Podobne
- Strona startowa
- Salvatore Robert Tom 03 Morze Mieczy
- Salvatore Robert Tom 02 Grzbiet Swiata
- Salvatore Robert Gwiezdne Wojny Wektor Pierwszy
- Salvatore R.A Star Wars czesc 2. Atak Klonow
- Salvatore Robert Tom 03 Mroczne Oblezenie
- Salvatore RA Star Wars 2 Atak Klonow
- Huberath Marek S Miasta pod skala
- Mysli Seneka
- Lindskold, Jane [Firekeeper 02] Wolf's Head, Wolf's Heart
- Eco Umberto Wachadlo Foucaulta (2)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- commandos.opx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Co się.- zaczął Regis, lecz Drizzt uciszył go wyciągnięciem ręki.Na horyzoncie rozbłysnął drugi ogień.- Masz, czego chciałeś - powiedział z przekonaniem Drizzt.- Nadchodzą? - szepnął Regis.Jego wzrok w nocy nie miał tej ostrości, co wzrok drowa.Drizzt stał w milczeniu, koncentrując się przez chwilę, by mentalnie wymierzyć odległość do obozowych ognisk i obliczyć czas, jaki zabierze barbarzyńcom dotarcie do celu.- Idź do Bruenora i Cassiusa, mały przyjacielu - powiedział w końcu.- Powiedz im, że horda dotrze do Bremen's Run, gdy wstanie jutrzejsze słońce.- Chodź ze mną - powiedział Regis.- Z pewnością nie wyrzucą cię, gdy przyniesiesz tak pilne nowiny.- Mam ważniejszą rzecz do zrobienia - odparł Drizzt - Teraz idź! Powiedz Bruenorowi i tylko Bruenorowi, że powinienem spotkać się z nim na Bremen's Run o brzasku.- Powiedziawszy to, drow zniknął w ciemności.Miał daleką drogę prąd sobą.- Dokąd idziesz? - zawołał za nim Regis.- Znaleźć krąg horyzontu! - dobiegł okrzyk z czarnej nocy.Potem słychać było już tylko pomruk wiatru.* * * * *Barbarzyńcy ostatecznie rozbili obóz na krótko przed tym, jak Drizzt dotarł do jego zewnętrznej granicy.Będąc tak blisko Dekapolis najeźdźcy mieli się na baczności; pierwszą rzeczą, jaką zauważył Drizzt było to, że wystawili liczne warty.Ogniska paliły się skąpym płomieniem, a była to noc, noc drowa.Elf ze świata, który nie znał światła, przewyższał najlepszych strażników - ten, który mógł wytwarzać magiczną ciemność, której nie mogło przebić najbystrzejsze oko i nieść ją obok nich jak rzeczywisty płaszcz.Niewidoczny jak cień w ciemności, krokami tak cichymi, jak stąpanie kota, Drizzt przeszedł obok strażników i wszedł do obozu.Już od godziny barbarzyńcy śpiewali i rozmawiali o walce, jaka ich czekała następnego dnia.Lecz nawet adrenalina i żądza krwi, wespół krążące w ich żyłach, nie mogły rozproszyć wyczerpania po ostrym marszu.Wielu ludzi spało głośno chrapiąc, ich ciężkie, miarowe oddechy uspokajały Drizzta, gdy szedł między nimi w poszukiwaniu ich przywódców, którzy powinni bez wątpienia finalizować plany wojenne.W obozowisku kilka namiotów stało w jednej grupie, jednak tylko jeden z nich miał ustawioną przed wejściem straż.Pokrywa wejściowa była zamknięta, lecz Drizzt widział bijący z zewnątrz blask świec i słyszał ochrypłe głosy, często unoszące się wściekłością.Drow prześlizgnął się na tył namiotu.Na szczęście żadnemu z wojowników nie pozwolono zrobić sobie legowiska w pobliżu namiotu, tak więc Drizzt był zupełnie sam.Dla ostrożności wyciągnął z plecaka figurkę pantery, potem, wyciągnąwszy wąski sztylet, wyciął małą dziurkę w jeleniej skórze, stanowiącej ścianę namiotu i zajrzał do środka.Wewnątrz było ośmiu mężczyzn - siedmiu barbarzyńskich wodzów i mniejszy, ciemnowłosy człowiek, o którym Drizzt wiedział, że nie może pochodzić z północnych szczepów.Wodzowie siedzieli na półkolem ziemi wokół stojącego południowca, zadając mu pytania dotyczące terenu i sił, z jakimi może im przyjść się konfrontować następnego dnia.- Najpierw powinniśmy zniszczyć miasto w lesie - nalegał noszący znak łosia mężczyzna, największy w pomieszczeniu i prawdopodobnie największy, jakiego Drizzt widział kiedykolwiek.- Potem możemy pójść zgodnie z twym planem do miasteczka zwanego Bryn Shander.Mniejszy mężczyzna wydawał się być zupełnie podniecony i obrażony, jednak Drizzt mógł dostrzec, że strach przed olbrzymim królem barbarzyńców łagodził jego odpowiedzi.- Wielki królu Heafstaagu - odparł.