Podobne
- Strona startowa
- Heyerdahl Thor Aku Aku (SCAN dal 921)
- Bulyczow Kiryl Ludzie jak ludzie (SCAN dal 756
- Moorcock Michael Zwiastun Bur Sagi o Elryku Tom VIII (SCAN da
- Clarke Arthur C. Baxter Stephen Swiatlo minionych dni (SCAN dal
- McCaffrey Anne Lackey Mercedes Statek ktory poszukiwal (SCAN d
- Norton Andre Lackey Mercedes Elfia Krew (SCAN dal 996)
- Moorcock Michael Perlowa Fort Sagi o Elryku Tom II (SCAN dal
- Moorcock Michael Elryk z Meln Sagi o Elryku Tom I (SCAN dal 8
- Kaye Marvin Godwin Parke Wladcy Samotnosci (SCAN dal 108
- Catherine Jinks Pagan Chronicles 04 Pagan Scribe
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- ewelina111.htw.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Był pochodzenia chemicznego człowiek zaś biologicznego.Był imitacją, człowiek zaś autentykiem.Sprawa metodologii, pomyślał, metodologii i terminologii.To one nie pozwalają mi być człowiekiem, wszystko inne bowiem jest takie samo.Metodologia, słowa i wytatatuowany znak na czole.Jestem równie dobry jak człowiek i niemal tak sprytny jak człowiek, bo wszystko potrafię naśladować.Potrafię też być tak podstępny jak człowiek, tylko muszę mieć szansę.Różnica polega na tym, że mnie oznakowano, jestem własnością i nie mam duszy.chociaż czasami w to wątpię.Herkimer leżał bardzo spokojnie, patrzył w sufit i usiłował przypomnieć sobie pewne sprawy, ale wspomnienia nie nadchodziły.Najpierw było narzędzie, potem maszyna, czyli trochę bardziej skomplikowane narzędzie, a zarówno maszyna, jak i narzędzie stanowiły zaledwie przedłużenie ręki.Oczywiście ręki człowieka.Potem pojawił się robot, będący maszyną poruszającą się jak człowiek.Chodził, wyglądał i mówił jak człowiek, i wykonywał przedmioty zgodnie z życzeniem człowieka, ale był tylko jego karykaturą.Bez względu na to, jak precyzyjnie go wykonano, jak mądrze obmyślono, nigdy nie istniało niebezpieczeństwo, że ktoś go pomyli z człowiekiem.A następny etap?Nie jesteśmy ani robotami, pomyślał Herkimer, ani ludźmi, ani maszynami, ani z krwi i kości.Jesteśmy wykonani chemicznie na kształt i podobieństwo naszych stwórców i obdarowani chemicznym życiem tak zbliżonym do ich życia, że kiedyś któryś z nich ze zdziwieniem się zorientuje, że nie ma między nami żadnej różnicy.Wykonam na kształt ludzi.Podobieństwo jest tak wielkie, że musimy nosić wytatuowany znak, aby ludzie mogli odróżnić sami siebie.Tak bliski człowiekowi, a jednak nie człowiek.Ale istniała nadzieja.Jeżeli zdołamy utrzymać Kolebkę w tajemnicy, jeżeli uda nam się ukryć ją przed wzrokiem człowieka.Kiedyś nie będzie już różnicy.Kiedyś człowiek będzie rozmawiał z androidem w przekonaniu, że rozmawia z drugim człowiekiem.Herkimer uniósł ręce i podłożył je pod głowę.Próbował zbadać stan swojego umysłu, dotrzeć do motywów uzasadniających tę nadzieję, lecz przychodziło mu to z trudem.Z całą pewnością nie była to uraza.Nie zazdrość.Nie rozgoryczenie.Było to dręczące uczucie niepełnowartościowości, wrażenie, że niemal dotarł do mety i padł przed samą jej linią.Jest jednak pociecha, pomyślał.Przynajmniej pociecha, jeżeli już nic