Podobne
- Strona startowa
- Przez bezmiar nocy Veronica Rossi
- Adams Douglas Autostopem przez galaktyke (2)
- Stirling SM Szturm przez Gruzje
- Makuszynski Kornel Piate przez dziesiate (2)
- Makuszynski Kornel Piate przez dziesiate
- Philip K. Dick Przez ciemne
- Science Fiction (28) lipiec 2003
- Terry Pratchett 06 Trzy wiedz (2)
- Reymont Chlopi IV
- Eddings Dav
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- ayno.opx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Jestem potężny i miły Bogu.Za to, żeśzwątpiła, widząc cudo mysz mówiącą, Zagastaj od tej chwili stanie się niebezpieczny takdla dobrych, jak i dla złych ludzi.Wdowa chana została ocalona, lecz Zagastaj pozostaje nieubłagany.Przy tem krętem izawiłem przejściu trzeba mieć się co chwila na baczności.Demon gór czyha na życiepodróżnych!.Mongoł miał słuszność.Zagastaj jakgdyby czyhał na nas.Ledwie wjechaliśmy do jegoposiadłości, zerwał się mrozny wiatr do ataku, gwizdał i huczał pośród skał i zamienił sięwkońcu w szaloną zamieć śnieżną.Wszystko znikło naokół, i z trudem można było ujrzećzaśnieżonemi oczyma majaczącą posiać wielbłąda, idącego na przedzie.Nagle uczułemlekkie wstrząśnienie.Nie mogłem zrozumieć, co się stało; zacząłem się oglądać.Wszystkojednak było po dawnemu.Siedziałem sobie wygodnie pomiędzy dwiema ciężkiemi torbami zmięsem i z sucharami, tylko głowy mego wielbłąda nie widziałem.Znikł bez śladu.Pokazałosię, że stoczył się ze ścieżki do wąwozu, nieprzywiązane zaś torby i terlica, uderzywszy oziemię, zostały wraz ze mną na śniegu.Był to widać żarcik demona Zagastaju.Lecz było mutego za mało, więc począł się gniewać nie na żarty.Wściekłem! podmuchami wiatru prawiezrywał nas z wielbłądów, omal że nie przewracał naszych garbatych wierzchowców,zasypując nam oczy śniegiem i tamując oddech.Przechodziliśmy nieraz wąskiemi ścieżkamipośród zamieci śnieżnej tuż nad urwiskiem przepaści.Trafiliśmy przed wieczorem do małejdoliny, gdzie wiatr gwizdał i wołał tysiącami rozpaczliwych, ponurych głosów.Zapadła noc.Mongołowie długo oglądali dolinę, wdrapywali się na góry, pózniej zaś, smutnie kiwającgłowami, oznajmili:60 Straciliśmy drogę.Trzeba zatrzymać się tu na nocleg.yle, że nie doszliśmy do jakiegolasu, zostaniemy bez ogniska, a mróz tężeje.Z wielkim trudem, odmrażając sobie ręce, postawiliśmy namiot i umocowaliśmy go odstrony wiatru naszemi ciężkiemi torbami, siodłami i śniegiem.Mongołowie wyryli w śniegurowy i okrzykami: cok! cok! zmusili wielbłądy do położenia się w nich.Gdyśmy weszli do ciemnego i zimnego namiotu, mój towarzysz, porządnie zmarznięty,głośno zaklął i, nie chcąc widocznie pogodzić się z myślą lodowatego noclegu w namiocieprzy piecyku, szyderczo stojącym pośrodku i.zimnym, powziął jakiś zamiar. Idę szukać opału! rzekł głosem stanowczym i, wziąwszy siekierę, znikł w ciemności.Dopiero w godzinę potem powrócił i przyniósł olbrzymi odłam słupa telegraficznego. Dżengizy! krzyknął na Mongołów, rozcierając skostniałe ręce. Bierzcie czemprędzejsiekiery i pędzcie na lewo na górę.Tam leży dużo zrąbanych słupów telegraficznych.Spotkałem po drodze starego Zagastaja, poznałem się z nim i dowiedziałem się od niego,gdzie są słupy!Rzeczywiście, niedaleko od doliny biegła linja telegrafu rosyjskiego, obecnie zburzonegoprzez Mongołów na rozkaz urzędników chińskich.Dzięki znajomości mego towarzysza z demonem Zagastaju, spędziliśmy noc przy gorącympiecyku i bardzo spokojnie gawędziliśmy sobie w państwie demona, zagniewanego na sceptycyzm ludzki.Nazajutrz o świcie odnalezliśmy drogę.Znajdowała się ona o 200 300 kroków odnaszego namiotu.Po upływie kilku godzin zaczęliśmy się zbliżać do północnych schyłkówgrzbietu Tarbagatajskiego; wchodziliśmy właśnie w dolinę rzeki Eder, gdy zauważyliśmystado mongolskich kruków o czerwonych dziobach, (Pyrrhocorax graculus), krążących naddwiema ostremi skałami.Podjechaliśmy i spostrzegli świeże jeszcze trupy konia i jezdzca.Co się z nimi stało? gubiliśmy się w domysłach.Jezdziec i koń leżeli prawie obok siebie.Prawa ręka człowieka owinięta była uzdąwierzchowca.Nigdzie nie wykryliśmy śladów kuli, lub noża.Niepodobieństwem byłorozpoznać twarzy jezdzca, rozszarpanej przez ptactwo.Miał on na sobie kożuch mongolski,lecz spodnie i koszula zdradzały cudzoziemca.Ciało miał opalone, koloru starego bronzu,włosy znacznie miększe i jaśniejsze od włosów Mongołów. Co go spotkało? pytaliśmy się wzajemnie.Przewodnicy z trwogą kiwali głowami, i jeden z nich głosem, w którym brzmiałoprzekonanie, powiedział: Jest to zemsta Zagastaja! Podróżny nie złożył ofiary koło południowego obo , i demonzadusił go razem z koniem.Wjechaliśmy wreszcie w dolinę Ederu.Dolina wąska, nieskończenie długa wije się, jakwąż, po obu stronach rzeki.Wszędzie doskonale, obfite pastwiska.Zrodkiem doliny szłaszeroka, dość ubita droga, wzdłuż której sterczały resztki porąbanych słupów telegraficznychi leżały kilkukilometrowe kawałki kabla.Wkrótce zaczęliśmy spotykać stada baranów i owiec, które rozgrzebywały śnieg i gryzłysuchą, brunatną trawę.Wyżej w górach widniały stada byków i jaków.Pastuchowie,zauważywszy nas, natychmiast popędzili konie i ukryli się w górach.Nigdzie niespostrzegliśmy jurt, chociaż liczne stada świadczyły o zaludnieniu kraju.Mongołowie ukrylisię ze swemi domami ruchomemi w głębokich fałdach górskich, dokąd nie mógł doleciećnajsilniejszy wicher i gdzie było ciepło nawet podczas najostrzejszych mrozów.Wkrótce zaczęliśmy się zbliżać do dużego stada baranów.Zadziwiło nas, że w miaręnaszego pochodu, stado zaczęło się rozdzielać
[ Pobierz całość w formacie PDF ]