- Jeśli floty rybackie zobaczą kłopoty i wylądują zanim dotrzemy do Bryn Shander, to spotkamy armię liczniejszą od naszej, czekającą na nas w obrębie solidnych murów tego miasta.- To tylko słabowici południowcy! - warknął Heafstaag, wypinając z dumą swą baryłkowatą pierś.- Potężny królu, zapewniam cię, że mój plan zaspokoi twój głód krwi południowców - powiedział mężczyzna.- A więc mów, deBernezanie z Dekapolis.Wykaż, żeś jest przydatny dla mego ludu.Drizzt zobaczył, że ostatnie zdanie wstrząsnęło człowiekiem zwanym deBernezanem, gdyż w głosie króla barbarzyńców wyraźnie brzmiała pogarda dla południowca.Wiedząc, co ogólnie barbarzyńcy czują do obcych, drow uzmysłowił sobie, że najmniejszy błąd w jakimkolwiek momencie tej kampanii, będzie prawdopodobnie kosztował tego człowieka życie.DeBernezan sięgnął do boku i wyciągnął zwój pergaminu.Rozwinął go i wyciągnął w stronę barbarzyńskiego króla tak, aby ten mógł go dokładnie obejrzeć.To była prymitywnie narysowana mapa.Jej linie rozmazywało jeszcze bardziej lekkie drżenie rąk trzymającego ją mężczyzny, ale Drizzt był w stanie odróżnić znaki określające Dekapolis na skądinąd pozbawionej znaków równinie.- Na zachód od Kelvin's Cairn - wyjaśnił deBernezan, przeciągając palcem wzdłuż zachodniego brzegu największego na mapie jeziora.- Tam jest gładka wyżyna, zwana Bremen's Run, ciągnąca się na południe, między górą a Maer Dualdon.Z waszych stanowisk jest to najprostsza droga do Bryn Shander i, według mnie, powinniśmy pójść właśnie tamtędy.- Miasto na brzegu jeziora - podsumował Heafstaag, - powinno więc być pierwszym, które zmiażdżymy.- To Termalaine - odparł deBernezan.- Jego mieszkańcy są rybakami i będą na jeziorze, gdy nadejdziemy.Nie napotkasz tu żadnych trudności.- Nie zostawimy za sobą żadnych nieprzyjaciół! - ryknął Heafstaag, a kilku innych królów poparło go okrzykami.- Nie, oczywiście, że nie - powiedział deBernezan.- Lecz nie pozostanie wielu ludzi do obrony Termalaine, gdy łodzie wypłyną.Niech król Heafstaag i Klan Niedźwiedzia osaczą miasto podczas, gdy reszta sił, prowadzona przez ciebie i króla Beorga pomaszeruje na Bryn Shander.Płomienie płonącego miasta powinny ściągnąć do Termalaine całą flotę, nawet łodzie z innych miast nad Maer Dualdon i tam król Haalfdane będzie mógł je zniszczyć w porcie.Ważne jest, abyśmy utrzymali ich z dala od fortyfikacji Targos.Ludność Bryn Shander nie otrzyma na czas posiłków z innych jezior i będzie musiała stanąć samotnie w obliczu naszego ataku.Klan Łosia powinien otoczyć podstawę wzgórza nieopodal miasta i odciąć drogę ewentualnej ucieczki, lub drogę dla posiłków, które mogłyby przybyć w ostatniej chwili.Drizzt śledził uważnie ruchy deBernezana, gdy ten opisywał drugi rozdział sił barbarzyńców na swej mapie.Już wcześniej bystry umysł drowa sformułował plany początkowej obrony.Wzgórze Bryn Shander nie było wysokie, lecz jego podstawa była rozległa i barbarzyńcy, którzy znaleźliby się na wzgórzu, mieliby długą drogę do głównych sił.Długa droga dla posiłków.- Miasto upadnie przed zachodem słońca l - oznajmił deBernezan.- A twoi ludzie będą cieszyć się najlepszym łupem w Dekapolis! - W odpowiedzi na tę deklarację zwycięstwa ze strony siedzących królów rozległy, się, okrzyki aplauzu.Drizzt oparł się o namiot i spokojnie rozważył to, co usłyszał.Ten ciemnowłosy mężczyzna, zwany deBernezanem, dobrze znał miasta, ich mocne i słabe punkty.Jeśli upadnie Bryn Shander, to nie będzie możliwe stworzenie zorganizowanego oporu dla odparcia najeźdźców.Istotnie, gdy zajmą ufortyfikowane miasto, będą w stanie uderzyć na każdą inną osadę w dogodnym sobie czasie.- Znów dowiodłeś mi swojej wartości - powiedział Heafstaag do południowca, a późniejsze jego słowa znaczyły dla drowa tyle, że plan został zaakceptowany ostatecznie.Drizzt skupił więc swe wyostrzone zmysły na tym, co się dzieje w obozie wokół niego, szukając najlepszej drogi ucieczki.Nagle zauważył dwóch strażników, którzy rozmawiając szli w jego stronę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]