Podobne
- Strona startowa
- Simak Clifford D Dzieci naszych dzieci (SCAN dal (3)
- Heyerdahl Thor Aku Aku (SCAN dal 921)
- Bulyczow Kiryl Ludzie jak ludzie (SCAN dal 756
- Moorcock Michael Zwiastun Bur Sagi o Elryku Tom VIII (SCAN da
- Clarke Arthur C. Baxter Stephen Swiatlo minionych dni (SCAN dal
- Norton Andre Lackey Mercedes Elfia Krew (SCAN dal 996)
- Moorcock Michael Perlowa Fort Sagi o Elryku Tom II (SCAN dal
- Moorcock Michael Elryk z Meln Sagi o Elryku Tom I (SCAN dal 8
- Kaye Marvin Godwin Parke Wladcy Samotnosci (SCAN dal 108
- Stachura Edward Siekierezada (SCAN dal 1048)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- psmlw.htw.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gdy tymczasem, w rzeczywistości, nie wierzę w to.Wampir, który uczynił mnie wampirem, był tym wszystkim, czym sądziłem, że może być zło: był równie przygnębiający, równie dosłowny, równie pusty, równie budzący rozczarowanie jak moje widzenie zła! Wiem to teraz.Ale ty, ciebie to w ogóle nie dotyczy! Otwórz dla mnie te drzwi, rozewrzyj je na oścież.Opowiedz mi o tym pałacu w Wenecji, o tym romansie z wiecznym potępieniem.Chcę to zrozumieć.- Oszukujesz sam siebie.Ten pałac nie ma dla ciebie żadnego znaczenia - odpowiedział.- Drzwi, które widzisz, prowadzą teraz do mnie.Do życia ze mną, takim, jakim jestem.Jestem złem o nieskończonych gradacjach i bez poczucia winy.- Tak - wymamrotałem.- I to czyni cię nieszczęśliwym - odrzekł.- Ciebie, który przychodzisz do mojej celi i mówisz, że jest tylko jeden grzech, odebranie niewinnego, ludzkiego życia, z premedytacją, umyślnie.- Tak.- odrzekłem.- Jakże musiałeś się śmiać ze mnie.- Nigdy się z ciebie nie śmiałem.- odrzekł.- Nie mogę sobie na to pozwolić.To dzięki tobie, z twoją pomocą, mogę ocalić siebie od rozpaczy, która jest dla nas śmiercią.Przy pomocy ciebie uda mi się zbudować pomost do nowego wieku i odnaleźć siebie w wieku dziewiętnastym, postaram się go zrozumieć, tak by mi dał nowe siły do życia, odświeżył mnie, czego tak rozpaczliwie potrzebuję.To z twojego właśnie powodu czekałem w „Theatre des Vampires”.Gdybym znał człowieka śmiertelnego o takiej wrażliwości, takim bólu, skupieniu na sprawach ważnych, uczyniłbym go natychmiast wampirem.Ale to zdarza się rzadko.Nie musiałbym czekać i wypatrywać ciebie.A teraz będę o ciebie walczył.Czy nie widzisz, jaki jestem bezwzględny w miłości? Czy to właśnie miałeś na myśli, mówiąc „miłość”?- Och, robisz straszliwy błąd - odrzekłem, spoglądając mu prosto w oczy.Jego słowa powoli zapadały we mnie.Nigdy jeszcze nie odczuwałem tak wyraźnie frustracji.Było wykluczone, bym mógł zaspokoić jego oczekiwania.Nie mogłem zadowolić Klaudii.Nigdy nie byłem w stanie zadowolić Lestata.A mój własny brat, Paul, jak bardzo przygnębiająco, śmiertelnie go rozczarowałem!- Nie.Ja muszę nawiązać kontakt ze współczesnością - odrzekł cicho Armand.- I mogę to osiągnąć tylko poprzez ciebie.ucząc się od ciebie nie tego, co mogę ujrzeć w jednej chwili w galerii sztuki czy przeczytać w ciągu godziny z najgrubszej nawet księgi.Ty jesteś duchem, ty jesteś sercem - nalegał.- Nie, nie.- Podniosłem w górę ręce.Byłem na granicy wybuchnięcia gorzkim, histerycznym śmiechem.- Czy nie widzisz? Nie uosabiam ducha jakiejkolwiek epoki.Przeciwnie, nie zgadzam się z wszystkim, co mnie otacza, i zawsze tak było! Nigdzie, nigdzie i do nikogo nie należałem!To było zbyt bolesne, zbyt doskonale prawdziwe.Ale jego twarz rozpromieniła się uśmiechem.Zdawało się, że za chwilę wybuchnie śmiechem.Rzeczywiście, jego ramionami począł wstrząsać śmiech.- Ależ Louis - powiedział cicho.- To jest właśnie duch epoki.Czy nie dostrzegasz tego? Każdy odczuwa to, co ty czujesz.Byłem tak ogłuszony tym, co powiedział, że przez dłuższą chwilę po prostu siedziałem tylko, wpatrując się w ogień na kominku.Ogień pochłonął już prawie całe drewno i pozostał po nim zaledwie tlący się popiół, szary i czerwony krajobraz, który runąłby od dotknięcia pogrzebacza.A jednak był jeszcze bardzo gorący i nadal dawał silne światło.Ujrzałem moje życie we właściwych proporcjach.