Podobne
- Strona startowa
- Farmer Philip Jose wiat Rzeki 04 Czarodziejski labirynt
- Pullman Philip Mroczne materi Zorza polnocna (Zloty Kompas)
- Pullman Philip Mroczne materie 01 Złoty kompas
- Pullman Philip Mroczne materi Zloty kompas
- Farmer Philip Jose Ciala wiele cial
- Pullman Philip Mroczne materie 3 Bursztynowa luneta
- Farmer Philip Jose Przebudzenie kamiennego boga (S
- Philip G. Zimbardo, John Boyd Paradoks czasu (2)
- Glen Cook Sny O Stali (2)
- Stirling SM Szturm przez Gruzje
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- psmlw.htw.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Głos rozległ się ponownie; metaliczny, ostry i przenikliwy, pozbawiony ciepła, potężny głos, którego nie można było uciszyć, zmusić do milczenia.Tibor bał się jak nigdy dotąd.Nie potrafił opanować drżenia ciała.Wił się na siedzeniu i mrużył oczy w mroku, próbując przyjrzeć się postaci, lecz bezskutecznie.Miała zapadniętą twarz, nieomal zupełnie pozbawioną wyraźnych rysów, co jeszcze bardziej go przerażało.- Ja.- Przełknął głośno ślinę, pokazując tym samym, jak bardzo się boi.- Ja przybyłem tutaj, żeby złożyć swoje uszanowanie, Wielki K - wyrzucił z siebie.- Przygotowałeś dla mnie pytania?- Tak - skłamał.Wyruszając w podróż, miał nadzieję, że uda mu się przemknąć obok Wielkiego K niepostrzeżenie.- Zadasz mi je we wnętrzu konstrukcji - powiedział, kładąc dłoń na poręczy jego pojazdu.- Nie tutaj.- Nie muszę iść do wnętrza konstrukcji - bronił się Tibor.- Możesz odpowiedzieć na pytania tutaj.- Chrząknął głośno, przełknął ślinę i zastanowił się nad pierwszym pytaniem.Miał kilka spisanych na papierze, tak na wszelki wypadek.Dobrze, że je zabrał, dobrze, że ojciec Handy je przygotował.Pewnie w końcu i tak wciągnie go do środka, postanowił jednak nie poddawać się tak długo, jak się da.- Jak powstałeś? - spytał.- Czy to jest pierwsze pytanie?- Nie - odpowiedział szybko; rzeczywiście tak było.- Nie poznaję cię - przemówiło przenikliwym głosem przedłużenie gigantycznego komputera.- Czy pochodzisz z innego obszaru?- Z Charlottesville - odpowiedział Tibor.- I przebyłeś taki kawał drogi, żeby zadawać mi pytania?- Tak - skłamał.Sięgnął do kieszeni; jeden z jego ręcznych prostowników sprawdził, czy jednostrzałowy derringer kaliber 22, który dał mu ojciec Handy, jest na miejscu.- Mam pistolet - powiedział.- Doprawdy? - spytał dziwnie nieokreślonym zjadliwym tonem.- Nigdy dotąd nie strzelałem z pistoletu - przyznał się Tibor.- Mamy pociski, ale nie wiem, czy są jeszcze dobre.- Jak się nazywasz?- Tibor McMasters.Jestem imperfektusem.Nie mam rak ani nóg.- Fokomelus - powiedział Wielki K.- Słucham? - spytał niepewnie.- Jesteś młody - powiedział.- Widzę to wyraźnie.Część mojego wyposażenia została zepsuta w czasie Zniszczenia, ale jeszcze trochę widzę.Przedtem analizowałem wizualnie zadania matematyczne.Oszczędzałem czas.Widzę, że masz na sobie wojskowy mundur.Skąd go wziąłeś? Twoje plemię chyba nie produkuje czegoś takiego, prawda? - Nie.Sądząc po kolorze, jest to mundur żołnierzy Narodów Zjednoczonych - mówił drżącym głosem.- Czy to prawda, że zostałeś stworzony ręką Boga Gniewu? Że to on cię wykonał, aby pogrążyć świat w ogniu? Że to ty wynalazłeś atomy i dostarczyłeś je światu, niszcząc tym samym pierwotny plan Boga? Wiemy, że to zrobiłeś.Nie wiemy tylko, w jaki sposób.- Czy to jest twoje pierwsze pytanie? Nigdy ci na nie nie odpowiem.Odpowiedź byłaby dla ciebie zbyt przerażająca.Lufteufel był obłąkany i zmuszał mnie do robienia szalonych rzeczy.- Przychodzili do ciebie jeszcze inni ludzie poza Deus Irae - powiedział Tibor.- Przychodzili i słuchali.- Wiesz - rzekł Wielki K.- Istnieję od dawna.Pamiętam życie sprzed Zniszczenia.Mógłbym ci wiele opowiedzieć o tamtych czasach.