Podobne
- Strona startowa
- Pelot Pierre Tranzyt (SCAN dal 1130)
- Pelot Pierre Tranzyt
- Zakładnik Pierre Lemaitre(1)
- Rice Anne Wywiad z wampirem (SCAN dal 702
- Cook Robin Inwazja
- Clayton Alice Nie mów mi co mam robić
- Forsyth Frederick Negocjator (4)
- zywot czlowieka poczciwego
- Norton Andre Sargassowa planeta (SCAN dal 77
- Steiner Rudolf Sedno kwestii spolecznej
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- bezpauliny.htw.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wtedy traktowała go z lodowatą oschłością,jakby był kimś zupełnie obcym.Aby znieść jej zmiany nastroju, starał się zachowywaćneutralnie.Uśmiechał się, kiedy ona się uśmiechała, milczał, gdy się do niego nie od-zywała, znikał, kiedy była zdenerwowana i wychodził naprzeciw jej pożądaniu, gdywyczuwał, że jest skłonna do intymności.Na nieszczęście cierpliwość nie była jegomocną stroną.Codziennie Jenny mówiła o ludziach, z którymi planowała się zobaczyćw związku z wielce prawdopodobną realizacją filmu Niet.Ale do tej pory nie załatwiła mu żadnego spotkania z kimś z branży.Starał się cier-pliwie czekać.Pozostały mu jeszcze dwa tysiące dolarów, które mógł przeznaczyć nadodatkowe osiem dni wakacji.Potem odzyska niezależność i swobodę.Czekając na dalszy rozwój wypadków, cały wolny czas poświęcał poznawaniu mia-sta.Sprawiało wrażenie wymyślonego podczas nocnego pijaństwa przez szalonegoarchitekta, który się założył, że wznosząc co popadnie na gigantycznym, pustym tere-nie, pożeni ze sobą nie pasujące do siebie style.Cegła, beton, stal, drewniane belki,lustra, kamień, plastik, błoto.Jadąc jedną ulicą, przejeżdżało się obok gmachu w stylu hiszpańsko-mauretańskim ijapońskiego pawilonu.Sąsiadowały one z futurystyczną, stalową wieżą, imitacjamigreckich kolumn, japońską pagodą, ruderą wypacykowaną jak irlandzki pub, fasadą wstylu Nowej Anglii, kalifornijską willą, syberyjską izbą.A jednak całość była równieżywa i harmonijna jak bałagan, który przypadkowo stał się inspiracją twórczą.Kostia już niezle orientował się w mieście.Na wschód: pustynia.Na zachód: ocean,do którego można było dojechać licznymi, równolegle biegnącymi ulicami: Sunset,Santa Monica, Wilshire, Olympice, Pico, Venice, Washington.Na południu: Meksyk.171Na północy: San Francisco.Jadąc Sunset z Hollywood, ze wschodu na zachód, przejeż-dżało się przez Beverly Hills, Bel Air, Westwood i Bentwood.Zza kierownicy bentleyapoznał wzgórze Bel Air, gdzie najskromniejsza rezydencja warta była takich pieniędzy,że wystarczyłyby na dziesięć lat życia stu radzieckim rodzinom.Wjeżdżało się do nichprzez żelazne bramy, strzeżone przez wartowników.Widząc elektronicznie chronioneklatki tego złoconego getta, Kostia doszedł do wniosku, że ceną sukcesu jest samotność.Wydawało mu się, że ludzie posiadający powyżej dziesięciu milionów dolarów marząjedynie o zapewnieniu sobie ochrony i odcięciu się od reszty świata.Dziwna mieszanina.Jenny opowiedziała mu, że - dla odmiany - we wschodniejczęści miasta włóczędzy-alkoholicy umierają z głodu na stosach odpadków.Skąd mogłao tym wiedzieć?Przecież, z całą pewnością, nigdy tam nie była.- Hej, młody człowieku!Pogrążony w myślach Kostia od dobrego kwadransa jechał Santa Monica, w cen-trum Beverly Hills.Zobaczył ogromnego kremowego cadillaca z odsuwanym dachem,który na czerwonym świetle na rogu Roxbury zatrzymał się obok niego.Za kierownicą siedziała zrobiona na bóstwo, czarująca sześćdziesięciolatka z ufar-bowanymi włosami.- Jeszcze nigdy nie widziałam, aby ktoś równie nerwowo prowadził samochód -odezwała się.Kostia uśmiechnął się grzecznie.- Bo ja, proszę pani, jestem znerwicowany.Z pogardą odwróciła wzrok.Gdy światło zmieniło się na zielone, Kostia ruszył.Jenny czekała na niego.- Ile ci jeszcze zostało?- Mogę skończyć, kiedy zechcesz,- OK.Jeszcze dziesięć minut.Królowie mieli swoich błaznów.Rinaldo Kubler zafundował sobie malarza.Nazy-wał się Ernst Loring.Rinaldo zatrudniał go na stałe, płacąc mu trzydzieści pięć tysięcydolarów miesięcznie za wykonywanie bardzo wyszukaną techniką jego portretów.Naj-pierw Loring kopiował na płótnie jakieś słynne arcydzieło malarstwa.Następnie twarzkopiowanej postaci zastępował twarzą Rinalda Kublera.Pomieszczenie, w którym pra-cowali, było wręcz niesamowitym muzeum, poświęconym gospodarzowi domu.Można172było sądzić, że w ciągu minionych wieków malowali go najwięksi twórcy wszechcza-sów: Rembrandt, Botticelli, Leonardo da Vinci, Michał Anioł, van Gogh, Gauguin,Toulouse-Lautrec, Renoir, Modigliani, Goya.Centralną postacią tych unikatowych falsyfikatów był Rinaldo Kubler.- Jeszcze chwilę.Nie ruszaj się, uchwyciłem właściwy wyraz twarzy.Ernst pieszczotliwie musnął końcem pędzla płótno.Była to kopia Zwiętego Seba-stiana Mantegna, tak doskonała, że gdyby doszło do porównania, to prawdopodobnieoryginał znajdujący się w Luwrze uznano by za falsyfikat.Trzeba było długo przyglą-dać się obrazowi, aby dostrzec, że twarz przeszytego strzałami męczennika nie byłaobliczem świętego, lecz Kublera.Rinaldo spoglądał też z wiszącego na ścianie obrazu Koronacja Napoleona Dawida.I z Ludwika XIV Rigauda, autoportretu Gauguina, z Chrystusa Memlinga.Nawet Madonna ze Zwiętej Rodziny Leonarda da Vinci mia-ła jego rysy.Rinaldo był wszechobecny.Mieszkając razem z Rinaldem, Loring zaczynał się już identyfikować z mistrzami,których kopiował i bez zastrzeżeń akceptował paranoiczne pomysły swego młodegomecenasa
[ Pobierz całość w formacie PDF ]