Podobne
- Strona startowa
- Hearne Kevin Kroniki Żelaznego Druida Tom 6 Kronika Wykrakanej mierci
- KS. DR PROF. MICHAŁ SOPOĆKO MIŁOSIERDZIE BOGA W DZIEŁACH JEGO TOM IV
- Moorcock Michael Zeglarz Morz Przeznaczenia Sagi o Elryku Tom III
- Moorcock Michael Zwiastun Bur Sagi o Elryku Tom VIII (SCAN da
- Moorcock Michael Kronika Czarnego Miecza Sagi o Elryku Tom VII
- Moorcock Michael Sniace miasto Sagi o Elryku Tom IV
- Bad Day L A Poradnik Gry OnLine
- Sasiedzi nazisci Eric Lichtblau
- Robin Hobb Czarodziejski Statek t.1
- Maja.Lidia.Kossakowska. .Siewca.Wiatru.(osloskop.net)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- wiolkaszka.pev.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wszyscy zerwali się od stołu. Dziękuję ci, mój przyjacielu powiedziała księżna do parobka. Wy-nagrodzę cię za to sowicie.Ukryjcie jak najszybciej nasz powóz! Tiril, Móri i japójdziemy do naszych pokojów i nie będziemy się pokazywać.Pozostali otrzy-mają dokładne instrukcje.Tiril, wez ze sobą Nera! I owiąż mu pysk, żeby nieszczekał.Karczmarz i jego małżonka byli trochę zaniepokojeni, jako ludzie bardzo reli-gijni starali się unikać kłamstwa.Ten problem jednak rozwiązano z łatwością.Brat Lorenzo wyglądał dosyć groznie, kiedy wkroczył do izby wraz ze swoimorszakiem.42U drzwi przywitała go pokojówka Theresy, zapraszając pokornie w swoje pro-gi. Pokoje dla wszystkich na noc zarządził Lorenzo władczym tonem, a tłu-macz przełożył jego słowa na niemiecki I wystawić na stół wszystko, co macienajlepszego! Niech wasi parobcy zajmą się powozem i końmi i niech nam przy-gotują świeże konie na jutro rano.Zrozumiałaś, kobieto?Pańskie maniery nie bardzo pokojówce zaimponowały.Ukłoniła się lekko. Wszystko będzie tak, jak sobie wasza miłość życzy.Wyniosły ruch głowy brata Lorenza miał oznaczać: Spróbujcie tylko się niepodporządkować!Zacierał dla rozgrzewki ręce przy kominku, a po chwili zapytał z udawanąobojętnością: Czy mieliście ostatnio jakichś wysoko postawionych gości?My często miewamy wytwornych gości odpowiedziała pokojówka, któ-ra świetnie posługiwała się miejscowym dialektem, bowiem gospoda znajdowałasię niedaleko od austriackiej granicy. Czy wielmożny pan ma na myśli kogośkonkretnego?Lorenzo wbił w nią oczy. Chodzi mi o księżnę Theresę von Holstein-Gottorp.Zatrzymywała sięu was? A, księżna! Jakaż to wytworna dama! Jej wysokość bawiła u nas nie dalejjak wczoraj.Paskudny uśmieszek wykrzywił twarz Lorenza. Ach, tak? I dokąd udała się od was? W stronę Wiednia, nieprawdaż? Nie, wasza miłość.Księżna jedzie do Sankt Gallen.Uzgodniono bowiem, że pokojówka tak właśnie powie.Lorenzo drgnął gwałtownie. Do Sankt Gallen? Tak, wasza miłość.I bardzo jej się spieszyło.Lorenzo stał pogrążony w myślach.Jego twarz przybrała podstępny wyraz,ale był to też wyraz zadowolenia. Sankt Gallen, powiadasz? Sankt Gallen.To bardzo, bardzo interesujące! zwrócił się znowu do pokojówki. Jej wysokość miała na myśli miasto czy kanton? Tego ja nie wiem, proszę pana. Bo jeśli to było miasto.Znowu pogrążył się w rozmyślaniach.Szeptał sam do siebie: W takim razie moje zadanie przestaje mieć znaczenie, jest zbędne.Niewolno mi do tego dopuścić!43Ocknął się i popatrzył podejrzliwie na rzekomą gospodynię, ona jednak tym-czasem zaczęła obrywać uschłe liście z kwiatów stojących na okiennym parape-cie. Przepraszam, nie dosłyszałam, co mój pan raczył powiedzieć.Przepraszam. Nic.Przygotujcie mi świeże konie jeszcze dziś wieczór.Muszę niezwłocz-nie ruszać dalej. Ale kolacja.? Oczywiście, kolacja! A potem wszystko ma być przygotowane! Tak jest, wasza miłość!Kilka godzin pózniej brat Lorenzo i cała jego świta podróżowali dalej na po-łudnie.Tą samą drogą, którą rano poszła Theresa.Na jakiś czas niebezpieczeństwo zostało zażegnane.A najważniejsze ze wszystkiego było to, że ani Głos, ani Lorenzo nie wiedzie-li, iż celem podróży Tiril i Theresy jest Theresenhof.Następnego dnia Theresa wysłała list do swego brata w Wiedniu:Nikomu nie mów, gdzie jestem ja i moja córka napisała między innymi.Niczego Ci tymczasem nie mogę wyjaśnić, ale tropią nas zli ludzie, którzy chcąnas skrzywdzić.Miała nadzieję, że brat potraktuje jej prośbę poważnie.Theresa okazała wielką szczodrość wobec wszystkich w gospodzie, wynagro-dziła ich sowicie w podzięce za uratowanie od wielkiego niebezpieczeństwa jejsamej i jej małej rodziny.Karczmarz i jego małżonka obiecali, że nikomu niewyjawią, dokąd księżna od nich pojechała. Z zachowania włoskiego pana wiemy teraz, że w Sankt Gallen znajduje sięcoś specjalnego powiedział Móri, kiedy opuścili już gospodę w Hochstadt.Przy najbliższej okazji postaram się zbadać tę sprawę dokładniej. Ale jeszcze nie teraz poprosiła Tiril. Oczywiście, że nie.Teraz najważniejsza sprawa, to dotrzeć jak najszybciejdo naszego nowego domu.Theresa była daleko, nie mogła słyszeć, o czym rozmawiają.Tiril westchnęła. Móri, nie bardzo rozumiem to, co czuję.Wszystko tutaj jest bez wątpieniapiękne, ale niewypowiedzianie obce! Już teraz tęsknię do Norwegii.Może niemam w sobie aż takiego pragnienia przygód, jak niegdyś myślałam? Ja odbieram to tak samo, Tiril.Nie czuję się tutaj jak w domu.Obcy język,obcy kraj, obcy ludzie.A tak marzyłem, by zamieszkać razem z tobą na Islandii!44 Wiem o tym, kochany.Ale może jeszcze się uda.Kiedy jednak zobaczyli Theresenhof z daleka i kiedy jechali konno ku tejfantastycznie pięknej, niewielkiej pańskiej siedzibie, za którą na horyzoncie widaćbyło wschodnie Alpy z górą Grossglockner, a u jej stóp, na dnie zielonej doliny,wiła się rzeka, to wiedzieli od pierwszej chwili, że będzie im tu dobrze.Poczulisię naprawdę jak w domu.Potem szli przez pokoje i wykrzykiwali jedno przez drugie: och! albo nonie, zobacz! i bawili się znakomicie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]