Podobne
- Strona startowa
- Collins Jackie Hollywood 3 Dzieci z Hollywood
- DzieciATMca matematyka Edyta Gruszczyk KolczyA,,ska
- Alfred Musset Spowied dziecięcia wieku
- Card Orson Scott Dzieci Umyslu (2)
- Conrad Joseph Szalenstwo Almayera (SCAN dal 9
- Masterton Graham Podpalacze Ludzi t.1 (2)
- Orson Scott Card Czerwony Prorok
- Dick Philip K Paszcza Wieloryba (4)
- Alistair Maclean Szatanski Wirus (2)
- Mariusz Zielke Sedzia
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- mrowkodzik.xlx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Myślę, że uda mi się odnaleźć kości twojego ojca.- Wypił trochę kawy.W jego oczach było coś, czego nie potrafiła do końca odczytać.- Jego komunikator wciąż nadawał.Znajdę jego kości.Jestem mu to winny.Następnie zamknął oczy, wypił jeszcze trochę kawy i nie odezwał się już przez resztę nocy.Bezlitosny nurt roztrzaskał na kawałki tamy bobrowych grendeli, rzeki wezbrały i zmieniwszy bieg, zalały równiny.Błyskawice i trąby wodne szalały, rozdzierając niebo jeszcze brutalniej, zadając mu rany, z których niczym krew tryskały nowe strumienie deszczu.Woda z rykiem zalewała równiny, wsiąkała w gniazda, pszczele gniazda, które urodzeni wśród gwiazd widzieli, ale których natury nie rozumieli.W południowej części kontynentu były ich tysiące.Każde było domem dziesiątków tysięcy pszczół.Na chaos, który zapanował w ich świecie, odpowiedziały, gromadząc się w roje i wylatując na zewnątrz.Woda zepchnęła je z powrotem.Pozawalały wtedy tunele w ścianach gniazd, aby je uszczelnić, po czym wycofały się do najgłębszych korytarzy.I czekały.Już od miesięcy karmiły wyselekcjonowane w gniazdach larwy zaprawioną szybkością "królewską galaretką".Teraz przyniosło to owoce i pierwsze z nowych królowych otrząsały już wodę ze swoich skrzydełek motorycznych.Edgar osłonił głowę przed deszczem, wszedł w głębokie po kostki błoto i pobrnął przez obozowisko.Światła odległej jadalni były ledwie widoczne przez strugi lejącej się z nieba wody.W pewnej chwili dostrzegł małą, skuloną sylwetkę kogoś, kto chronił się przed ulewą pod ścianą jednego z baraków mieszkalnych.Nie wiedząc, dlaczego to robi, skierował się w tamtą stronę.To była Ruth.Kiedy zobaczyła, że zbliża się do niej, pobiegła w przeciwnym kierunku.Uznał to za niemożliwe, ale przysiągłby, że przez szum ulewy usłyszał cichy, wyrażający bezsiłę zwierzęcy krzyk.Dogonił ją, ciesząc się ze swojej nowo nabytej wytrzymałości - bieg w tak głębokim błocie był piekielnie wyczerpujący.Chwycił ją za ramię i zmusił, aby się odwróciła.Pasma zmoczonych przez deszcz włosów przyległy jej do twarzy.Miała szeroko otwarte oczy i odniósł wrażenie, że go nie poznaje.Poprowadził ją do jednego z magazynów.Drżała.Tak mocno szczękała zębami, że pomyślał, iż zaraz popęka na nich szkliwo.- Co ty wyrabiasz? - zapytał.Popatrzyła na niego, przez niego.I nie odpowiedziała.Przestała drżeć.Jej skóra była bardzo delikatna.Prawie porcelanowa.Prawie przezroczysta.Wyglądała tak niewinnie.Sprawiała wrażenie małej, zagubionej dziewczynki.- Możesz tu umrzeć - powiedział.- Wszystko mi jedno - odparła.- Po prostu.wszystko mi jedno.- Była taka bezsilna, taka zagubiona.Posadził ją na beczce i zdjął jej kaptur z głowy.- O co chodzi? Dlaczego jest ci wszystko jedno?- Nie wiem, co tu robię - odparła.Chciał coś powiedzieć, ale uświadomił sobie, jak trudno było jej wyrzec nawet tyle, i zachował milczenie.