Podobne
- Strona startowa
- Mary Joe Tate Critical Companion to F. Scott Fitzgerald, A Literary Reference to His Life And Work (2007)
- Scott S. Ellis Madame Vieux Carré, The French Quarter in the Twentieth Century (2009)
- Diane Adams & RJ Scott In the Shadow of the Wolf 3 Splintered Lies
- Card Orson Scott Alvin czeladnik (SCAN dal 707)
- Card Orson Scott Czerwony Prorok (SCAN dal 700)
- Card Orson Scott Chaos (SCAN dal 705)
- Card Orson Scott, Kathryn Kerr Lovelock
- Agata.Christie. .Spotkanie.w.Ba (2)
- John Grisham Firma
- Pieklo Gabriela
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- nea111.xlx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wrzeszczała długo, bardzo długo, dopóki nie zbrakło jej tchu, więc nabrała powietrza i zaczęła znowu: - Nieeeeeee!I już wiedziałem, co się stało.Domyśliłem się tego po absolutnym bezruchu za moimi plecami, po niewysłowionym koszmarze, który ten bezruch zapowiadał.Mój brat zastrzelił Lou.Zrobiłem krok do przodu, wszedłem do środka i wtedy go zobaczyłem.Leżał na plecach, tuż za progiem.Kula trafiła go w czoło, kilka centymetrów nad okiem.Otwór na czole był niewielki, ale na podłodze zebrała się spora kałuża krwi, ściekającej do saloniku, więc dziura w potylicy musiała być znacznie większa.Twarz miał zupełnie bez wyrazu, niemal spokojną.Rozchylone usta, odsłonięte zęby, głowa lekko odchylona do tyłu - wyglądał, jakby zaraz miał kichnąć.Prawa rękę odrzucił na bok, lewą zasłonił serce.Strzelba leżała u jego boku.Oczywiście już nie żył.Nie miałem co do tego żadnych wątpliwości: Jakub go zabił.No i tak, pomyślałem.Ile to trwało? Sekundę? Dwie? Dwie sekundy i koniec.Teraz wszystko się wyda, na światło dzienne wyjdą wszystkie nasze tajemnice, nasze przestępstwa i zbrodnie.Nie daliśmy rady.Nie zapanowaliśmy nad sytuacją.Nancy schodziła ze schodów bardzo powoli, stopień po stopniu.Była kobietą duża, tęgawa, masywniejszą niż Lou.Włosy sięgające ramion ufarbowała na pomarańczowo i dlatego rzucały się w oczy.Wzrok utkwiła w ciele Lou, usta zasłoniła ręką.Podchodziła do niego jak zahipnotyzowana, jak w transie.Patrzyłem na nią i wydawało mi się, że widzę wszystko z pewnej odległości, że oglądam ją zza grubej tafli szkła.- O mój Boże.- Powiedziała to ze zdwojoną prędkością, tak że trzy słowa zlały się w jedno.I w kółko je powtarzała: - O mój Boże, o mój Boże, o mój Boże.Miała na sobie podkoszulek z klubowym godłem „tygrysów” z Detroit.Był bardzo długi, zakrywał jej uda.Pod materiałem widziałem piersi, wielkie i ciężkie.Kołysały się, gdy szła.Zerknąłem w stronę drzwi.Jakub wciąż stał na podjeździe, niczym kamienna rzeźba.Spoglądał na ganek, jakby czekał, aż Lou wstanie.Nancy zeszła na dół.Ukucnęła, w tej pozycji niezdarnie dotarła do drzwi i pochyliła się nad zwłokami Lou.Nie dotknęła ich.Wciąż zasłaniała ręką usta i ten widok wyzwolił we mnie żałość i współczucie.Zrobiłem krok do przodu, wyciągnąłem ramiona, żeby ją objąć, przytulić, ale zobaczyła mnie, zerwała się na równe nogi i odskoczyła w stronę saloniku.- Nie dotykaj mnie - fuknęła.Nogi miała jak słupy, jak grubo ciosane kolumny z białego marmuru.Zaczęła cicho popłakiwać.Po obu stronach nosa spłynęły szybko dwie łzy, jakby urządziły sobie wyścig.Chciałem jej powiedzieć coś kojącego, coś pocieszającego, lecz zdołałem wymyślić jedynie bezsensowne kłamstwo.- Wszystko w porządku, Nancy, wszystko w porządku.Nie zareagowała.Patrzyła w stronę drzwi, a gdy poszedłem za jej wzrokiem, zobaczyłem w progu Jakuba, który stał tam z twarzą sklepowego manekina, czule tuląc do piersi strzelbę.- Dlaczego? - spytała Nancy.Musiał odchrząknąć, zanim odpowiedział.