Podobne
- Strona startowa
- Brooks Terry Piesn Shannary (SCAN dal 738)
- Brooks Terry Kapitan Hak scr
- 02 Terry Brooks Mroczne Widmo
- Brooks Terry Potomkowie Shannary (SCAN dal 8
- Brooks Terry Potomkowie Shannary (SCAN dal 8 (2)
- Goodkind Terry Pierwsze prawo magii
- Brooks Terry Potomkowie Shannary
- Abigail Roux The Archer (pdf)(1)
- Philip G. Zimbardo, John Boyd Paradoks czasu
- cook islands rarotonga v1 m56577569830504030
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- ayno.opx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nie ma nic złego w fyciu psim synem - odezwał się jakiś głos za ich plecami.- Sam jestem psim synem.Mój ojciec też fył psim synem, ty frudny łofuzie w nocnej koszuli.Poganiacz uśmiechnął się nerwowo do Victora i obejrzał.Za nim nie było nikogo.Spojrzał w dół.- Hau - powiedział Gaspode i pomachał czymś, co prawie było ogonem.- Słyszałeś, jak ktoś coś mówił? - spytał niepewnie poganiacz.- Nie - odparł Victor.Pochylił się do ucha wielbłąda i szepnął, na wypadek gdyby był to specjalny wielbłąd ze Świętego Gaju: - Bądźmy przyjaciółmi.Zgoda?Złośliwy Psi Syn zastrzygł uchem grubym jak dywan[11].- Jak się na nim jeździ?- Kiedy chcesz jechać do przodu, klniesz na niego i walisz kijem, a kiedy chcesz się zatrzymać, klniesz na niego i mocno walisz kijem.- A gdybym chciał skręcić?- To jest pytanie z podręcznika dla zaawansowanych.Najlepiej wtedy zsiąść i odwrócić go ręcznie.- Jesteście gotowi?! - ryknął Dibbler przez tubę.- Masz podjechać do namiotu, zeskoczyć z wielbłąda, pokonać wielkich eunuchów, wedrzeć się do środka, wyciągnąć dziewczynę, wskoczyć n; wielbłąda i odjechać.Zrozumiałeś? Dasz radę?- Jakich wielkich eunuchów? - spytał Victor, wsiadając.Wielbłąd zaczął wolno rozplątywać nogi i podnosić się z piasku.Jeden z wielkich eunuchów nieśmiało podniósł rękę.- To ja, Morry - powiedział.- Aha.Cześć, Morry.- Cześć, Vic.- I ja, Skallin - dodał drugi wielki eunuch.- Cześć, Skallin.- Cześć, Vic.- Wszyscy na miejsca - polecił Dibbler.- Zaraz.O co chodzi Skallin?- Tego.Zastanawiałem się, panie Dibbler.Jaka jest moja motywacja w tej scenie?- Motywacja?- Tak.Właśnie.Muszę to wiedzieć, rozumie pan.- To może: wyrzucę cię, jeśli nie zagrasz jak należy? Skallin uśmiechnął się szeroko.- Słuszna racja, panie Dibbler - stwierdził.- W porządku - rzucił Dibbler.- Wszyscy gotowi? Kręcimy!***Złośliwy Psi Syn odwrócił się niezgrabnie, wystawiając nogi pod dziwacznymi wielbłądzimi kątami, po czym ruszył skomplikowanym truchtem.Korba wykonała obrót.Powietrze zamigotało.I Victor się obudził.Przypominało to powolne wynurzanie się z różowego obłoku albo cudowny sen, który - choćby nie wiem jak się starać - ulatnia się z umysłu, kiedy wkracza dzień, i pozostawia tylko dojmujące poczucie straty; człowiek instynktownie wie, że nic, ale to nic, co może go spotkać w ciągu dnia, nie będzie nawet w połowie tak przyjemne jak to we śnie.Zamrugał.Wizje odpłynęły.Zdał sobie sprawę z bólu mięśni - jakby niedawno je nadwerężył.- Co się stało? - wymamrotał.Spuścił wzrok.