Podobne
- Strona startowa
- Collins Jackie Hollywood 3 Dzieci z Hollywood
- Assollant Alfred Niezwykłe choć prawdziwe przygody kapitan
- Szklarski Alfred Tomek na wojennej sciezce (SCAN
- Hitchcock Alfred Tajemnica golebia o dwoch pazurach
- Maja.Lidia.Kossakowska. .Siewca.Wiatru.(osloskop.net)
- praca magisterska emil baba
- Eddings Dav
- Antoniusz i Kleopatra William Shakespeare
- Arystoteles O duszy
- andrzej mencwel, antropologia kultury
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- nea111.xlx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.To jest poniekąd prawdziwe posiadanie kobiety: trzymać ją pół godziny w ramio-nach, unosić ją, drżącą mimo woli i nie bez przyczyny, w ten sposób, iż trudno określić, czysię ją osłania, czy gwałci.Niektóre poddają się z tak rozkosznym zawstydzeniem, z tak słodkąi czystą ufnością, iż sami nie wiemy, czy to, czego się doświadcza przy nich, jest pragnieniemczy lękiem i czy przyciskając je do serca chciałoby się zemdleć lub złamać je jak trzcinę.Niemcy, gdzie wynaleziono ten taniec, są z pewnością krajem miłości.52Trzymałem w ramionach wspaniałą tancerkę włoskiego teatru przybyłą do Paryża na kar-nawał; miała strój bachantki, suknię z panterzej skóry.Nigdy nie widziałem nic równie lu-bieżnego jak ta istota.Była wysoka i szczupła; walcując z nadzwyczajną chyżością, robiławrażenie, że się wlecze; patrząc na nią, rzekłbyś, że musi ciążyć tancerzowi, tymczasem nieczuło się jej, biegła niby czarem.Miała na piersiach olbrzymi bukiet, którego zapach upajał mnie mimo mej woli.Za naj-lżejszym drgnieniem czułem ją, jak gnie się niby liany Indiów, tak słodko i sympatyczniemiękka, iż spowijała mnie niby oponą pachnącego jedwabiu.Za każdym obrotem słychaćbyło leciuchny szelest naszyjnika o metalowy pasek; poruszała się tak bosko, iż zdawało misię, że widzę piękną gwiazdę; a to wszystko z uśmiechem wróżki gotowej ulecieć.Czuła irozkoszna melodia walca zdawała mi się wypływać z jej warg, gdy głowa, ciężka lasem czar-nych włosów splecionych w warkocze, chyliła się w tył, jakby szyja była za słaba, aby jąudzwignąć.Skoro walc się skończył, rzuciłem się w buduarze na krzesło; serce mi biło, byłem nie-przytomny. O Boże! - wykrzyknąłem - jak to możliwe? O potworze wspaniały! O cudnypłazie! Jak ty się oplatasz i falujesz, słodka żmijo o gibkiej i cętkowanej skórze! Jak krewniaktwój, wąż, nauczył cię owijać się dokoła drzewa życia, z jabłkiem w ustach! O Meluzyno! OMeluzyno! serca męskie należą do ciebie.Wiesz dobrze, ty czarodziejko, mimo tej miękkiejomdlałości, która udaje, że się jej o tym nie śniło! Wiesz dobrze, że gubisz, że topisz, wieszdobrze, że będzie cierpiał, kto cię dotknie; wiesz dobrze, że umiera się od twych uśmiechów,od woni twych kwiatów, od muśnięcia twego czaru: oto czemu poddajesz się tak miękko, otoczemu twój uśmiech jest tak słodki, kwiaty tak świeże; oto czemu wspierasz tak łagodnieswoje ramię na naszym ramieniu.O Boże! o Boże! czegóż ty chcesz od nas?Profesor Halle rzekł straszne słowo: Kobieta to nerwy ludzkości, mężczyzna to jej mię-śnie. Sam Humboldt, ów poważny mędrzec, powiedział, że dokoła nerwów ludzkich istniejeniewidzialna atmosfera.Nie mówię o marzycielach, którzy biegną za okrężnym lotem nieto-perzy Spalanzaniego i myślą, że znalezli szósty zmysł w naturze.Tajemnice tej natury, takiejjak jest, która nas stwarza, drwi z nas i nas zabija, dość są straszliwe, potęgi jej dość głębokie,aby nie było trzeba jeszcze zgęszczać otaczających nas ciemności.Ale któryż człowiek możesądzić, że żył, jeśli przeczy potędze kobiet? Jeśli nigdy nie drżały mu ręce, gdy obejmowałkibić pięknej tancerki? Jeśli nigdy nie odczuł tego nieuchwytnego czegoś, tego drażniącegomagnetyzmu, który, w pełni balu, w zgiełku instrumentów, w upale, od którego blednąświeczniki, wydziela się z młodej kobiety, elektryzuje ją samą i unosi się dokoła niej nibyzapach aloesu nad kołyszącą się na wietrze kadzielnicą?Trwałem w głębokim zdumieniu.%7łe podobne upojenie istnieje, kiedy się kocha, wiedzia-łem: wiedziałem, co to jest aureola, którą promieniuje ukochana.Ale żeby można wzniecaćtakie bicie serca, wywoływać podobne wizje jedynie swą pięknością, kwiatami i cętkowanąskórą dzikiego zwierzęcia, pewnymi ruchami, pewnym sposobem kręcenia się w kółko wy-uczonym od jakiegoś pajaca, linią pięknego ramienia; i to bez słowa, bez myśli, nie raczączdradzić, że się wie o tym! Czymże był tedy chaos, jeśli to jest dzieło siedmiu dni?Ale to, co odczuwałem, to nie była miłość; nie mogę nazwać tego inaczej jak pragnieniem,w tym znaczeniu, jakby mi się chciało pić.Pierwszy raz w życiu czułem, jak w mej istociedrga struna obca memu sercu.Na widok tego pięknego zwierzęcia zaryczało drugie zwierzę wmych trzewiach.Czułem, że nie powiedziałbym tej kobiecie, że ją kocham ani że mi się po-doba, ani nawet że jest ładna; nie było na mych ustach nic prócz ochoty ucałowania jej ust,powiedzenia jej: Opleć mnie tymi leniwymi ramionami, oprzyj o mnie tę pochyloną głowę,przylgnij do mych ust tym słodkim uśmiechem. Moje ciało kochało jej ciało, byłem odurzo-ny jej pięknością jak winem.Desgenais, przechodząc, spytał, co mi jest. Kto jest ta kobieta? - rzekłem.Odparł: Coza kobieta? o kim mówisz?53Wziąłem go pod ramię i zawiodłem do sali.Włoszka dostrzegła nas z daleka.Uśmiechnęłasię, uczyniłem krok wstecz. A, a - rzekł Desgenais - tańczyłeś z Marco?- Któż to jest ta Marco? - spytałem.- Ot, ta szelmeczka, która tam się śmieje; podoba ci się?- Nie - odparłem - przetańczyłem z nią walca i chciałem znać jej imię; zresztą nie widzęw niej nic osobliwego.Mówiłem tak przez wstyd, ale ledwie Desgenais odszedł, pobiegłem za nim
[ Pobierz całość w formacie PDF ]