- Przyjechałam do Aarona.Myślałam, że może jest jakiś sposób, aby być.być z Aaronem.- Spuściła głowę i zakryła twarz dłońmi.- Co ja robię? Dlaczego tu jestem?Aaron nie chciał Ruth.Lub kogokolwiek innego.Jedyne, czego chciał, to zdobyć ten kontynent.- Zrobiłaś tylko to - powiedział w końcu Edgar, zdziwiony słowami płynącymi z jego ust - co mówiło ci serce.Musiałaś spróbować.Popatrzyła na niego i skupiła wzrok, jakby zobaczyła go po raz pierwszy.A potem znowu pochyliła głowę, ukryła twarz w dłoniach i zaszlochała.I w końcu, po długim czasie, Edgar przysunął drugą beczkę i otoczył Ruth ramieniem.Nie opierała się.Po chwili położyła głowę na jego barku i płakała już spokojniej, a on słuchał deszczu, długo, bardzo długo.Dwa dni później deszcz ustał.Wody zaczęły opadać, a równiny schnąć.W końcu na nasiąkniętą wodą ziemię znowu padły promienie słońca.Ciemne chmury wciąż obramowywały niebo.Ziemia zadrżała.A potem zaczęła się kruszyć.I spod powierzchni wypełzła najpierw jedna, potem dziesięć, sto i wreszcie milion pszczół.Dziesiątki milionów.Tłoczących się.Głodnych.Nadciągał Wiatr Śmierci.Drugiego dnia po tym, gdy deszcze przestały padać, Carlos wsiadł do skeetera dwa, a Evan Castaneda do skeetera cztery.Wzlecieli ponad góry, płynąc w powietrzu niczym niesione wiaterkiem owady.Obok Carlosa siedział skulony Justin.- Wszystko w porządku, amigo? - zapytał Carlos.Było to jedno z tych absurdalnych pytań, które przyjaciele byli zobowiązani sobie zadawać.Justin popatrzył na niego ponuro.Nie odpowiedział na nie bezpośrednio.- Popatrz na tamę grendeli - rzekł zamiast tego, wskazując na wschód.- Całkowicie zniszczona.Zazwyczaj one są zupełnie niegroźne, jak sądzę.ale kto wie, jak będą się zachowywać teraz, gdy dotknęła je taka katastrofa?- Hm.- Carlos odwrócił głowę.Było w nim coś, co nie chciało, by doprowadził tę misję do końca, co wolałoby raczej, żeby zrobił cokolwiek innego, niż znalazł to, co spodziewali się znaleźć.- Co u Jessiki? - zapytał Carlos o wiele cichszym głosem.Tak cichym, że Justin ledwie go usłyszał na tle warkotu silników.- Dokonała wyboru - odpowiedział Justin.- Uważa, że więcej z niej pożytku będzie w obozie.Nie dodał tego, co pomyślał: Gdzie będzie mogła zajmować się Aaronem.Dla wszystkich było oczywiste, że tam, w górach, coś się z Aaronem stało.Był jakiś inny.Odsłonięty.Rozdarty.Zdruzgotany.Coś się z nim stało.Justin nie mógł w pełni uwierzyć w relację Aarona o tym, co się wydarzyło.Coś było nie w porządku.Czy Aaron wpadł w panikę i opuścił Cadmanna i Chakę? Co Aaron ukrywał?A może w ten sposób wpłynął na niego sam widok śmierci, tak okropnej i gwałtownej.Justin przypomniał sobie, jak patrzył na umierającego w śniegu Stu.Ten obraz był zamknięty gdzieś w głębi jego umysłu, tak daleko, że nie sięgał tam ból.Tak daleko, że niczego nie czuł.Dzięki temu nie musiał myśleć o tych spotkaniach przy grillu w domu Stu albo o partiach pokera czy o ściganiu się w skeeterach z przyjacielem i bratem.Myślenie o tym było po prostu zbyt bolesne.I być może to właśnie zabijało Aarona, było źródłem jego cierpienia.Nikt nie może całkowicie dorównać wyobrażeniu, jakie ma sam o sobie.Może Aaron otrzymał właśnie dawkę rzeczywistości.Justin przycisnął dłonie do twarzy.Ojciec.Cadmann.Boże, jak będzie mi cię brakowało
[ Pobierz całość w formacie PDF ]