Podobne
- Strona startowa
- Simak Clifford D Dzieci naszych dzieci (SCAN dal (3)
- Heyerdahl Thor Aku Aku (SCAN dal 921)
- Bulyczow Kiryl Ludzie jak ludzie (SCAN dal 756
- Moorcock Michael Zwiastun Bur Sagi o Elryku Tom VIII (SCAN da
- Clarke Arthur C. Baxter Stephen Swiatlo minionych dni (SCAN dal
- McCaffrey Anne Lackey Mercedes Statek ktory poszukiwal (SCAN d
- Norton Andre Lackey Mercedes Elfia Krew (SCAN dal 996)
- Moorcock Michael Perlowa Fort Sagi o Elryku Tom II (SCAN dal
- Moorcock Michael Elryk z Meln Sagi o Elryku Tom I (SCAN dal 8
- Brayfield Celia Książę
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- pero.xlx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kiedy pudełeczko nabrało odpowiedniego impetu, puścił żyłkę.Plastykowa skrzyneczka zatoczyła łagodny łuk, poszybowała w gałęzie drzewa i zaczęła opadać na ziemię.Żyłka wyhamowała ją z szarpnięciem w połowie drogi.Quinn popuścił jej tyle, by huśtające się pudełko zawisło dokładnie osiem stóp nad murawą parku, po czym umocował linkę.Uruchomił silnik, furgonetka przetoczyła się cicho wzdłuż muru i zatrzymała sto jardów dalej, dokładnie na wprost pokoju kontrolnego strażników.Na bokach miała teraz przymocowane sworzniami stalowe klamry, co rankiem miało wprawić w osłupienie agencję wynajmu samochodów.Quinn wsunął w nie drabinę, tak że aluminiowa konstrukcja wyrosła wysoko ponad krawędź muru.Z jej najwyższego szczebla mógł swobodnie skoczyć do parku, unikając zetknięcia z metalowymi taśmami i drutem czujnika.Wspiął się na drabinę, przytwierdził do najwyższego szczebla linę, za pomocą której miał pokonać mur w drodze powrotnej i zamarł w oczekiwaniu.Ujrzał, jak przez plamę księżycowej poświaty w parku sadzi susami sylwetka dobermana.Dźwięki, które zaczęły się rozlegać, były zbyt ciche, by mógł je usłyszeć, ale psy je usłyszały.Zobaczył, jak jeden z nich przystaje, zastyga w bezruchu, nasłuchuje, po czym rzuca się pełnym pędem w kierunku miejsca, gdzie między drzewami wisiało na nylonowej żyłce czarne pudełko.Drugi pies dołączył do niego kilka sekund później.Dwie kamery umieszczone na ścianie domu przesunęły się w ślad za nimi.Nie odwróciły się już z powrotem.Pięć minut później wąskie drzwi się otworzyły i stanął w nich jakiś mężczyzna.Nie poranny opiekun psów - nocny strażnik.- Lothar, Wotan, was ist denn los? - zawołał cicho.Teraz obaj z Quinnem słyszeli już wyraźnie pełne wściekłości warczenie psów gdzieś na linii drzew.Mężczyzna wszedł z powrotem do domu, przyjrzał się bacznie monitorom, ale niczego nie zobaczył.Pojawił się ponowię z latarką, wyjął rewolwer i ruszył za psami.Zostawiając drzwi otwarte.Quinn skoczył z wierzchołka drabiny jak cień, do przodu, ponad murem, a potem pełne dwanaście stóp w dół.Wylądował spadochroniarską przewrotką, zerwał się z ziemi i pognał między drzewami, przez trawnik, do pokoju kontrolnego, zatrzaskując za sobą drzwi i ryglując je od wewnątrz.Jeden rzut oka na monitory powiedział mu, że strażnik nadal próbuje odciągnąć dobermany od muru sto jardów dalej.W końcu facet oczywiście spostrzeże, że to, do czego skaczą psy, co z taką furią próbują zaatakować, to magnetofon wydający z siebie ciągły strumień pomruków i warczenia.Przygotowanie tej taśmy zajęło Quinnowi