Podobne
- Strona startowa
- Simak Clifford D Dzieci naszych dzieci (SCAN dal (3)
- Heyerdahl Thor Aku Aku (SCAN dal 921)
- Bulyczow Kiryl Ludzie jak ludzie (SCAN dal 756
- Moorcock Michael Zwiastun Bur Sagi o Elryku Tom VIII (SCAN da
- Clarke Arthur C. Baxter Stephen Swiatlo minionych dni (SCAN dal
- McCaffrey Anne Lackey Mercedes Statek ktory poszukiwal (SCAN d
- Moorcock Michael Perlowa Fort Sagi o Elryku Tom II (SCAN dal
- Moorcock Michael Elryk z Meln Sagi o Elryku Tom I (SCAN dal 8
- Kaye Marvin Godwin Parke Wladcy Samotnosci (SCAN dal 108
- Koneczny.Feliks Cywilizacja zydowska
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- spartakus.htw.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zwisały z niego frędzle z nanizanych na sznureczki szlachetnych kamieni, przetykanych srebrnymi kulkami.Kamienie były identyczne jak te z naszyjnika Simsy.Mała głowa była dumnie uniesiona.To właśnie było główną cechą tej drugiej Simsy — tej zamkniętej w przejrzystym sześcianiku — ogromna duma.Żywa dziewczyna wzięła głęboki oddech.Włosy na tej wysoko uniesionej głowie przepasywał drugi łańcuch z klejnotami.Był on nałożony w taki sposób, że na czole spoczywał krąg z bladych, zielonych kamieni otoczonych przez inny kamień, nieprzezroczysty, identyczny jak klejnot z pierścienia.Jedna z rąk wizerunku dzierżyła małą różdżkę, może berło, wyglądającą na wykutą z jednego ogromnego, białoszarego kamienia.Była zwieńczona symbolem, który Simsa już kiedyś widziała — dwoma wygiętymi rogami podtrzymującymi kulę.Symbol ten przewijał się na wielu drobiazgach, nad którymi ślęczała Starucha.To była ona.Lecz przecież ona nigdy nie nosiła takiej biżuterii, nie trzymała tak wysoko głowy, nie była tak nieustraszenie, triumfująco dumna! Czyżby to była ta druga ona, która według opowieści ludzi mieszkała w ciele, a gdy życie ulatywało na zawsze, wychodziła z niego nie wiadomo dokąd? Nie, to niemożliwe.Ostatecznie ona jest tutaj, żyje.Jest tą samą Simsą, jaką była zawsze, jaką się znała.A mimo to jest jeszcze ta druga, która również jest nią!Nie zdając sobie sprawy z tego, co robi, przyklęknęła, pochyliła się i złożyła dłonie na bokach tego zdumiewającego przedmiotu.Ciągle zszokowana, wlepiała weń wzrok.Nie zauważyła nawet obecności Thoma.Uświadomiła ją sobie dopiero wtedy, kiedy jego cień padł na drugą Simsę, na wpół ją przesłaniając.Potem spojrzała w górę i napotkała jego oczy.Przez chwilę spoczywały na niej, potem na tej drugiej.Gapił się tak długo na uwięzioną w kostce kobietę, że Simsa poczuła przenikliwy chłód.On wiedział — bez jej pytań.Również bez jego odpowiedzi zrozumiała, że zna prawdę o tym przedmiocie, o tym, co on oznacza i… co może zrobić.Tak bardzo pragnęła unieść tę bryłę, ukryć ją przed jego oczyma, schować tę drugą siebie przed jego wiedzą… Lecz na to było za późno.Teraz także on przyklęknął, lecz nie zamierzał jej tego odebrać.Czyżby istniała szansa, że pozwoli jej to zatrzymać, pozwoli udowodnić, że sama potrafi zapewnić bezpieczeństwo tej drugiej sobie?— To ja… ja! — Nie potrafiła dłużej powstrzymać słów cisnących się na usta.— Dlaczego to ja?Podniosła oczy, ledwie ośmielając się oderwać wzrok od swego znaleziska, w obawie, by go nie zabrał.Był wystarczająco silny, żeby uczynić to swoją własnością.Nie pomogłyby jej żadne środki obronne ani nawet zorsale.Ponadto wiedział, co to jest i jak…Nie umiała rozszyfrować wyrazu jego twarzy.Widywała u niego zaskoczenie, widywała gniew, widywała skrajne wyczerpanie.Lecz teraz to był inny Thom.Czy powinna się go bać?— To — przemówił powoli i łagodnie, jakby nie chciał jej przestraszyć — to jest trójwymiarowa fotografia.Inaczej zdjęcie.Zrobił ją mój brat.— Fotografia? — powtórzyła.Jego brat… gdzie? Rozejrzała się dookoła bliska obłędu.— Pamiętasz te posągi przy ścianach, te głowy? To podobny posąg.Mój brat gdzieś go zobaczył i w taki sposób skopiował.— Mnie! — nie ustępowała.— Nie.nie ciebie.Lecz najwyraźniej kogoś z twojej rasy, z twojego ludu.Osobę, która mogła mieć udział w spłodzeniu ciebie.Zobacz, powiedziałbym, że ona jest trochę starsza… i spójrz tam, czy masz coś takiego na ciele? — Nie dotknął sześcianu z drugą Simsą, skierował jedynie czubek palca na gładką skórę, nieco powyżej frędzli z klejnotów opadających między smukłe, długie nogi.Simsa wytężyła wzrok.Tak, coś tam było… Blizna, ledwie widoczna, choć wystająca maleńką pręgą ponad resztę skóry.Dziwne, ale ta blizna miała taki sam kształt, jak symbol wieńczący berło — dwa rogi strzegące kuli.— Ten znak — wyjaśnił jej — to naprawdę X–Arth — chociaż kobieta, która go nosi… nosiła… nie jest z rasy Arth.Widziałem zapiski na ten temat.Być może była Prekursorką, jedną z tych, którzy zniknęli ze wszystkich światów i z kosmosu na długo przedtem, zanim zaczął istnieć nasz własny rodzaj.To bardzo stary znak, nawet na Arth, ponieważ łączy dwie siły, słońca i księżyca.— Mówisz, że ona odeszła! — przerwała mu pospiesznie.— Lecz ja jestem tu.Jeśli ona nie jest mną, to jest krewną, jak sam stwierdziłeś.Twój brat… On może mi powiedzieć… Możemy odnaleźć…Wyrzucając z siebie potok słów, bezwiednie wyciągnęła ręce i złapała go za ramiona, a nawet usiłowała nim potrząsać, jakby to miało jej pomóc w uświadomieniu mu, jak desperacko tego pragnie.Teraz wyraz jego twarzy faktycznie się zmienił.Nie było w niej już tej dziwnej łagodności, z jaką przez krótki czas się do niej odnosił.Rysy na powrót stężały, oczy zwężyły się i przestały ją dostrzegać.— Mój brat jest… — przez długą chwilę jego usta nie poruszyły się.Potem wywinął się z jej uścisku i stanął wyprostowany.— Mam podstawy sądzić, że nie żyje.Gapiła się na niego z otwartymi ustami.Dopiero chwilę później dotarło do niej pełne znaczenie jego słów i pchnięta impulsem złapała to, co nazywał trójwymiarową fotografią.Wiedziała, że musi ją mieć
[ Pobierz całość w formacie PDF ]