- Chciał zastrzelić Hanka.Głos brata wyrwał mnie z odrętwienia.Zacząłem gorączkowo myśleć, a myśli, roztrzepotane niczym ogarnięte trwogą motyle, powoli obrastały pełną świadomością.Doszedłem do wniosku, że jeśli będziemy z sobą współpracować, zdołamy coś z tego koszmaru ocalić.Tak, mogliśmy ocalić.pieniądze.Wszystko zależało od tego, czy dojdziemy do porozumienia i zgodzimy się spojrzeć na pewne sprawy w określony sposób.- Nikogo nie chciał zastrzelić - odparła.Patrzyła na Lou.Kałuża krwi na podłodze robiła się coraz większa.- Nancy - powiedziałem - wszystko będzie dobrze, zobaczysz.Jakoś z tego wybrniemy.- Próbowałem ją uspokoić.- Zabiłeś go - skonstatowała z niedowierzaniem.Wycelowała palec w Jakuba.- Ty go zabiłeś! Brat milczał.I wciąż tulił do piersi strzelbę.Obszedłem kałużę krwi.Chciałem podejść do Nancy.- Wezwiemy policję - tłumaczyłem.- Powiemy, że Jakub działał w samoobronie.Spojrzała w moją stronę, ale nie patrzyła na mnie.I chyba nie rozumiała, o czym mówię.- Powiemy, że Lou był pijany, że dostał szału, że chciał zastrzelić Jakuba.- Lou nikogo nie chciał zastrzelić - powtórzyła z uporem.- Nancy - dodałem - wciąż mamy pieniądze, możemy je ocalić.Jakbym trzasnął ją w twarz.- Skurwysyny - syknęła.- Zabiliście go dla pieniędzy, tak?- Ciiicho.- Zrobiłem łagodny gest ręką, chcąc ją uspokoić, ale wykrzywiła wściekle twarz i ruszyła na mnie z zaciśniętymi pięściami.Zacząłem się cofać.- Myślicie, że pozwolę wam te pieniądze zatrzymać? - warknęła.- Sukinsyny, parszywcy.Wycofywałem się do drzwi, za zwłoki Lou, do miejsca, gdzie stał Jakub, a ona szła, wrzeszczała, wyzywała mnie, krzyczała o pieniądzach.Mijając ciało Lou, potknęła się o strzelbę i kopnęła ją bosą stopą.Strzelba zaklekotała metalicznie, sunąc po drewnianej klepce, i wszyscy wbiliśmy w nią wzrok.Nancy przystanęła, znieruchomiała nagle zamyślona, zaczęła się po nią schylać.Skoczyłem do przodu.Nie, broń Boże nie chciałem jej grozić, chciałem ją tylko wyprzedzić.Chwyciliśmy broń oboje, ona i ja.Nastąpiła krótka szamotanina.Strzelba była czarna, wysmarowana tłustym smarem i zaskakująco ciężka.Pchnąłem, szarpnąłem, znowu pchnąłem i Nancy wypuściła ją z rąk.Zatoczyła się do tyłu, upadła na schody, zasłoniła rękami głowę i zaczęła przeraźliwie krzyczeć.Doznałem szoku.Chryste, bała się mnie, myślała, że chcę ją zastrzelić.- Nancy.- Przykucnąłem, żeby położyć broń na podłodze.- Nancy, uspokój się, nic ci nie zrobię.Zaczęła czołgać się po schodach na górę.- Zaczekaj - prosiłem.- Zaczekaj.Ale Nancy mnie nie słyszała.Stopień po stopniu posuwała się coraz wyżej i wyżej, więc ruszyłem za nią ze strzelbą w ręku.- Nie - szepnęła.- Nie.- Nancy, chcę tylko porozmawiać, nic więcej.Dotarła na szczyt schodów, wstała, skręciła w prawo i puściła się biegiem.Przeskoczyłem kilka ostatnich stopni i pognałem za nią.Sypialnia była na samym końcu korytarza.Otwarte drzwi, w środku światło.Dostrzegłem krawędź łóżka.- Zaczekaj! - krzyknąłem.- Nic ci nie zrobię!Dopadła drzwi i próbowała je zatrzasnąć, lecz deptałem jej po piętach: naparłem na nie ramieniem i silnie pchnąłem.Nancy cofnęła się.Sypialnia była większa, niż tego oczekiwałem.Dokładnie naprzeciwko nas, przy samej ścianie, stało łóżko wodne.Po lewej stronie - dwa fotele i telewizor na stoliku.Za fotelami zobaczyłem zamknięte drzwi; musiały prowadzić do łazienki.Po prawej, też przy samej ścianie - dwie olbrzymie komody i toaletka.I jeszcze jedne drzwi, otwarte - te prowadziły do dużej garderoby; wisiały w niej sukienki.- Chcę tylko porozmawiać - szepnąłem.- Porozmawiamy?Opadła na łóżko i niczym niezdarny krab zaczęła po nim pełznąć.Dobiegł mnie plusk wody
[ Pobierz całość w formacie PDF ]