- A te wampiry z teatru.- zapytałem cicho.- Odzwierciedlają tylko cynizm tego wieku, który nie potrafi pogodzić się ze śmiercią.To wyszukane, lecz bezmyślne oddawanie się parodii tego, co nadprzyrodzone, dekadencja, której ostatnim schronieniem jest samoośmieszanie się i zmanierowana bezradność.Widziałeś ich, poznałeś dobrze.Ty odzwierciedlasz swój wiek w zupełnie inny sposób.Ty odzwierciedlasz jego złamane serce.- To jest nieszczęście.Nieszczęście, którego nie zrozumiesz.- Nie wątpię w to.Powiedz mi, co czujesz teraz, co sprawia, że jesteś nieszczęśliwy.Powiedz mi, dlaczego przez siedem długich dni nie przyszedłeś do mnie, choć aż się paliłeś do tego, by zjawić się tutaj.Powiedz mi, co trzyma cię nadal przy Klaudii i tej drugiej kobiecie.Potrząsnąłem głową.- Nie wiesz, o co pytasz.Widzisz, było mi niezwykle trudno to zrobić, uczynić Madeleine wampirem.Musiałem złamać swoje wcześniejsze postanowienie, że nigdy tego nie uczynię, że nawet moja samotność nie doprowadzi mnie do tego.Otóż ja nie patrzę na nasze życie jako na moc i dar.Ja dostrzegam w nim przekleństwo.Nie mam odwagi umrzeć.Ale uczyniłem kogoś innego wampirem! Sprowadziłem cierpienie na innych, skazałem na śmierć wszystkich tych ludzi, których taki wampir musi następnie zabić! Złamałem własne przyrzeczenie.A czyniąc tak.- Ale, jeśli może to być dla ciebie jakimś pocieszeniem.to zdajesz sobie z pewnością sprawę, że miałem w tym swój udział.- Że zrobiłem to, aby uwolnić się od Klaudii, uwolnić się od niej, aby zbliżyć się do ciebie.tak, zdaję sobie z tego sprawę.Ale ostateczna odpowiedzialność spada i tak na mnie! - odrzekłem.- Nie, mam namyśli mój wpływ bezpośredni.To ja cię do tego zmusiłem! Byłem blisko, obok, tej nocy, kiedy to robiłeś.Wytężyłem wszystkie swoje siły, by cię do tego przekonać.Czy nie wiedziałeś o tym?- Nie! Pochyliłem głowę.- Ja sam uczyniłbym tę kobietę wampirem, gdybyś ty tego nie zrobił - odpowiedział cicho.- Ale uważałem, że najlepiej będzie, jeśli i ty będziesz miał w tym swój udział.W przeciwnym wypadku nie zrezygnowałbyś z Klaudii.Musiałeś być przekonany, że sam tego chcesz.- Nienawidzę siebie za to, co uczyniłem - powiedziałem.- Obróć zatem swą nienawiść na mnie, nie na siebie.- Nie, nie rozumiesz.Prawie zniszczyłeś we mnie rzecz, którą tak cenisz, kiedy to się już zdarzyło! Opierałem się tobie z całej siły, choć nawet nie wiedziałem, że walczę z twoją mocą.Ale coś umarło we mnie! Wypaliła się we mnie namiętność.Sam niemal zostałem unicestwiony, gdy narodziła się Madeleine!- Ale już tak nie jest, ta namiętność nie jest już martwa, to twoje człowieczeństwo, twoja ludzka natura, czy jak wolisz to nazwać.Gdyby tak nie było, nie miałbyś teraz łez w oczach.Nie byłoby niepohamowanego gniewu w twoim głosie - odrzekł.Przez chwilę nie mogłem nic odpowiedzieć.Przytaknąłem tylko głową.Potem jednak spróbowałem się przełamać i dodałem:- Nigdy nie wolno ci zmuszać mnie do niczego! Nie wolno oddziaływać na mnie z taką siłą.- zaciąłem się.- Nie - odpowiedział natychmiast.- Nie wolno mi.Moja moc zatrzymuje się gdzieś wewnątrz ciebie.Tam już tracę siły.Co by jednak nie powiedzieć, stworzenie Madeleine dokonało się.Jesteś wolny.- A ty usatysfakcjonowany - powiedziałem, opanowując się.- Nie chcę być niemiły.Masz mnie.Kocham cię.Ale straciłem zupełnie orientację.Czy jesteś zadowolony?- Jakże mógłbym nie być? - zapytał.- Jestem, oczywiście.Wstałem i podszedłem do okna.Na kominku dogasały żarzące się jeszcze węgielki.Szare niebo zaczęło się przejaśniać.Usłyszałem, jak Armand podchodzi do mnie, do okna.Czułem go teraz za sobą, moje oczy coraz bardziej przyzwyczajały się do przejaśniającego się nieba.Widziałem już jego profil i oko.Zewsząd dochodziły odgłosy padającego za oknem deszczu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]