Podobne
- Strona startowa
- Steven Rosefielde, D. Quinn Mil Masters of Illusion, American L
- Golding Julia Diament z Drury Lane Królewska tom 1
- Quinn Anthony Grzech Pierworodny Autobiografi
- Keller Gotfryd Romeo i Julia na wsi
- Golding Julia Diament z Drury Lane
- Giovanni Boccaccio Dekameron tom 2
- Komedia ludzka t.1 Balzac H
- Szklarski Alfred 7 Tomek u zrodel Amazonki
- Graves Robert Biała Bogini
- Howard Robert E Conan z Cimmerii
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- jaciekrece.xlx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Nie jest zimna, ale i tak powinna orzeźwiać.Znów kiwnął głową.121Podała mu szklankę, ale zaraz zorientowała się, że w pozycji leżącej onnie może pić.– Pozwól, że ci pomogę.– Odstawiła szklankę na stół.Chwyciła gooburącz i bardziej siłą samozaparcia niż mięśni pomogła mu usiąść.– Dobrze– powiedziała głosem pewnej siebie guwernantki.– Jeszcze tylko zawiniemyten koc i już możesz napić się wody.Zamrugał – za każdym razem tak wolno, że nie był pewny, czy uda musię znów otworzyć oczy.Nie ma na sobie koszuli.To śmieszne, że dopieroteraz to zauważył.A jeszcze śmieszniejsze: nie martwi się, że urazi jejdziewczęcą wrażliwość.Może ona się rumieni.W ciemności nie widać.Ale to bez znaczenia.Tojest Honoria.Ktoś bliski.W głowie ma po kolei.Nie zbulwersuje jej widokjego obnażonego torsu.Wypił trochę wody, a potem pociągnął jeszcze jeden łyk; ledwiezauważył, że cieknie mu po brodzie.Dobry Boże, co za ulga! Suchy język muspuchł.Honoria coś mruknęła, a potem otarła mu twarz dłonią.– Przepraszam.Nie mam chusteczki.TL RWolno pokiwał głową; chciał zapamiętać, co czuje, gdy ona dotyka jegopoliczka.– Byłaś tu już wcześniej – powiedział.Spojrzała na niego pytająco.– Dotykałaś mojego barku.Lekko się uśmiechnęła.– Kilka minut temu.– Tak – zastanowił się.– Acha.– Siedzę przy tobie od kilku godzin.Lekko zadrżała mu broda.122– Dziękuję.To jego głos? Boże, jaki słaby.– Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że usiadłeś.To znaczy.wyglądaszokropnie, ale o wiele lepiej niż wcześniej.Mówisz, i to sensownie.–Nerwowo splotła dłonie.– Nie tak jak ja.– Głuptas z ciebie.Szybko pokręciła głową i spojrzała w bok.Ale widział, że ukradkiemwytarła oczy.Płacze przez niego.Poczuł, że głowa mu ciąży.Przełknął ślinę.Niechce, żeby Honoria płakała.Choć bardzo zmęczony, wie, że tego nie chce.– Przestraszyłeś mnie – powiedziała.– Chyba nawet nie przypuszczałeś,że tak się stanie.– Udawała, że żartuje, ale on ją przejrzał.W każdym raziedoceniał jej wysiłki.– Gdzie jest pani Wetherby? – zapytał.– Kazałam jej iść spać.Padała z nóg.– Dobrze zrobiłaś.– Bardzo się o ciebie troszczyła.TL RKiwnął głową z nadzieją, że ona to zauważy.Gospodyni dbała o niegotakże wtedy, kiedy wcześniej gorączkował – miał wówczas jedenaście lat.Ojciec wszedł do pokoju jeden jedyny raz, tymczasem pani Wetherby nieodstępowała jego łóżka.Chciał, żeby Honoria o tym wiedziała.No i o tym,jak ojciec wyjechał z domu przed Bożym Narodzeniem, a pani Wetherby takudekorowała Fensmore jemiołą, że pachniało jak w lesie.To jego najmilsześwięta, dopóki rok później nie spędził ich ze Smythe–Smithami.Co za szczęście!Z nimi zawsze było wspaniale.– Chcesz jeszcze wody? – zapytała Honoria.123Chciał, ale czy uda mu się ją przełknąć?– Pomogę ci.– Przytknęła mu szklankę do ust.Pociągnął mały łyk i, zmęczony, westchnął.– Boli mnie noga.– Leczenie trochę potrwa.– Pokiwała głową.Ziewnął.– Pali.Jak ogień.Zrobiła wielkie oczy.Nie miał jej tego za złe.Sam nie wiedział, o czymwłaściwie mówi.Pochyliła się, zmartwiona zmarszczyła brwi i znów dotknęła jego czoła.