Podobne
- Strona startowa
- Choroby zakazne zwierzat domowych z elementami ZOONOZ pod red. Stanislawa Winiarczyka i Zbigniewa GrÄ dzkiego
- (25) Niemirski Arkadiusz Pan Samochodzik i ... Skarby wikingów tom 1
- (37) Sebastian Miernicki Pan Samochodzik i ... Wilhelm Gustloff
- (57) Niemirski Arkadiusz Pan Samochodzik i ... Złoty Bafomet
- (29) Miernicki Sebastian Pan Samochodzik i ... Kaukaski Wilk
- Professional Feature Writing Bruce Garrison(3)
- Chmielewska Joanna Slepe szczescie (2)
- Albert Camus Upadek
- R 26 07 (5)
- Grisham John Lawa przysieglych (5)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- commandos.opx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- A masz! A masz! - powtarzała.- Nie będziesz mnie nazywał wariatką.I właśnie na tę scenę nadjechało drogą przez las milicyjne auto.Wyskoczył z niego oficer z wąsikami, ten sam, który nas przesłuchiwał w Malborku.- Panowie, panowie - rzekł z dezaprobatą.- Wprawdzie jest to przestępca, ale czy godzi się walić go ścierką?- To nie jest ścierka, tylko fartuch - tłumaczyła slę gospodyni.- Wszystko jedno: ścierka czy fartuch.Ale nie godzi się tak, nie godzi.Zręcznymi ruchami rozplątywał supły na więzach Kozłowskiego, po czym założył mu na ręce kajdanki.- Pański przyjaciel bardzo wiele interesujących szczegółów opowiedział nam o panu.Wymagają one pewnych wyjaśnień.Więc pan chyba sam rozumie, że będę musiał pana zabrać ze sobą.Kozłowski nie opierał się, gdy milicjant wskazał mu miejsce w samochodzie.Wsiadł potulnle, nie obdarzywszy nas ani jednym spojrzeniem.- A państwo - zwrócił się do nas oficer - otrzymają specjalne wezwania celem złożenia dodatkowych zeznań na okoliczność przestępstw dokonanych przez Kozłowskiego.Co zaś tyczy zegarka złotego i broszki z brylantami, panna Petersen musi się po nie stawić osobiście w Komendzie Wojewódzkiej w Gdańsku.Otrzyma je tam za pokwitowaniem.Odjechali.Kapitan Petersen skoczył do swej przyczepy i wyniósł z niej butelkę koniaku.- Wypijemy strzemiennego! My także zaraz odjeżdżamy.Najpierw do Gdańska, a potem do Warszawy.Stamtąd zaś do Paryża i dalej, do zatoki Matanzas.Wydobywanie złota ze starych galeonów to lepszy interes niż szukanie skarbu templariuszy.Karen nic się nie odezwała.Ale zdaje się, że podzielała zdanie swego ojca.- A my? - spytał Wilhelm Tell.- Zwijamy obóz - powiedziałem.- Odprowadzimy Petersenów aż do drogi na Gdańsk.W południe mała kawalkada wozów opuszczała wioskę Kortumowo.Na przedzie jechał lincoln z przyczepą, a z tyłu mój śmieszny wehikuł.Chłopcy i Ewa pocieszali się, jak mogli.- To nic, że nie znaleźliśmy skarbów - mówił Sokole Oko.- Najważniejsze, że przeżyliśmy kilka pięknych przygód.Nie chodziło o skarby, tylko o przygodę, prawda, panie Tomaszu?- Tak jest - skinąłem głową.- Dowiedzieliśmy się także sporo o zakonach rycerskich, o Jaćwingach - mówił Tell.- Gdy w szkole będziemy mieli lekcje o Krzyżakach, natychmiast przypomną mi się korytarze w zamku malborskim i pan Samochodzik zamknięty w celi Kiejstuta.- A ja - rzekła Anka, która siedziała obok mnie - mam materiał do reportażu o wariatach poszukujących skarbu.I o oszuście, co ich za nos wodził.Zakończy ten reportaż scena aresztowania oszusta i zdanie: „Tam skarb twój, gdzie serce twoje”.Ciekawam, gdzie pan zostawił swoje serce, panie Tomaszu.Może w samochodzie, który jedzie przed nami?Odpo wiedziałem:- Niech się pani nie śpieszy z pisaniem zakończenia, pani Anko.- Co pan chce przez to powiedzieć? - zapytała i trochę zarumieniła się.Nie zdążyłem nic wyjaśnić.Oto zobaczyliśmy szeroko rozlaną Wisłę i ogromny most.Na wysokiej górze widniało malownicze miasto Chełmno.Tu pożegnaliśmy się.Petersenowie pojechali do Gdańska, umawiając się ze mną na spotkanie w Warszawie.A ja, chłopcy, Ewa i Anka pojechaliśmy do Chełmna.Zostawiłem ich w samochodzie na rynku, a sam wszedłem do urzędu pocztowego i poprosiłem, aby połączono mnie telefonicznie z pewnym wysoko postawionym urzędnikiem w Muzeum Narodowym.Rozmowa nasza trwała dość długo.Wreszcie opuściłem pocztę i zasładłem za kierownicą wehikułu.- A teraz dokąd? - spytała Anka.- Do Kortumowa - odpowiedziałem.