Podobne
- Strona startowa
- Clarke Arthur C. Baxter Stephen Swiatlo minionych dni (SCAN dal
- Carter Stephen L. Elm Harbor 01 Władca Ocean Park
- Donaldson Stephen R Moc ktora oslania
- Hawking Stephen W Krotka Historia Czasu (2)
- § Carter Stephen L. Wladca Ocean Park
- White Stephen Program (2)
- Delinsky Barbara Ogród marzeń
- Michel.Houellebecq,Bernard Henri.Levy Wrogowie.publiczni
- Zanim milosc nas polaczy Courtney Cole
- Hearne Kevin Kroniki Żelaznego Druida Tom 6 Kronika Wykrakanej ÂŚmierci
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- qup.pev.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.To on w końcu zrobił “Smętarz dla zwierzaków" (wydaje mi się, że “Smętarz dla zwierzaków" oraz “Thelma i Lousie" od końca lat siedemdziesiątych były jedynymi wyprodukowanymi w Hollywood wybitnymi filmami, których główny bohater, lub bohaterowie, na końcu umiera).Richard kupił “Przepraszam, to nie pomyłka" tego samego dnia, gdy utwór przeczytał, a w tydzień czy dwa później skierował go do produkcji.Po miesiącu sztuka pojawiła się na antenie.jako premiera sezonu, jeśli mnie pamięć nie myli.Z tego, co wiem, utwór ten najszybciej przebył drogę od-pomysłu-w-głowie do realizacji-na-ekranie.Niniejsza wersja stanowi wersję pierwotną, nieco dłuższą i bardziej skomplikowaną niż scenariusz, na podstawie którego zrobiono przedstawienie.Widowisko telewizyjne ze względów budżetowych przygotowano w dwóch tylko dekoracjach.Zamieściłem ten utwór w niniejszym zbiorze jako przykład odmiennej formy opowiadania.odmiennej, ale równie ważnej jak inne.LUDZIE GODZINY DZIESIĄTEJLatem tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątego drugiego roku błądziłem po centrum Bostonu, próbując trafić pod pewien adres, pod który żadną miarą nie umiałem trafić.W końcu odnalazłem to miejsce, ale wcześniej znalazłem tę historię.Wałęsałem się po mieście około godziny dziesiątej rano.Krążąc po ulicach, zauważyłem grupki ludzi gromadzących się przed frontem wszystkich niebywale wytwornych i drogich biurowców.Skład tych grupek pod względem socjologicznym był zupełnie pozbawiony sensu.Widziałem tam stolarzy za pan brat z biznesmenami, dozorców wydmuchujących chmurki tytoniowego dymu w towarzystwie elegancko uczesanych kobiet ubranych w powalające z nóg kreacje, gońców w towarzystwie członków rad nadzorczych.Przez pół godziny zastanawiałem się nad tymi ludźmi - zbieraniną, o jakiej nie śniło się nawet Kurtowi Yonnegutowi - i w końcu mnie oświeciło.Pewna grupa uzależnionych mieszkańców amerykańskich miast zamienia przerwę w pracy na kawę czy lunch w przerwę na papieroska.W drogich, wytwornych wieżowcach wprowadzono ostatnio kategoryczny zakaz palenia tytoniu; jeden z największych i najbardziej zdumiewających zwrotów, które niezauważalnie nastąpiły w amerykańskim społeczeństwie w dwudziestym wieku.Bez wtóru triumfalnych fanfar porzuciliśmy jedno z naszych najgorszych przyzwyczajeń.W wyniku tego powstał cały szereg bardzo dziwacznych pod względem socjologicznym zachowań.Ci, którzy nie zmienili starych złych nawyków - tytułowi Ludzie Godziny Dziesiątej - prezentują właśnie jedno z nich.Opowiadanie to ma stanowić jedynie zabawną historyjką, ale żywię też nadzieję, iż powie coś ciekawego o fali zmian, które, przy-najmniej na jakiś czas, odtworzyły pewne instytucje istniejące w myśl doktryny separate-but-equal w latach czterdziestych i pięćdziesiątych.DOM NA MAPLE STREETCzy pamiętacie Richarda Rubinsteina, mego producenta i przyjaciela? To on pierwszy przesłał mi egzemplarz The Mysteries of Harris Burdick Chrisa Van Allsburga.Dołączył do tego liścik napisany ostrym charakterem pisma.Notka zawierała tylko kilka słów: “To ci się spodoba".I faktycznie, więcej nie musiał pisać.Spodobało mi się.Książka składała się z szeregu rysunków, tytułów i podpisów pod obrazkami wykonanymi przez tytułowego pana Burdicka.Samych opowiadań w książeczce nie było.Każda kombinacja rysunku, tytułu i podpisu stanowiła rodzaj testu Rorschacha, dający zapewne czytelnikowi/obserwatorowi więcej wskazówek niż to, co zakładał pan Van Allsburg.Jedna z moich ulubionych ilustracji przedstawiała człowieka trzymającego w ręce krzesło - człowiek ten najwyraźniej jest zdecydowany użyć go w charakterze maczugi - i spoglądającego na dziwne i w jakiś sposób organiczne wybrzuszenie, widniejące pod dywanem w salonie.“Minęły dwa tygodnie i oto znów się to wydarzyło" - głosił napis pod ilustracją.Biorąc pod uwagę moje motywacje, staje się oczywiste, dlaczego ta książka aż tak przyciągnęła moją uwagę.Co się wydarzyło znowu po dwóch tygodniach? Nie sądzę, żeby miało to większe znaczenie.W naszych najgorszych sennych kosz-marach istnieją jedynie zaimki mogące wyrazić trapiące nas zmory, które jeszcze po przebudzeniu potrafią nas dręczyć, sprawiać, że oblewamy się zimnym potem i drżymy ze zgrozy a zarazem ulgi, że koszmar już się skończył.Moją żonę, Tabithę, również mocno wzięły The Mysteries of Harris Burdick.I to ona właśnie zasugerowała, żeby każdy członek naszej rodziny napisał opowiadanie oparte na którejś z rycin.Napisała; napisał również nasz młodszy syn Owen (wówczas dwunastolatek).Tabby wybrała pierwszy obrazek z książki, Owen któryś ze środka, a ja ostatni.Swoją próbę, za pewnego rodzaju przyzwoleniem Chrisa Van Allsburga, prezentuję tutaj.Nie mam nic więcej do dodania, oprócz może tego, iż kilkakrotnie w ciągu ostatnich trzech czy czterech lat czytałem nieco okrojone fragmenty niniejszego opowiadania czwarto- i piątoklasistom.Odniosłem wrażenie, że opowie-dziana przeze mnie historyjka bardzo się im podoba.Podejrzewam, że naprawdę ujął ich pomysł z wysłaniem Niegodziwego Ojczyma w Wielką Przestrzeń
[ Pobierz całość w formacie PDF ]