Podobne
- Strona startowa
- Moorcock Michael Sniace miasto Sagi o Elryku Tom IV
- Moorcock Michael Saga o Elryk Sniace Miasto
- Sujkowski Boguslaw Miasto przebudzone
- Ryszard Ciemiński Miasto z morza
- Bulyczow Kir Miasto na Gorze (2)
- ciemiński ryszard miasto z morza
- Jose Saramago Miasto Slep
- Saramago Jose Miasto Slepcow
- Choroby zakazne zwierzat domowych z elementami ZOONOZ pod red. Stanislawa Winiarczyka i Zbigniewa Grć dzkiego
- Clarke Arthur C Tajemnica Ramy (SCAN dal 1137)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- alba.xlx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zamarzający ludzie krzyczeli w oblodzonych bramach -coraz ciszej, długo, godzinami.Zasypiał, słuchając, jak ktoś krzyczy, i budził go ten sam beznadziejny krzyk; nawet nie można powiedzieć, że to było straszne, raczej męczące.A gdy rano, opatulony po same oczy, schodził po zalanych zamarzniętym gównem schodach po wodę i trzymał za rękę matkę, ciągnącą sanki z przywiązanym wiadrem, ten, co krzyczał, leżał na dole pod windą, pewnie w tym samym miejscu, gdzie wczoraj upadł, na pewno, sam wstać nie mógł, czołgać się też, a przecież nikt do niego nie wyszedł.I nie trzeba było żadnego migotania.Przeżyliśmy tylko dlatego, że matka miała zwyczaj kupowania drewna nie latem, tylko wczesną wiosną.Drewno nas uratowało.I koty.Dwanaście dorosłych kotów i jeden malutki, który był tak głodny, że gdy chciałem go pogłaskać, rzucił się na moją rękę i chciwie gryzł palce.Was by tam, łajdaków posłać, pomyślał z nieoczekiwaną złością o żołnierzach.To nie jakiś tam Eksperyment.I tamto miasto było straszniejsze od tego.Zwariowałbym tam jak nic.Uratowało mnie to, że.byłem mały.Dzieci po prostu umierały.A miasta i tak nie oddaliśmy, pomyślał.Ci, którzy zostali, stopniowo wymierali.Składano ich jak sagi w drewutniach, żywych próbowano wywozić.Mimo wszystko władza była i życie, dziwne, niedorzeczne życie szło swoją koleją.Ktoś po prostu spokojnie umierał, ktoś dokonywał bohaterskich czynów, a potem umierał, ktoś do ostatniej chwili pracował w fabryce i umierał, gdy przychodził na niego czas.Ktoś się na tym wszystkim bogacił, za kawałki chleba skupował kosztowności, złoto, perły, kolczyki, a potem i on umierał - sprowadzali go na dół, nad Newę i strzelali, a potem wchodzili na górę, nie patrząc na siebie, zarzucali karabiny na płaskie plecy.Ktoś polował z toporem w zaułkach, jadł ludzkie mięso, próbował nawet handlować tym mięsem, a potem i tak umierał.Nie było w mieście nic bardziej naturalnego niż śmierć.Ale została władza, a dopóki była władza, miasto się trzymało.Ciekawe swoją drogą, czy było im nas żal? Czy po prostu o nas nie myśleli? Zwyczajnie, wykonywali rozkaz, a w rozkazie była mowa o mieście, nie o nas.To znaczy, o nas oczywiście też, ale dopiero w punkcie “g".Na dworcu Fińskim, pod jasnym, białym od mrozu niebem stały eszelony.W naszym wagonie pełno było dzieci, takich jak ja, dwunastolatków - wyglądało to jak jakiś dom dziecka.Nic więcej nie pamiętam.Pamiętam słońce w oknach i parę buchającą z ust, i dziecinny głos, który przez cały czas powtarzał to samo zdanie, tym samym bezsilnie złym tonem: “Idź stąd w cholerę!" i znowu: “Idź stąd w cholerę!", i znowu.Nie o tym chciałem,.Rozkaz i litość - o tym chciałem mówić.Mnie na przykład szkoda żołnierzy.Doskonale ich rozumiem i nawet im współczuję.Wybieraliśmy przecież ochotników, a zgłaszali się przede wszystkim poszukiwacze przygód, szalone pałki, którym znudziło się ustabilizowane, miejskie życie, którzy chcieli zobaczyć kawałek świata, przy okazji pobawić się automatem, połazić po ruinach, a po powrocie - wypchać kieszenie gratyfikacjami, przyczepić nowe belki, pochwalić się dziewczynom.A zamiast tego wszystkiego - biegunka, krwawiące odciski, cholera wie co jeszcze.Jak się tu nie zbuntować!A mnie? Czy mnie jest lżej? Ja co - po biegunkę tu szedłem? Też nie mam ochoty dalej iść, też nie widzę przed nami nic dobrego, też, do cholery, miałem jakieś nadzieje - własny, żeby was szlag, Kryształowy Pałac na horyzoncie! Może ja z radością wydałbym rozkaz: dosyć tego, chłopaki, wracamy!.Mnie przecież też mdli od tego brudu, ja też jestem rozczarowany, ja też się, do cholery, boję - tego jakiegoś szkodliwego dla ludzi migotania czy ludzi z żelaznymi głowami.Może we mnie też wszystko zamarło, gdy zobaczyłem tych z obciętymi językami: oto przestroga - nie idź, wracaj.A wilki? Gdy szedłem sam w ariergardzie, dlatego że wy wszyscy posraliście się ze strachu, to myślicie, że mi było przyjemnie? Wyskoczy taki z kurzu, wyrwie pół tyłka i tyle go widzieli
[ Pobierz całość w formacie PDF ]