więcej.Należy ją utrzymać.Utrzymać dla tych maleństw, albowiem one nie będą już gorsze od człowieka.Długo leżał, myśląc o pocieszeniu, patrząc na ciemny prostokąt oszronionego okna i przebijające przez szron światło gwiazd, słuchając wysokiego świstu słabego, złośliwego wiatru ocierającego się o dach.Sen nie nadchodził, wstał więc i włączył światło.Dygocząc ubrał się i wyjął z kieszeni książkę.Przysunął się do lampy i przewrócił strony, aby dotrzeć do wyraźnie zaczytanego fragmentu.Nic, bez względu na to, jak zostało stworzone, zrodzone, poczęte czy wykonane, nic, co zna puls życia, nie jest samotne.Składam wam owo zapewnienie.Zamknął książkę i trzymał ją zaciśniętą między dłońmi.“.zrodzone, poczęte czy wykonane."Wykonane.Ważny był jedynie puls życia.Pociecha.Trzeba o niej pomyśleć.Wykonuję swój obowiązek, powiedział sobie.Przyjmowany z chęcią, niemal entuzjazmem, obowiązek.Wciąż go wykonuję.Odegrałem swoją rolę i chyba odegrałem ją dobrze, kiedy zaniosłem wyzwanie Asherowi Suttonowi.I później, gdy przyszedłem do niego jako część majątku pojedynkowego.Barwna, ciekawa rola każdego zwykłego androida.Spełniłem wobec niego swój obowiązek.a właściwie nie wobec niego, lecz w imię nadziei i wiary, w imię przekonania, że ani ja, ani żadna inna istota żyjąca, bez względu na to, jak nędzna, nigdy nie będzie samotna.Uderzyłem go.Uderzyłem celnie, znokautowałem , wziąłem w ramiona i zaniosłem.Był na mnie zły, ale to nie miało znaczenia.Jego gniew bowiem nie może zniszczyć ani jednego słowa z tego, co mi dał.Domem wstrząsnął grzmot i przez chwilę okno rozjarzyło się nagłym purpurowym rozbłyskiem.Herkimer zerwał się, podbiegł do okna, stanął przy nim, trzymając się mocno parapetu, i patrzył na czerwone błyski oddalających się dysz rakietowych.Poczuł, jak strach zaciska mu gardło.Wybiegł za drzwi i popędził korytarzem do pokoju Suttona.Nie pukał ani nie naciskał klamki.Uderzył w drzwi, wybijając je z framugi.Skręcony, rozbity zamek zakołysał się na śrubach.Łóżko było puste i w pokoju nie było nikogo.28.Sutton poczuł, że zmartwychwstaje, i zaczął z tym walczyć.Śmierć bowiem była tak wygodna jak miękkie, ciepłe łóżko, a zmartwychwstanie przypominało natarczywy, przenikliwy, doprowadzający do szaleństwa budzik jazgocący chłodnym porankiem w paskudnym, wyziębionym pokoju; obrzydliwy z całym tym swoim życiem, niczym nie zamaskowaną rzeczywistością, ostrym, przyprawiającym o mdłości przypomnieniem, że trzeba wstać i znowu wejść w realny świat.Ale nie działo się to po raz pierwszy.O nie, przypomniał sobie Sutton.Nie pierwszy raz umieram i znowu wracam do życia.Kiedyś byłem bardzo długo martwy i też ożyłem.Pod nim znajdowała się jakaś twarda, płaska powierzchnia.Leżał na niej twarzą do dołu i jego umysł przez pozornie nie kończący się okres za wszelką cenę starał się pojąć tę twardość i gładkość.Twarda, płaska i gładka.Trzy słowa, które jednak nie pomagały ani zobaczyć, ani zrozumieć określanej przez nie rzeczy.Czuł, jak siły życiowe powracają, przyspieszają, przesączają się w nogi i ręce.Ale nie oddychał, a jego serce stało
[ Pobierz całość w formacie PDF ]