczenie tego dotarło do niego, brakujące dwie stopy kija od miotły wypełniły jego świadomość, spadając złośliwie na grzbiet nosa.Sara obserwowała z olbrzymią satysfakcją, jak dwieście pięćdziesiąt funtów wielkiego dozorcy pada na podłogę z głuchym odgłosem.Potem sprawnie trzasnęła go prowizoryczną pałką w tył głowy.Dla Douglasa świat odpłynął na chwilę.Był teraz w swoim własnym otępieniu.Sara wciągnęła bezwładnego dozorcę do swojej celi i zamknęła go jego własnymi kluczami.Potem wzięła ciężki kij Douglasa, ważąc go w rękach, jakby wiedziała, że można go użyć lepiej niż kija od szczotki, i ułożyła wzdłuż ramienia, na sposób policyjny.Zaczęła iść ciemnym korytarzem, poruszając się jak kot na swoich bosych stopach; uzbrojona i niebezpieczna.Za głównymi drzwiami znajdował się długi korytarz kończący się przy recepcji, która teraz była zamknięta, a za nią nocne biurko przyjęć za szklaną szybą, przy którym wpuszczano ludzi przez sąsiednie, ciężkie drzwi.Nocna pielęgniarka, przeciętnie wyglądająca kobieta o nazwisku Gwen, pisała na maszynie przy biurku obok.Oderwała wzrok od maszyny na dźwięk kroków i zobaczyła młodego policjanta idącego w jej stronę.Pomyślała, że w porównaniu z innymi, którzy już byli na terenie szpitala, ten wygląda bardzo miło.Przywołała na twarz swój najmilszy uśmiech.Nie robił on zazwyczaj na mężczyznach zbyt wielkiego wrażenia.T-1000 także nie zwrócił na niego uwagi.Przemówił miękkim, miłym głosem, mającym stłumić w słuchaczu podświadomą nieufność wobec obcych:- Macie tu Sarę Connor?- Trochę już późno, nieprawdaż? Inni są tu już jakiś czas.Odwróciła się do wewnętrznych drzwi, żeby go wpuścić, ale zobaczyła Silbermana i policjantów idących w kierunku drzwi z drugiej strony.- Pańscy przyjaciele właśnie wychodzą - powiedziała, odwracając się do nowoprzybyłego.Nie było go już.Zdezorientowana, podeszła do lady i wychyliła się, żeby zobaczyć, czy może stoi przy saturatorze.Nie.Recepcja była pusta.Podobnie długi korytarz za nią: Zmarszczyła brwi, przypominając sobie historie, jakie kuzynka opowiadała jej o swoim mężu policjancie.Może wszyscy gliniarze są tacy dziwaczni.Silberman przeszedł przez solenoidalne drzwi z Weatherbym, Mossbergiem, dwoma mundurowymi i szpitalnym strażnikiem bezpieczeństwa.Ten ostatni odbierał właśnie swojego 9-milimetrowego browninga z otwartej kasy stojącej za nocnym biurkiem, Silberman zwrócił się więc do niego:- Lewis, wyprowadź tego gentlemana na zewnątrz i pozamykaj na noc.- Tak jest - Lewis skinął z szacunkiem.Silberman zawrócił przez drzwi na bezpieczny teren szpitala, podczas gdy policjanci poszli wzdłuż długiego korytarza w kierunku wyjścia.Weatherby mruczał pod nosem:- To było budujące.- Tak - dodał Mossberg - po prostu uwielbiam czuwać całą noc.Lewis zamknął drzwi wejściowe na klucz i powoli wracał.Światło przed nim na biurku dyżurnej wyglądało jak sanktuarium.Jego kroki brzmiały głucho na wyłożonej płytkami posadzce.Klucze brzęczały.Nie myślał o niczym szczególnym, leniwie obserwując czarno-biały wzór utworzony przez płytki na podłodze.Kiedy mijał jedną z plam, zaczęła drżeć i wybrzuszać się jak płynna masa, cały czas pozostając częścią dwu-kolorowej szachownicy na podłodze.Wypiętrzyła się cicho w drżący cień w ciemności za strażnikiem.Nocna pielęgniarka odwrócona była plecami do maszyny do pisania, pracując pilnie nad raportem.Strażnik zatrzymał się przy ekspresie do kawy i odwrócił do pielęgniarki.