– Wciąż jesteś rozpalony.Spróbował się uśmiechnąć, choćby jedną stroną ust.– Przecież przez cały czas jestem.– Nie.Teraz bardziej.– Przychodzi falami.– Gorączka?Kiwnął głową.TL RZacisnęła usta.Nigdy nie wyglądała tak staro.Nie! Staro? Niemożliwe.Ale sprawiała wrażenie zmartwionej.Włosyjak zwykle ściągnęła do tyłu w luźny koczek.I jak zwykle poruszała sięcharakterystycznym dla siebie krokiem.Ale oczy? Jakieś inne.Ciemniejsze.Podkrążone ze zmartwienia.To musię nie podobało.– Mogę jeszcze napić się wody? – poprosił.Nie pamiętał, żeby kiedykolwiek wcześniej tak bardzo chciało mu siępić.– Oczywiście.– Szybko nalała wody z dzbanka do filiżanki.124Wypił, znowu zbyt szybko, ale tym razem sam sobie otarł twarz dłonią.– Pewnie znowu wróci – ostrzegł.– Gorączka.– Tym razem nie pytała.Kiwnął głową.– Chyba powinnaś zdawać sobie z tego sprawę.– Nie rozumiem.– Wzięła szklankę z jego drżącej dłoni.–Byłeś zdrowy,kiedy ostatnio cię widziałam.Próbował unieść brew.Udało się?– Oj, no dobrze.Może nie całkiem zdrowy, ale czułeś się wyraźnielepiej.– Kasłałem – przypomniał.– Wiem.Ale nie wydaje mi się.– Prychnęła, zła na siebie, i pokręciłagłową.– Co tu dużo gadać? Przecież nie znam się na chorobach.A w dodatku,skąd przyszedł mi do głowy pomysł, że będę umiała się tobą zająć.W ogólesię nad tym nie zastanawiałam.Nie miał pojęcia, o czym ona mówi, ale z jakiegoś trudnego dowyjaśnienia powodu czuł się szczęśliwy.Usiadła przy nim na krześle.TL R– Po prostu przyjechałam.Dostałam list od pani Wetherby i nawet niepomyślałam o tym, że przecież nie potrafię ci pomóc.Po prostu przyjechałam.– Pomagasz – szepnął.Naprawdę.Już czuł się lepiej.1259Następnego ranka Honoria zbudziła się obolała.Miała sztywną szyję,zgięte plecy i zdrętwiała jej stopa.W dodatku było jej gorąco i bardzo sięspociła, więc raczej ładnie nie pachniała.Co oznacza.Niech tam, wiedziała, co to oznacza, jak każdy, kto znalazłby się bliskoniej.Kiedy Marcus zasnął, zamknęła okno.Bardzo niechętnie, bo absolutniekłóciło się to ze zdrowym rozsądkiem.Ale nie potrafiła sprzeciwić siępoleceniom lekarza.Pokręciła stopą i skrzywiła się z bólu.Zdrętwiała stopa i kłujące igiełkito coś okropnego.Schyliła się, żeby ją rozmasować i pobudzić krążenie, alewtedy noga aż do kolana zaczęła ją palić jak ogień.Ziewnęła, jęknęła i z trudem wstała.Zachrzęściły stawy.Stwierdziła, żenie bez powodu ludzie nie sypiają na krzesłach.Jeśli będzie tu następnej nocy,położy się na podłodze.Na pół idąc, na pół podskakując, dotarła do okna, żeby odciągnąćTL Rzasłony i wpuścić chociaż trochę słońca.Marcus spał, więc nie chciała, abybyło zbyt jasno, czuła jednak, że koniecznie musi go zobaczyć.Jest blady? Macienie pod oczami? Nie wiedziała, co wtedy zrobi, ale przecież od momentu,kiedy wczoraj weszła do tego pokoju, niczego nie była pewna.Odsunęła zasłonę.Strumień porannego światła sprawił, że zmrużyłaoczy.Słońce chyba dopiero wzeszło: na niebie snuły się różowe ibrzoskwiniowe smugi.Poranna mgła miękko kłębiła się na trawniku.Ależ pięknie, powietrze delikatne i świeże.Honoria znowu uchyliłaokno.Przytknęła nawet twarz do szpary, żeby pooddychać chłodem iwilgocią.126Nie czas na to.Odwróciła się.Podejdzie do Marcusa, żeby lekkodotknąć jego czoła i sprawdzić, czy gorączkuje.Ale nim zdążyła zrobić dwakroki, obrócił się we śnie i.Dobry Boże, czy wczoraj też miał taką czerwoną twarz?Szybko do niego podeszła, utykając.W lewej stopie nadal czułamrowienie.Wyglądał strasznie – cały czerwony i obrzmiały, skóra sucha,spieczona.I gorąca.Przerażająco gorąca.Honoria szybko chwyciła dzbanek z wodą
[ Pobierz całość w formacie PDF ]