Podobne
- Strona startowa
- Maciarewicz Antoni Raport o działaniach służb specjalnych MON
- Diabel z wiezienia dluznikow Antonia Hodgston
- Homa Jan Antoni Ostatni koncert
- George Sand Grzech pana Antoniego
- Antoni Macierewicz Raport o dzialaniach WSI
- (App Tutorial) Microsoft Office Excel 2003 Inside Out
- Zamiatin Eugeniusz My
- Orwell George Rok 1984 (3)
- Clarke Arthur C Tajemnica Ramy (SCAN dal 1137)
- Castillo Pamietnik zolnierza Korteza
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- mieszaniec.xlx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przedstawienie Gołębiego serca jest jednym z najlepszych, jakie widzieliśmy w Warszawie.Kapitalne postawienie typów, świetna kreacja Ja raczą, reżyseria na poziomie najlepszej epoki rosyjskiego teatru – wszystko to zasługuje na podziw i najżywszą pochwałę.Pozatym na pierwszym miejscu trzeba postawić wyborną kreację p.Daniłowicza; jest to dziś niewątpliwie najlepszy aktor młodego pokolenia.Pani Perzanowska w roli kwiaciarki ulicznej dała bezpośredniość, niezmiernie sugestywną.Pan Chmielewski z roli starego dorożkarza zrobił małe arcydzieło.Na pochwałę zresztą zasługuje cały bez wyjątku zespół.14 czerwca 1931 r.Teatr Narodowy: „RAZ, DWA, TRZY.”, komedia w 1 akcie Ferenca Molnara; przekład Tadeusza Kończyca; „KOMEDIA O CZŁOWIEKU, KTÓRY REDAGOWAŁ GAZETĘ ROLNICZĄ”, 2 akty G.Timory’ego według Marka Twaina; przekład I.Nowickiego; reżyseria Aleksandra Zelwerowicza; dekoracje Wincentego Drabika.Teatr Narodowy coraz bardziej robi wrażenie prowincjonalnej szopy strażackiej czy magistrackiej, w której odbywają się amatorskie przedstawienia.Obecnie uraczono nas dwoma skeczami kabaretowymi, przy czym – aby zagrać jednoaktówkę Molnara – trzeba było sprowadzić Zelwerowicza z Wilna, bo w teatrach miejskich nie znalazło się odpowiedniego wykonawcy.Tak świetnego aktora jak Zelwerowicz Teatr Narodowy mógł pokazać w nieco poważniejszej i mniej prymitywnej bujdzie.Po co to wystawiono? Czy dla podratowania kasy? Jeśli kabarety w Warszawie robią nie tylko bokami, ale wszystkimi częściami ciała z rozpaczy i nic to im nie pomaga, nie bardzo chce się nam wierzyć, że ten wyskok kabaretowy w Teatrze Narodowym może się opłacić.Artystycznie nie opłacił się z pewnością.Dwu aktówka Twaina była skandalem pod względem reżyserskim i aktorskim.W ciężkich łapach wykonawców zaginął cały dowcip Twaina, a zamordować dowcip Twaina – to wyczyn wymagający fachowego przeszkolenia: byle amator nie dałby rady.Niefortunna przeróbka sceniczna pozostawia nas w niepewności co do czasu, w jakim akcja się rozgrywa.Czy to jest stare Chicago z czasów Twaina, gdzie „Rolnik Chicagowski” ma paruset prenumeratorów, gdzie nie ma jeszcze aut i drapaczy nieba i gdzie humbug dziennikarski może wywołać tak wielkie wrażenie, czy też akcja dzieje się we współczesnej Ameryce? Wszystko by wskazywało na czasy dawne, ale nagle słyszymy o jakimś dziewiętnastym piętrze i parotysięcznym numerze domu.Kurnakowicz nic nie umiał wydobyć z roli, źle od początku potraktowanej.Aktor grający wariata szalał na scenie, wywołując ponurą zadumę na widowni.Wszystko, co nas bawi w amerykańskich farsach kinematograficznych, cały radosny purnonsens Twainowski, który rozrósł się już do znaczenia stylu, pokazano nam tu w formie prymitywnej i płaskiej.Raz, dwa, trzy.Molnara jest dość zręcznym pomysłem kabaretowym, ale pomysł to zbyt mechaniczny.Wielki businessman musi w przeciągu godziny zwyczajnego szofera przerobić w tzw.gentlemana i dać mu wszystko, począwszy od koszuli i butów, a skończywszy na nazwisku szlacheckim i stanowisku.Istotnie, załatwione jest to sprawnie, i szofer dostaje wszystko, co powinien posiadać bubek światowy, nie wyłączając nawet paru frazesów i komunałów potrzebnych do rozmowy w salonie.Jest to jednak trik sceniczny i to, co stanowi o pięknie i mądrości