- Hej, Gwen, chcesz kawy?- A może piwa? - zażartowała.Lewis roześmiał się i zabrał swoją filiżankę z ekspresu.Pokryta była rysunkami kart, każda z innym numerem.Taki rodzaj gry.Skrzywił się nad filiżanką, wylewając gorący płyn i próbując odczytać zasady gry.Może to mój szczęśliwy dzień.Płynna masa za nim osiągnęła już 6 stóp wysokości i zaczęła gwałtownie układać się w ludzką figurę.Straciła kolor i budowę posadzki i przybrała szary kolor munduru strażnika.Masa T-1000 rozciągała się na grubość ćwierci cala na przestrzeni kilku jardów kwadratowych podłogi.Kiedy Lewis nad nią przeszedł, jego budowa posłużyła natychmiast za wzór.Teraz wybrzuszała się i przybierała formę lustrzanego odbicia nieświadomego niczego strażnika.Stopy, które ukształtowały się jako ostatnie z “płynnej podłogi”, uformowane jako błyszczące czarne buty strażnika, oderwały się z lekkim mlaśnięciem od prawdziwej podłogi, gdy strażnik T-1000 uczynił swój pierwszy krok.Prawdziwy strażnik odwrócił się na dźwięk kroków i zobaczył.siebie.Nie kogoś, kto wyglądał jak on, ale kogoś, kto nosił jego mundur, łącznie z jego nazwiskiem.Miał tylko jedną chwilę dziwnego rozdwojenia, gdy pomyślał o sobie jako pracującym na fermie nurów.Zupełnie, jakby ogarniał go obłęd.Zanim mógł rozpaczliwie uchwycić się słabej myśli, która zaprzeczyłaby oczywistej niemożliwości stojącej przed nim, ta podniosła swoją rękę i wycelowała palec wskazujący prosto w jego twarz z odległości zaledwie stopy.W oka mgnieniu palec zamienił się w małą włócznię, wydłużając się w cienki stalowy pręt, który na kształt sztyletu wbił się w oko strażnika, przeszedł przez gałkę oczną, podobnie jak lancet neurologa, i wyszedł z tyłu czaszki.Życie cicho wyciekło z twarzy Lewisa.W kilka sekund zmienił się z żywej istoty w połeć mięsa.Palec-sztylet cofnął się nagle.Kiedy strażnik opadł na ziemię, T-1000 podniósł go bez wysiłku jedną ręką i poszedł, jakby niósł garnitur na wieszaku, z powrotem w kierunku nocnego biurka.Rany były tak małe, że ani kropla krwi nie spadła na podłogę.Pielęgniarka popatrzyła, jak T-1000, obecnie strażnik, przechodzi obok, niedbale ciągnąc coś, czego nie mogła dostrzec, jako że było to poniżej blatu.- Co tam masz, Lewis?- Trochę śmieci - odpowiedział wesoło.Skinęła głową w roztargnieniu, zupełnie nie zainteresowana.Powróciła do pisania, a T-1000 przeszedł obok, ciągnąc bezwładne ciało strażnika w kierunku drzwi szafy oddalonej od biurka o kilka jardów.Odpiął od pasa strażnika jego browning i klucze, po czym wepchnął ciało do szafy z narzędziami.Następnie wrócił i popatrzył na pielęgniarkę.- Wszystko zrobione - powiedział z uśmiechem.Spojrzała na niego i zobaczyła pistolet w kaburze.- Musisz jeszcze zostawić pistolet, pamiętaj.- Rzeczywiście, przepraszam.T-1000 otworzył szafkę, zasłonił ją swoim ciałem przed wzrokiem pielęgniarki i udał, że wkłada pistolet do środka
[ Pobierz całość w formacie PDF ]