Podobne
- Strona startowa
- Farmer Philip Jose wiat Rzeki 04 Czarodziejski labirynt
- Pullman Philip Mroczne materi Zorza polnocna (Zloty Kompas)
- Pullman Philip Mroczne materie 01 Złoty kompas
- Pullman Philip Mroczne materi Zloty kompas
- Farmer Philip Jose Ciala wiele cial
- Pullman Philip Mroczne materie 3 Bursztynowa luneta
- Farmer Philip Jose Przebudzenie kamiennego boga (S
- Philip G. Zimbardo, John Boyd Paradoks czasu (2)
- Feist Raymond E Mistrz magii (SCAN dal 735)
- Lem Stanislaw Dzienniki gwiazdowe t.1 (2)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- fashiongirl.xlx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Co to takiego? — spytał DonaDenny.— Nie wiem — nerwowo odpowiedział Don.— To syrena policyjna — oświadczył Sammy Mundo.—Skręciłeś, nie dając żadnego sygnału.— Jak miałem to zrobić? — spytał Joe.— Na kolumniekierownicy nie ma dźwigni kierunkowskazu.— Trzeba było pokazać ręką — odparł Sammy.Syrena byłajuż bardzo blisko; odwróciwszy głowę, Joe dostrzegł motocykl,który akurat zrówna! się z samochodem.Zwolnił, nie wiedząc, coma zrobić.— Zatrzymaj się przy krawężniku — poradził mu Sammy.Joe podjechał do skraju jezdni i zahamował wóz.Policjant zsiadł z motocykla i podszedł do Joego szybkimkrokiem.Był to młody człowiek o szczupłej, szczurzej twarzyi dużych oczach o ostrym spojrzeniu.— Proszę o pańskie prawo jazdy — powiedział, przyjrzawszysię Joemu dokładnie.— Nie mam go — przyznał Joe.— Niech pan pisze protokółi pozwoli nam jechać.— Widział już hotel.Zwrócił się doDona Denny: — Może lepiej idź tam już, zabierając wszystkichze sobą.Willys-Knight nadal jechał w stronę hotelu.Don Denny, Pat,Sammy Mundo-i Tippy Jackson wysiedli z wozu i zostawiającJoego sam na sam z policjantem ruszyli śladem pierwszego wozu,który zaczął właśnie hamować przed budynkiem, po drugiejstronie ulicy.— Czy ma pan jakiś dowód tożsamości? — spytał policjant.Joe podał mu swój portfel.Używając czerwonego, kopiowegoołówka policjant wypełnił formularz, wydarł go ze swego bloczkai podał Joemu ze słowami: — Skręcanie bez sygnału.Brak prawajazdy.Na wezwaniu napisane jest, gdzie i kiedy ma się panstawić.— Następnie zatrzasnął swój bloczek z wezwaniami,oddał Joemu portfel i powolnym krokiem wrócił do motocykla.Podkręcił obroty silnika, po czym nie oglądając się w tył szybkoruszył z miejsca i wmieszał się w tłum innych pojazdów.Sam nie wiedząc, dlaczego to robi, Joe zerknął na wezwanieprzed schowaniem go do kieszeni.Potem — powoli - przeczytałje jeszcze raz.Rozpoznał charakter pisma, którym nabazgranebyły kopiowym czerwonym ołówkiem następujące słowa:“Jesteście w o wiele większym niebezpieczeństwie, niż sądziłem.Słowa Pat Conley były."Na tym urywała się treść kartki.W środku zdania.Zastanawiałsię, jaki mógł być dalszy ciąg.Czy na wezwaniu nie ma innegonapisu? Nie znalazł nic na odwrocie, ponownie więc przyjrzał siępierwszej stronie.Nie było tam żadnych dalszych ręcznie pisanychsłów, ale u dołu arkusika papieru znajdował się następujący tekst,wydrukowany drobną, nierówną czcionką:Odwiedź aptekę Archera, sprzedającą po przystępnych cenachniezawodne środki, użyteczne w gospodarstwie domowym orazpreparaty lecznicze o sprawdzonej i wypróbowanej wartości.Niewiele mi to mówi — pomyślał Joe.A jednak nie tegonależało się spodziewać pod wezwaniem wręczonym mu przezpolicję drogową miasta Des Moines.Najwyraźniej był to kolejnyznak, podobnie jak znajdujące się powyżej słowa napisaneodręcznie czerwonym ołówkiem.Wysiadł z samochodu i wszedł do najbliższego sklepu; sprzeda-wano tam gazety, słodycze i wyroby tytoniowe.— Czy mogę skorzystać z książki telefonicznej? — spytałwłaściciela, tęgiego mężczyznę w średnim wieku.— W głębi — powiedział przyjaźnie sklepikarz, wskazująckierunek swym grubym kciukiem.Joe odnalazł książkę telefoniczną i w mrocznym zakamarkuciemnego małego sklepiku zaczął w niej szukać apteki Archera.Nie było jej jednak na liście.Zamknąwszy książkę podszedł do sklepikarza, który akuratsprzedawał jakiemuś chłopcu paczkę wafli Necco.— Czy nie wie pan, gdzie znajduje się apteka Archera? —spytał go.— Nigdzie — odparł sklepikarz.— To znaczy: teraz już nigdzie.— Jak to?— Została zamknięta już lata temu.— Proszę mi jednak powiedzieć, gdzie się ona znajdowała.Może narysowałby mi pan plan trasy?— Niepotrzebny panu plan — powiem panu, gdzie onabyła.— Potężnie zbudowany mężczyzna pochylił się naprzód,wyciągając rękę w kierunku drzwi sklepu.—- Czy widzi pan tensłupek z szyldem fryzjera? Niech pan dojdzie do niego i obróci sięna północ.Północ jest tam — wskazał Joemu kierunek.—Zobaczy pan stary, żółty budynek z ozdobnymi gzymsami.Niektóre pomieszczenia na górze są jeszcze zamieszkałe, alelokale sklepowe na parterze zostały opuszczone.Będzie panjednak w stanie odczytać szyld: Apteka Archera.Łatwo więc panją rozpozna.Było tak: stary Ed Archer zachorował na rakagardła i.— Dziękuję — powiedział Joe.Wyszedł ze sklepu i znalazł sięznowu na ulicy, w słabym świetle popołudniowego słońca.Szybkim krokiem przeszedł przez jezdnię w kierunku słupkai dotarłszy do tego miejsca zgodnie z instrukcją spojrzał kupółnocy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]