Podobne
- Strona startowa
- Martin George R.R Gra o tron (SCAN dal 908)
- George Sand Grzech pana Antoniego
- Martin George R.R Gra o tron
- George R.R. Martin 3 Nawałnica mieczy cz.1
- Bidwell George Pod piracka flaga
- Simone Elkeles 02 Prawo przyciągania
- Giovanni Boccaccio Dekameron tom 2
- Grisham John Lawa przysieglych (2)
- Wieczna C.C. Hunter
- Grisham John Obronca ulicy (3)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- btobpoland.keep.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wszystkie znane mu kobiety były nie do zdobycia, tak jak tego oczekiwała od nich Partia.Bardziej jeszcze niż miłości pragnął obalić ten mur cnoty, choćby tylko raz w życiu.Udane spółkowanie było buntem.Pożądanie równało się myślozbrodni.Nawet rozbudzenie Katherine, jego własnej żony, oznaczałoby występek przeciwko Partii, gdyby mu się powiodło.Ale musiał dokończyć swoją opowieść.Napisał:Wówczas ja podkręciłem lampę.Kiedy ujrzałem kobietę w świetle.Niewielki płomień lampy naftowej, kiedy rozbłysł w półmroku, wydał się niezwykle jasny.Winston dopiero teraz mógł się dobrze przyjrzeć kobiecie.Postąpił krok w jej stronę i przystanął, ogarnięty pożądaniem i lękiem.Był boleśnie świadom ryzyka, które podjął przychodząc tutaj.Istniało duże prawdopodobieństwo, że patrol złapie go, kiedy będzie wychodził; bardzo możliwe, że policjanci już czekają za drzwiami.I tak go zwiną; nie może więc wyjść, nie zrobiwszy tego, po co wszedł.!Musiał to napisać, musiał wyznać.Otóż w świetle zobaczył nagle, że kobieta jest stara.Warstwa makijażu na jej twarzy była tak gruba, że mogła pęknąć niczym tekturowa maska.Widział włosy kobiety poprzetykane siwizną, lecz co najokropniejsze, gdy rozchyliła usta, ujrzał tylko czarną, jamę.Prostytutka w ogóle nie miała zębów.Nabazgrał szybkim, niestarannym pismem:Kiedy ujrzałem kobietę w świetle, przekonałem się, że to stara baba, przynajmniej pięćdziesięcioletnia.Lecz nic nie mogło mnie powstrzymać: zrobiłem to, po co tam poszedłem.Znów przycisnął palce do oczu.Wreszcie napisał wszystko, ale wcale mu nie ulżyło.Terapia nie odniosła skutku.Wciąż miał ochotę wrzeszczeć i kląć na całe gardło.Jeśli jest jakakolwiek nadzieja, napisał Winston, spoczywa w prolach.Jeśli jest jakakolwiek nadzieja, musi spoczywać w prolach, bo tylko pośród nich, w tej kotłującej się, lekceważonej masie stanowiącej 85% mieszkańców Oceanii, może się zrodzić siła zdolna obalić Partię.Partii nie sposób zniszczyć od wewnątrz.Jej wrogowie, o ile w ogóle istnieją, nie tylko nie potrafią się zjednoczyć, lecz także rozpoznawać.Nawet jeśli legendarne Braterstwo nie jest wyłącznie fikcją, trudno sobie wyobrazić, aby więcej niż dwóch lub trzech jego członków mogło spotykać się naraz.Wyrazem buntu było porozumiewawcze spojrzenie, modulacja głosu, albo - co najwyżej - szeptem wypowiedziane słowo.Ale prole, gdyby tylko stali się świadomi własnej siły, nie musieliby spiskować.Wystarczyłoby, aby się podnieśli i otrząsnęli, niczym koń strącający muchy.Gdyby zechcieli, już jutro mogliby roznieść Partię w pył.Przecież chyba musi im to przyjść do głowy prędzej czy później! A jednak.Przypomniał sobie, jak pewnego razu szedł rojną ulicą, gdy naraz potężny krzyk setek głosów - kobiecych głosów - buchnął z bocznej alejki nieco przed nim.Był to potężny, przeraźliwy krzyk rozpaczy i wściekłości, głębokie, głośne „Och-o-o-o-och”, które wstrząsnęło powietrzem niczym bicie dzwonu.Serce kołatało mu mocniej.„Zaczęło się! - pomyślał.- Wybuchł bunt! Prole wreszcie zrzucają więzy!”.Kiedy dotarł do rogu, ujrzał tłum, jakieś dwieście lub trzysta kobiet tłoczących się wokół straganów ulicznego kiermaszu, z twarzami tak przygnębionymi jak twarze pasażerów tonącego statku.Lecz w tej samej chwili wspólna rozpacz rozpadła się na dziesiątki pojedynczych kłótni.Okazało się, że na jednym straganie sprzedawano rondle, nędzne i z blachy cienkiej jak papier, ale i tak cenne, gdyż wszelkiego rodzaju garnki i sprzęty kuchenne były z trudem osiągalne.Teraz zapas się nagle skończył.Kobiety, które zdołały dokonać zakupu, popychane i potrącane przez resztę, usiłowały odejść ze swoją zdobyczą, podczas gdy dziesiątki innych tłoczyły się wokół straganu, oskarżając sprzedawcę o kumoterstwo i ukrywanie towaru.Znów rozległy się wrzaski.Dwie tłuste baby, jedna strasznie rozczochrana, uczepiły się blaszanego rondla i próbowały wyrwać go sobie z rąk.Przez chwilę walczyły zajadle, aż nagle odpadł uchwyt.Winston obserwował je z niesmakiem.A jednak, przez moment, z jakąż przerażającą mocą brzmiał krzyk zaledwie dwustu gardeł! Dlaczego prole nigdy nie krzyczą tak głośno o czymś naprawdę istotnym? Zanotował:Dopóki nie połączy ich świadomość, nigdy są nie zbuntują; dopóki są nie zbuntują, nie staną się świadomi.To zdanie, pomyślał, wygląda jak żywcem przepisane z partyjnego podręcznika.Partia oczywiście utrzymywała, że wyzwoliła proli.Przed Rewolucją byli okrutnie ciemiężeni przez kapitalistów, głodzono ich i karano chłostą, kobiety zmuszano do pracy w kopalniach węgla (co prawda nadal w nich pracowały), a dzieci w wieku lat sześciu sprzedawano do fabryk.Równocześnie jednak, zgodnie z zasadami dwójmyślenia, Partia nauczała, że prole są gatunkiem z natury podlejszym, i należy - niczym zwierzęta - przymuszać ich do posłuszeństwa za pomocą pewnych nieskomplikowanych metod.W sumie bardzo mało wiedziano o prolach.Ale więcej nie trzeba było wiedzieć.Jak długo rozmnażali się i pracowali, nikogo nie obchodziło, co robią poza tym
[ Pobierz całość w formacie PDF ]