- Po co? - zakrzyknęli zdumieni chłopcy.- Jak to: po co? Po skarby - uśmiechnąłem się.Anka wzruszyła ramionami.- Pan jest jednak większy wariat, niż przypuszczałam.I znowu zobaczyliśmy Kortumowo, małą włoskę nad jeziorem.Na ogromnych topolach obok starego kościółka unosiły się z krakaniem stada czarnych wron.Scieżką do plebanii szedł powoli proboszcz, a w ogrodzie księżym, na sznurku między jabłoniami, jego gospodyni rozwieszała białe obrusy kośielne.Cichy, malowniczy zakątek, duża tafla jeziora z białymi plamkami dzikich łabędzi.Dookoła zaś zieleń szuwarów i brzegów porosłych trawą i lasem.A przecież właśnie tutaj, do tej maleńkiej wioski, wiodły nici splątane przed kilkoma wiekami tragicznym losem Jakuba de Molaya, ambicjami wielkiego mistrza Zygfryda von Feuchtwangen, który tu chciał wznieść stolicę Cor Tuum, Wernera von Orseln, zamordowanego w drzwiach kościoła w Malborku.„Tam skarb twój, gdzie serce twoje” - wyrył Feuchtwangen na złotym krzyżu darowanym de Molayowi.Pomyślałem:,,Moje serce jest zawsze tamf gdzie p r z y g o d a”.ZAKOŃCZENIEByło ciepłe, słoneczne przedpołudnie.Siedzieliśmy z Karen w kawiarni-ogródku Hotelu Europejskiego w Warszawie.Piliśmy kawę.Na przegubie ręki Karen widziałem znowu jej złoty zegarek, a na bluzce broszkę z brylantami.- Ojciec mój chce koniecznie, abym wzięła udział w jego nowej wyprawie - mówiła.- Ale wydobywanie złota z zatopionych statków to nie jest zajęcie dla mnie.Grzebanie w starych galeonach wydaje mi się nudne, wymaga ogromnej siły fizycznej i cierpliwości.Maszyny wydobywają wraki z mułu, potem setki razy trzeba schodzić pod wodę, aby penetrować rozlatujące się kadłuby.Mnie natomiast interesuje tylko to, co kryje w sobie zagadkę dla intelektu.Spostrzegła, że przyglądam się jej broszce.- Tak - przytaknęła moim myślom - wczoraj składałam zeznanie w związku z aresztowaniem Kozłowskiego i tego drugiego osobnika.O Boże, jakże byłam naiwna słuchając jego rad.Pocieszam się tylko, że pan także dał się nabrać na jego oszustwo.- To dlatego, że bardzo go nie lubiłem.Od samego początku wydał mi się ogromnie niesympatyczny.Odsuwałem jednak od siebie podejrzenia, gdyż lękałem się, że wynikają one z moich uprzedzeń względem jego osoby.On miał tę wyższość nad naml, że uczestniczył we wszystkich naszych naradach, znał każdy nasz krok i nasze plany.Wtedy gdy dostrzegłem dymek ulatujący z wysepki w trzcinach na jeziorze Miłkokuk, przecież widziałem Kozłowskiego płynącego kajakiem właśnie z tamtej strony.Ale ani wtedy, ani potem nie chciałem przypuszczać, że obydwa fakty mają ze sobą jakiś związek.I że Kozłowski po prostu kontaktuje się z włamywaczem.Czy pani wie, że on chciał mnie zabić?- Zabić?.- Historia, która zdarzyła się na pięćdziesiątym kilometrze, przekonała Kozłowskiego, że jestem bardziej niebezpieczny, niż mu się to z początku wydawało.Parokrotnie o mało nie pokrzyżowałem mu planów.Gdyby pani miała więcej zaufania do mnie, nie udałoby się chyba żadne z jego oszustw.Więc próbował mnie unieszkodliwić.- Kiedy to było? Nic pan o tym nie mówił.- powiedziała w zamyśleniu.- Pani opuściła się po linie w głąb studni, a ja pośpieszyłem za panią, bo obawiałem się, że wpadnie pani w pułapkę templariuszy.I wtedy on przeciął linę, na której wisiałem.A potem z góry rzucał na mnie ciężkie głazy.Karen zmrużyła oczy, jak wówczas, gdy podejrzewała, że ją oszukuję.- Mister Samochodzik - rzekła - w jaki sposób wyszedł pan ze studni?Wzruszyłem ramionami:- Harcerze mnie odnaleźli i wyciągnęli.Pokręciła głową:- Pan nie umie kłamać, mister Samochodzik.Pan coś kryje przede mną.Niech pan powie prawdę: pan wie, gdzie są skarby templariuszy.Ale pan nie chce mi o tym powiedzieć, bo pragnie mi pan oszczędzić przykrości.Ja przecież tak bardzo chciałam je odnaleźć.Zrobiło mi się żal Karen.- Nie, nie, to nieprawda.Nic nie wiem o skarbie.- wykręcałem się.- Proszę być szczerym - zawołała, chwytając mnie za rękę.- Chcę wszystko wiedzieć.Tam był drugi korytarz? Niżej?- Tak.- Dziś rano właśnie o tym pomyślałam.Idąc na spotkanie z panem, chciałam zaproponować panu powtórny wyjazd do Kortumowa.Ale pan już tam był
[ Pobierz całość w formacie PDF ]