Podobne
- Strona startowa
- Farmer Philip Jose Ciala wiele cial
- King Stephen Christine (SCAN dal 1119)
- Blake, William Complete Poetry And Prose(1)
- Jon Trace Tom Shaman 01 Spisek Wenecki
- Orson Scott Card Czerwony Prorok
- Charles Dickens Daw
- Grisham John Wezwanie
- Foster Alan Dean Tran ky ky Misja do Moulokinu
- Masterton Graham Manitou (2)
- Herbert Frank Dzieci Diuny (2)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- asfklan.htw.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W najgorszym razie powiedzą „hmmm”.- Mnie też się tak zdaje.- Daniel Bufo wyciągnął chustkę i wytarł nos.- Proszę mi wierzyć, że bylibyśmy bardzo zadowoleni, mogąc wykreślić ten budynek z naszych spisów.Wie pan, mamy taki żart wewnątrzbiurowy.Jeśli ktokolwiek skarży się, że nie może pozbyć się jakiejś nieruchomości, mawiamy, że jest z tym prawie tak trudno, jak z Dębami.- Ten gmach tak się nazywa? Dęby?- Tak go nazwano, gdy był prywatną lecznicą.- Dęby - powtórzył Jack.Cofnął się i raz jeszcze popatrzył na budynek i jego ciemne, błyszczące od deszczu iglice.Nie potrafił wyjaśnić, czemu tak do niego przemawiał.Ale zakochał się w nim, w jego podupadłej elegancji i tajemniczości.Zwrócił się w stronę samochodu, a Karen lekko kiwnęła na niego palcem.Randy siedział z nosem żałośnie przyciśniętym do tylnej szyby.Prawdopodobnie teraz żałował, że nie poszedł do szkoły.- Dobra - powiedział Jack, potrząsając dłonią Daniela Bufo.- Pan przekaże moją propozycję właścicielom, a potem zobaczymy, co się da zrobić.Nawiasem mówiąc, czy może mi pan powiedzieć, kto jest właścicielem?Daniel Bufo potrząsnął głową.- Niestety, panie Reed.Proszę mi wierzyć, że chciałbym.Ale z klientami żądającymi poufnego traktowania, sam pan wie, jak jest.- Ale to nie są jacyś cwani naciągacze?Daniel Bufo wydał taki dźwięk, jakby ktoś grał na kobzie i równocześnie próbował się zaśmiać.- Nie.To nie są cwani naciągacze.Jack wsiadł do wozu i trzasnął drzwiami.- Co powiedzielibyście na hamburgera? - zaproponował, włączając równocześnie silnik.- Co tylko zechcesz - odparła Karen, obciągając rąbek spódniczki.- Widzisz, co z moimi włosami?Pojechali powoli aleją ociekających deszczem drzew.Randy wykręcił się na miejscu, by móc przyglądać się, jak zarysy gmachu stopniowo pożerają czarne, cieniste liście.Prawie dotarli do bramy, gdy zauważył szarawobiałą postać małej dziewczynki, stojącej między dwoma pniami drzew i machającej do niego ręką.Jedna ręka uniesiona, machająca.Dziwne jednak było to, iż miała nasunięty z przodu kaptur, jakby jej głowa została osadzona na korpusie twarzą do tyłu.Tak, albo to, albo w ogóle nie miała twarzy.ROZDZIAŁ IIITrzy dni później, powróciwszy do domu, zastał Maggie oczekującą go w salonie, ubraną w płaszcz przeciwdeszczowy, z niebieską, winylową walizką równiutko zaparkowaną koło jej nogi.- Co to ma znaczyć? - zapytał, jakby odpowiedź nie była oczywista.- Sądzę, że nazywają to zaczerpnięciem świeżego powietrza - odpowiedziała z dobrze przećwiczoną śmiałością.- Doprawdy tak to nazywają? - odpalił.