Podobne
- Strona startowa
- § Saylor Steven Roma sub rosa 05 Ostatnie sprawy Gordianusa
- Andrzej.Sapkowski. .Ostatnie.Zyczenie.[www.osiolek.com].1
- Paweł Szlachetko Adwokat spraw ostatnich. Kontrakt
- Kazantzakis Nikos Ostatnie kuszenie Chrystusa (SC
- Carter Stephen L. Elm Harbor 01 Władca Ocean Park
- Cervantes Saavedra de Miguel Niezwykłe przygody Don Kichota z la Manchy
- Anne McCaffrey & Mercedes Lacke Statek ktory poszukiwal
- Corel PHOTO PAINT (3)
- Wacław Berent ozimina
- Dukaj Jacek Czarne oceany
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- jaciekrece.xlx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mówił pan chyba, że niezle zna wschodnią mitologię.Nieprzypomina pan sobie przypowieści o Aańcuchu gnomów? Przyznaję, nie pamiętam. Jakże to.Bardzo pouczająca opowieść.Kiedyś dawno, dawno temu bo-gowie usiłowali uśmierzyć Chachti głodnego demona Piekła, mogącego po-żreć cały Zwiat.Dwukrotnie skuwali go łańcuchem wykonanym przez boskiegoKowala najpierw ze stali, potem z mithrilu i dwukrotnie Chachti rwał go jakpajęczynę.Kiedy natomiast bogowie stanęli przed trzecią, ostatnią szansą, zniżylisię do tego, że zwrócili się o pomoc do krasnoludów.Ci nie zawiedli i wykonaliprawdziwie niezniszczalny łańcuch z głosu ryb i tupotu kocich stóp. Głosu ryby i tupotu kocich stóp?! Tak.Ani jednego, ani drugiego nie ma już nie ma ponieważ wszystko,co na tym świecie było, poszło na wykucie Aańcucha.Ale, jak mi się wydaje,zużyto nań jeszcze kilka innych rzeczy, których teraz również nie można znalezć,na przykład wdzięczność władców.A przy okazji.Jak, według pana, bogowiezapłacili krasnoludom? Należy sądzić, że zlikwidowali ich.Nie widzę innego wyjścia. Właśnie tak! Dokładniej mówiąc zamierzali zlikwidować, ale krasnolu-dy też nie wypadły sroce spod ogona.Zresztą, to już inna historia.A wracającdo Aragorna i elfów.Opowiadanie było długie i treściwe przy okazji sam sprawdzał swoją lo-giczną konstrukcję.Następnie popadli w milczenie, zakłócane wyłącznie wyciemwiatru za ścianami wieży. Jest pan strasznym człowiekiem, Haladdinie.Kto mógłby pomyśleć.w zamyśleniu powiedział Tangorn; popatrzył na konsyliarza jakoś dziwnie, z no-wym zainteresowaniem i chyba z szacunkiem. W zadaniu, jakiego się podjęli-śmy, wszystkie takie karmelkowe smarki są co najmniej nie na miejscu, ale jeślisądzone nam jest zwyciężyć w sposób, jaki pan wymyślił.Słowem, nie sądzę,bym miał kiedykolwiek ochotę na wspominanie tej historii przy kielichu dobregowina.119 Jeśli sądzone nam jest zwyciężyć tak, jak to wymyśliłem niczym echoodezwał się Haladdin nie sądzę, żebym chciał oglądać swe odbicie w lustrze.W duchu zaś dodał: A już na pewno nigdy nie odważę się spojrzeć w oczySoni. Zresztą uśmiechnął się baron pozwolę sobie ściągnąć pana na grzesz-ną ziemię: ta rozmowa dziwnie przypomina awanturę przy podziale nie znalezio-nego jeszcze skarbu.Najpierw niech pan wygra ten bój, a dopiero potem zaczniesię oddawać duchowej szamotaninie.Na razie pojawiło się światełko na końcutunelu i nic więcej.Nie sądzę, by nasze szanse na pozostanie żywymi były wyższeniż jeden do pięciu, tak więc jest to swego rodzaju uczciwa gra. Nasze szanse ? Czy to znaczy, że jednak pan zostaje? A gdzie mam się podziać.Chyba pan nie sądził, że da sobie radę bezemnie? Jak na przykład zamierza pan skontaktować się z Faramirem? A przecieżbez jego, niech i biernego udziału, cała nasza kombinacja kończy się, nawet nie za-czynając.Dobra.Teraz tak.Uważam, że musimy wymyśloną przez pana przy-nętę zarzucić nie gdziekolwiek, a w Umbarze.Tę część zadania biorę na siebie pan z Cerlegiem będziecie tam tylko ciężarem.Kładzmy się, a szczegóły przemy-ślimy jutro.Następnego dnia jednakże, na plan pierwszy wyszły inne sprawy: pojawił sięw końcu długo oczekiwany przewodnik, Matun, i ruszyli zdobywać Hotont.Byłjuż drugi tydzień maja, ale przełęcz ryglowała jeszcze zima.Oddział trzykrot-nie trafiał pod lawiny śnieżne ratowały ich tylko śpiwory z futra gruborogów;pewnego razu, po półtorej doby siedzenia w igloo wykonanym przez Matuna z po-spiesznie wyciętych cegieł, ledwo dali radę wygrzebać się na zewnątrz.We wspo-mnieniach Haladdina cała ta trasa skleiła się w jakiś grząski, ciągnący się kosz-mar.Głód tlenowy utkał dokoła niego gęstą kurtynę z drobnych kryształowychdzwoneczków.Po każdym kroku miał ogromną ochotę zwalić się w śnieg i z roz-koszą wsłuchiwać w ich kołyszące dzwonienie wydawało się, że nie kłamią,obiecując zamarznięcie, najlepszy rodzaj śmierci.Z tego półomdlenia wyłaniałsię tylko jeden epizod: mniej więcej pół mili od nich, na drugiej stronie wąwo-zu, pojawiła się nie wiadomo skąd ogromna kudłata postać ni to małpa, ni tostojący na tylnych łapach niedzwiedz.Istota ta poruszała się pozornie niezręcz-nie, ale niesamowicie szybko, i, nie zwracając na nich uwagi, bez śladu znikław kamiennym rumowisku na dnie wąwozu.Wtedy po raz pierwszy widział prze-straszonego trolla nigdy nie pomyślałby, że to jest w ogóle możliwe. Kto tobył, Matunie? Ale ten tylko ręką machnął, jakby odganiając Nieczystego. Udałosię mówił tym gestem i dobrze. Tak więc teraz idą po przetartym szla-ku między rozłożystymi ithilieńskimi dębami, rozkoszując się śpiewem ptaków,a Matun tymczasem wraca samotnie przez wszystkie te żywe osypiska i polafirnowe.Wieczorem tego samego dnia wyszli na polanę, gdzie dziesięciu mężczyzn bu-120dowało palisadę dokoła pary nie ukończonych jeszcze chat.Na ich widok wszyscychwycili za łuki, a przywódca poważnym głosem polecił: położyć broń na ziemii podejść bliżej, wolno, z rękami nad głową
[ Pobierz całość w formacie PDF ]