- Oj - powiedział.Powierzchnia ledwie okrytego pośladka zajęła miejsce, gdzie uprzednio znajdowała się wielbłądzia szyja.Była to znaczna poprawa.- Dlaczego leżę na wielbłądzie? - spytała Ginger lodowatym tonem.- Mnie nie pytaj.A nie chciałaś?Zsunęła się na piasek i spróbowała poprawić kostium.W tej właśnie chwili oboje uświadomili sobie, że mają publiczność.Był Dibbler.Był bratanek Dibblera.Był korbowy.Byli statyści.Byli rozmaici wiceprezesi i inni ludzie, najwyraźniej przywołani do istnienia przez sam fakt kreacji ruchomych obrazków[12].I był Gaspode, Cudowny Pies.I wszyscy - z wyjątkiem psa, który chichotał - rozdziawiali usta.Korbowy wciąż kręcił korbą.Wreszcie spojrzał na swą dłoń, jakby widział ją pierwszy raz w życiu, i znieruchomiał.Dibbler wyrwał się chyba z transu czy też tego, w czym był pogrążony.- Ho, ho.- powiedział.- Nieźle.- Magia - szepnął Soli.- Prawdziwa magia.Dibbler szturchnął korbowego.- Masz to wszystko? - upewnił się.- Co wszystko? - spytali chórem Ginger i Victor.Wtedy dopiero Victor zauważył, że Morry siedzi na piasku i ma odłupany spory kawałek ramienia.Skallin nakładał coś do rany.Troll zauważył minę Victora i rzucił mu mdły uśmieszek.- Myślisz, że jesteś Cohenem Barbarzyńcą, co? - mruknął.- Właśnie - poparł go Skallin.- Wcale nie musiałeś go tak nazywać, jak nazwałeś.A gdybyś dalej chciał tak fikuśnie machać mieczem, to zażądamy dodatkowego dolara dziennie jako wynagrodzenia za Odłupywanie Różnych Kawałków.Miecz Victora miał na klindze kilka szczerb.A Victor w żaden sposób nie mógł sobie przypomnieć, skąd się tam wzięły.- Słuchajcie - rzekł zrozpaczony.- Niczego tu nie rozumiem.Nikogo nijak nie nazywałem.Czy zaczęliśmy już kręcić?- Siedzę spokojnie w namiocie, a w następnej chwili oddycham wielbłądzią sierścią - rzekła nadąsana Ginger.- Czy za wiele wymagam, kiedy chcę się dowiedzieć, co się dzieje?Zdawało się, że nikt ich nie słucha.- Dlaczego nie ma sposobu, żeby dołączyć dźwięk? - narzekał Dibbler.- To był świetny dialog.Nie zrozumiałem ani słowa, ale dobry dialog umiem rozpoznać od razu.- Papugi - odparł spokojnie korbowy.- Takie zwykłe howondalandzkie zielone.Zadziwiające ptaki.Mają pamięć jak słonie.Wystarczy zebrać parę tuzinów różnej wielkości, a mamy pełny zestaw wokalny.Pogrążyli się w technicznej dyskusji.Victor zsunął się z grzbietu wielbłąda i przemknął pod jego szyją, żeby dotrzeć do Ginger.- Posłuchaj - szepnął z naciskiem.- To zupełnie tak jak poprzednio.Tylko mocniej.Jak we śnie.Korbowy zaczął robić obrazki, a reszta była jak sen.- Tak, ale co my robiliśmy? - spytała.- Robiliście tyle - odparł Skallin - że Victor pogalopował wielbłądem pod sam namiot, zeskoczył, ruszył na nas jak wiatrak.-.skakał po kamieniach i śmiał się.- uzupełnił Morry.- Tak.I powiedziałeś do Morry’ego: „A masz, Ohydny Czarny Sługusie” - mówił dalej Skallin.- A potem walnąłeś go mieczem w ramię, aż zabrzęczało, wyciąłeś dziurę w namiocie.- Szermierka była niezła - pochwalił Morry.- Trochę na pokaz, ale całkiem niezła.- Przecież ja nie potrafię.- zaczął Victor.-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]