- Aha, doprawdy tak to nazywają? - Wypił o jednego blue ribbona za dużo w Hunting Lodge.- To zabawne.A ja to nazywam ucieczką od męża.- Jack.- powiedziała, a gdy podniosła głowę, po raz pierwszy dostrzegł, co awantury, toczone przez lata ich wspólnego życia, uczyniły z jej twarzą.A może to było tylko niekorzystne sufitowe oświetlenie.Nie odpowiedział.Rozejrzał się po pokoju.Ten pokój zupełnie pozbawiony był charakteru.Mdłe, beżowe ściany; kosmaty, wełniany dywan w kolorze, który miał jakoby być miodowy, ale okazał się także beżowy.Bezbarwne obrazy na ścianach, beżowa kanapa w brązowobiałe ciapki.I siedząca na beżowej kanapie w brązowobiałe ciapki żona, której tak naprawdę nie kochał, ze spakowaną walizką.Wygłosiła przygotowaną mowę, skubiąc paznokcie:- Bardzo się starałam zrozumieć cię, Jack.Starałam się zrozumieć, czego chcesz od życia i dać ci to.W każdym razie pomóc ci to odnaleźć.Ale wygląda, że ty sam nie wiesz, co to ma być.A jeśli ty nie wiesz, co to jest, jak mogę dopomóc ci to odnaleźć? Czuję się, jakbym marnowała cały mój czas i całą moją drogocenną energię, pomagając ci odnaleźć coś, co w ogóle nie istnieje.Czekał.Być może ona oczekiwała odpowiedzi.Powiedział więc:- Tak?- Nie staję się coraz młodsza - kontynuowała ze łzami w oczach.- Chcę cieszyć się życiem, zanim nie będę zbyt stara, by się nim cieszyć.- Oooooch.- zaczął Jack.- Do głowy mi to nie przyszło! Chcesz cieszyć się życiem! Czemu, u diabła, nie powiedziałaś mi tego wcześniej? Nie pozwoliłbym ci, na litość boską, prać moich koszul ani gotować moich kolacji, ani sprzątać mego domu! Nie dałbym ci Randy'ego! Mam na myśli, że nie możesz cieszyć się życiem mając dziecko uwieszone u szyi, prawda?- Randy czeka w samochodzie na dworze - oświadczyła Maggie wstając i biorąc walizkę.- Co chcesz przez to powiedzieć? Czyim samochodzie?- Będziemy mieszkać u mojej siostry.- O, Boże! Błogosławiona Velma.Nie mówiąc już o błogosławionym Hermanie.- Jack, muszę od ciebie odejść.Duszę się przy tobie.Nie chcę cię opuszczać, nie na zawsze.Kocham cię, ale doprowadzasz mnie do szaleństwa.Od chwili gdy znalazłeś ten budynek, stałeś się gorszy niż kiedykolwiek.O czym ty bez przerwy opowiadasz? Jak znajdziesz fundusze, jak oczyścisz basen kąpielowy, jak zawiadomisz wszystkich w warsztacie, że myślisz o jego sprzedaniu, jak wypolerujesz marmury, jak zerwiesz dach.Jack, dłużej tego nie potrafię znieść.Jack chwycił ją za nadgarstek.- Maggie, na litość boską, czy zechcesz posłuchać?- Velma czeka.- Posłuchaj mnie, na rany Chrystusa! Wyrwała mu rękę.- Wysłuchiwałam cię przez całe lata, Jack.Nie wynikało z tego nic dobrego, a teraz jest jeszcze gorzej.Jeśli chcesz stworzyć ten.ten hotel wczasowy, czy jak go tam nazywasz, to proszę bardzo, buduj.Ale nie oczekuj, że ja i Randy będziemy cierpieć z tego powodu.Żyj własnym życiem! Rób to dalej! Ale nie oczekuj, że będę z tobą żyła! Jesteś zbyt cholernie marnym człowiekiem, zbyt cholernie opętanym i zbyt cholernie wszystko! I spałeś z Karen, no nie?- Co? - ryknął na nią Jack
[ Pobierz całość w formacie PDF ]