Życie było wtedy zupełnie inne.Teraz nosicie brody i polujecie w lasach na zwierzęta.Przed Zniszczeniem nie było lasów, jedynie miasta i farmy.Ludzie nie nosili bród.Wielu nosiło białe ubrania.Byli uczonymi.Mądre istoty.Ja zostałem skonstruowany przez inżynierów; to taka odmiana uczonych.- Zamilkł na chwilę.- Czy mówi ci coś nazwisko Einstein? Albert Einstein?- Nie.- Był największym z uczonych, nigdy jednak nie przyszedł do mnie po poradę, gdyż zmarł, zanim powstałem.Potrafiłbym odpowiedzieć na kilka pytań, których nawet on nie potrafił zadać.Istniały także inne komputery, lecz ja byłem największy.Teraz znają mnie wszyscy żyjący, prawda?- Tak - przyznał Tibor i zaczął się zastanawiać, w jaki sposób i kiedy mógłby spróbować uciec.Złapał go w pułapkę i zabierał jego cenny czas swoim paplaniem, które należało do jego obowiązków.- Jakie jest twoje pierwsze pytanie? - spytał Wielki K.Znowu poczuł ogromny strach.- Muszę się zastanowić - powiedział.- Chciałbym sformułować je bardzo precyzyjnie.- Masz absolutną rację - zgodził się Wielki K monotonnym głosem.- Na początek coś łatwego - wydusił wreszcie z siebie Tibor przez ściśnięte gardło.Prawym prostownikiem wyjął z kieszeni kartkę i podniósł do oczu.Wziął głęboki oddech i zapytał: - Skąd pochodzi deszcz?Zapadła cisza.- Wiesz skąd? - spytał, czekając w napięciu.- Deszcz pochodzi z ziemi, głównie z oceanów.Wznosi się w powietrze dzięki procesowi zwanemu parowaniem.Czynnikiem wyzwalającym ten proces jest ciepło słońca.Wilgoć oceanów wznosi się w formie drobniutkich cząsteczek.Cząsteczki te unoszą się coraz wyżej, aż znajdą się w chłodnej strefie powietrza.Tam następuje kondensacja.Wilgoć przybiera postać, którą nazywa się wielkimi chmurami.Kiedy zbierze się ich dostatecznie dużo, woda ponownie opada w postaci kropli.Krople te nazywane są deszczem.Tibor poskubał brodę lewym prostownikiem i powiedział:- Hm, rozumiem.Jesteś pewien? - To, co usłyszał, nie było mu całkiem obce, pewnie kiedyś, w lepszych czasach, uczył się o tym.- Następne pytanie - domagał się Wielki K.- Następne będzie trudniejsze - powiedział Tibor ochrypłym głosem.Wielki K znał odpowiedź na pytanie o deszcz, lecz z pewnością nie będzie umiał odpowiedzieć na to pytanie.- Powiedz mi - zaczął wolno - jeśli potrafisz, co sprawia, że Słońce wędruje po niebie? Dlaczego nie spadnie na Ziemię?Przedłużenie komputera zawarczało dziwnie, jakby się śmiało.- Zdziwisz się, kiedy usłyszysz odpowiedź.Słońce nie wędruje.To, co ty uważasz za ruch, wcale nie jest ruchem.Ruch, który widzisz, to ruch Ziemi obracającej się wokół Słońca.Kiedy stoisz w miejscu, wydaje ci się, że Słońce się porusza, ale tak nie jest.Wszystkie dziewięć planet - a wraz z nimi i Ziemia - obraca się wokół Słońca po regularnych eliptycznych orbitach.Trwa to nieprzerwanie od miliardów lat.Czy ta odpowiedź cię zadowala?Tibor poczuł, że serce mu zamiera.W końcu opanował się nieco, lecz nie potrafił pozbyć się kłujących dreszczy strachu.- Chryste - wycedził przez zęby częściowo do siebie, częściowo do pozbawionej nieomal rysów kobiecej postaci stojącej przy jego wózku.- No cóż, zadam ci teraz trzecie z moich pytań.- Wiedział, że komputer odpowie mu, tak jak odpowiedział na poprzednie pytania.- Pewnie nie będziesz znał na nie odpowiedzi.Żadna żywa istota nie potrafiłaby na nie odpowiedzieć.Jak powstał świat? Widzisz, ty nie istniałeś, zanim powstał świat, nie możesz więc znać odpowiedzi na moje pytanie.- Istnieje kilka teorii - odpowiedział spokojnie Wielki K.- Najbardziej prawdopodobna jest teoria mgławic.Według niej.- Żadnych teorii.- wtrącił Tibor.- Ale.- Oczekuję faktów - zażądał Tibor.Zapadła cisza.Milczeli.Wreszcie niewyraźna postać kobieca znowu ożyła w formie naśladującej życie.- Weźmy okruchy z Księżyca przywiezione w 1969 roku
[ Pobierz całość w formacie PDF ]