ponad godzinę i wzbudziło konsternację pozostałych gości hotelowych.Nim jednak strażnik zorientuje się, że został wyprowadzony w pole, będzie za późno.W pokoju kontrolnym znajdowały się jeszcze jedne drzwi, prowadzące do głównego budynku.Quinn wspiął się po schodach na piętro sypialne.Sześć par rzeźbionych dębowych drzwi i pewnie wszystkie prowadzące do sypialni.Ale światła, które widział wczesnym rankiem tego dnia, wskazywały, że sypialnia pana domu powinna znajdować się na końcu korytarza.Znajdowała się.Horsta Lenzlingera obudziło uczucie, że coś twardego dźga go boleśnie w lewe ucho.W tej samej chwili zapaliła się nocna lampka przy łóżku.Zachłysnął się z wściekłością i natychmiast umilkł, wpatrując się bez słowa w pochyloną nad nim twarz.Dolna warga zaczęła mu drżeć.To był ten facet z biura.Już wtedy mu się nie podobał.Teraz podobał mu się jeszcze mniej, ale najmniej ze wszystkiego podobała mu się lufa rewolweru wetkniętego na pół cala w jego ucho.- Bernhardt - powiedział mężczyzna w maskującym kombinezonie wojskowym.- Chcę rozmawiać z Wernerem Bernhardtem.Bierz słuchawkę i każ mu tu przyjść.No, już.Lenzlinger namacał nerwowo wewnętrzny telefon stojący na nocnym stoliku, nakręcił numer i uzyskał natychmiast odpowiedź.- Werner - zawołał piskliwie - dupę w troki i do mnie na górę.Tak, zaraz.Do sypialni.Pospiesz się.Czekając na Bernhardta, Lenzlinger wpatrywał się w Quinna z mieszaniną strachu i wrogości.W czarnej jedwabnej pościeli zamruczała obok niego przez sen sprowadzona na noc wietnamska dziewczynka, nieledwie dziecko, chuda jak patyk - sponiewierana lalka.Zjawił się Bernhardt w swetrze polo narzuconym na piżamę.Jednym spojrzeniem ogarnął zastaną scenę i wytrzeszczył oczy ze zdumienia.Był w odpowiednim wieku, przed pięćdziesiątką.Obleśna gęba o ziemistej cerze, ryże włosy siwiejące na skroniach, szare paciorki oczu.- Was ist denn hier, Herr Lenzlinger?- Pytania ja będę zadawał - przerwał mu Quinn po niemiecku.- Każ mu na nie odpowiadać, zgodnie z prawdą i szybko.Albo wołaj o łyżeczkę do zeskrobywania swego mózgu z żyrandola.To dla mnie jak splunął, szmaciarzu.No, każ mu.Lenzlinger powtórzył Bernhardtowi polecenie Quinna.Bernhardt skinął głową.- Byłeś w Piątym Commando pod Johnem Petersem?- Ja.- Dotrwałeś do buntu w Stanleyville, przemarszu do Bukavu i oblężenia?- Ja.- Znałeś wielkiego Belga, Paula Marchais? Nazywali go Wielki Paul.- Tak, pamiętam go.Przyszedł do nas z Dwunastego Commando, od Schramme'a.Kiedy Denard dostał postrzał w głowę, wszyscy przeszliśmy pod Schramme'a.No, o co chodzi?- Opowiedz mi o tym Marchais.- Niby co mam o nim opowiedzieć?- Wszystko.Co to był za facet?- Wysoki, potężny, sześć stóp i sześć cali wzrostu albo i więcej.Świetny żołnierz, były mechanik samochodowy.No tak, pomyślał Quinn, ktoś musiał doprowadzić z powrotem do użytku tego Forda Transita, ktoś, kto znał się na silniku i spawaniu.A więc to Belg robił za mechanika.- Kto był jego najlepszym kumplem przez cały ten czas?Quinn wiedział, że żołnierze biorący udział w walkach, podobnie jak policjanci na patrolu, dobierają się w pary, że zawsze mają kogoś takiego, komu ufają i na kim polegają bardziej niż na kimkolwiek innym, kiedy robi się naprawdę gorąco
[ Pobierz całość w formacie PDF ]