Pigmaliona Shawa, ta wystarcza zaledwie do bezpretensjonalnej rozrywki.Sama szybkość metamorfozy wcale nam nie imponuje.To, że szofer z taksówki zostaje dyrektorem fabryki samochodów w przeciągu jednej godziny, nie może dziwić ludzi tak jak my zblazowanych.U nas adwokat może w przeciągu dwu minut zostać ministrem skarbu, a generał – dyrektorem banku, toteż byle zagraniczny skecz kabaretowy nie jest w stanie z nami konkurować.14 czerwca 1931 r.Teatr Polski: „LUDZIE W HOTELU”, sztuka w 3 aktach (16 obrazach) Vicki Baum; przekład Stanisława R.Standego; reżyseria Karola Borowskiego; dekoracje Stanisława Śliwińskiego.Ludzie w hotelu to tytuł, który trochę drażni.Bo niby kto ma być w hotelu? Same przedmioty czy same pluskwy, czy same walizki? Hotele są po to, żeby w nich byli ludzie i nie ma co robić z tego misterium.Sztuka byłaby zupełnie znośna, gdyby właśnie nie te pretensjonalne prawdy, które wygłasza człowiek w czarnym monoklu.„Życie jest jak hotel”.Że niby ludzie wchodzą i wychodzą? Dlaczego jak cały hotel? Do tego porównania nie trzeba całego „Grand Hotelu”, wystarczy jedna ubikacja.Ludzie wchodzą do ubikacji i wychodzą.Więc życie jest jak ubikacja.Gdyby pani Vicki Baum na tle wielkiego hotelu chciała nam pokazać jakiś naprawdę interesujący przekrój współczesnego życia, musiałaby więcej o tym życiu powiedzieć.Nie mogą tego przekroju współczesności zastąpić rekwizyty w rodzaju gentlemana-włamywacza, rosyjskiej tancerki czy lekkomyślnej maszynistki.Jeżeli porównać Ludzi w hotelu z podobnymi w zamierzeniu bombami amerykańskimi, razić musi brak umiaru, brak poczucia dowcipu i trywialność pisarki niemieckiej.Pan w czarnym monoklu w sztuce amerykańskiej byłby oczywiście detektywem i nikt nie miałby o to pretensji.W sztuce Niemki dryblas ten wygłasza aforyzmy, nie ma żadnego związku z akcją i służy wyłącznie do drażnienia widowni.W roli Kringeleina bardzo dobrze spisał się Karbowski.Samborski miał piękną okazję do paru ulubionych przez niego ataków astmatycznych.Mila Kamińska pokazała, co mogła najładniejszego, budząc szczerą zazdrość kobiet i mężczyzn na widowni.Romanówna wdzięcznie zagrała sympatycznego dziubasa.Grabowski jako złodziej za dużo zwracał przedmiotów skradzionych.Skradł perły i oddał, skradł portfel i oddał; to już nie złodziej, ale wóz „Syrena” albo firma Chowańczak.12 lipca 1931 r.Teatr Narodowy: „LAZUROWE WYBRZEŻE”, komedia w 3 aktach Andre Birabeau i Georgesa Dolleya; przekład Bolesława Gorczyńskiego; reżyseria Emila Chaberskiego; dekoracje Wincentego Drabika.Teatr Narodowy wywalił znowu głupią farsę francuską, bardzo słabo zagraną przez warszawskich aktorów.I znowu to samo.Zaangażowano Junoszę, aby pokazać go w roli niezajmującego bubka, jak przedtem pokazano Zelwerowicza w skeczu Molnara.Zdarza się, że aktorzy teatrów dramatycznych występują czasami w kabarecie.Obecnie role tego kabaretu przejęło miasto.Smutny to kabaret bez powodzenia i humoru.Akt drugi Lazurowego wybrzeża dzieje się w pociągu (tzw.„train bleu”).Publiczność premierowa w stosunku do tego pociągu grała rolę niezupełnej lokomotywy.Tzn.sapała – ale nie gwizdała.12 lipca 1931 r.Teatr Ateneum: „SENAT SZALEŃCÓW”, humoreska ponura w 3 aktach Janusza Korczaka; reżyseria Stanisławy Perzanowskiej; dekoracje Eugeniusza Porady; ilustracja muzyczna Romana Palestra.Teatr Ateneum jest zjawiskiem wielce dodatnim, Jaracz – wspaniałym aktorem, Perzanowska – świetną reżyserką, autor sztuki, Korczak – bardzo sympatyczną postacią, a wszystko razem daje mieszaninę dość nieszczęśliwą.Bardzo to ładnie ze strony Jaracza, że mimo fałszywego eksperymentu z Europą Jerzego Brauna nie boi się nowych ludzi w teatrze, że szuka sztuk nie w agencjach teatralnych i nie w encyklopedii, i że wprowadza do teatru ludzi nowych.Cóż, kiedy Senat szaleńców jest.nową pomyłką repertuarową
[ Pobierz całość w formacie PDF ]