Podobne
- Strona startowa
- Michael Judith cieżki kłamstwa 01 cieżki kłamstwa
- McNaught Judith 01 Raj
- Michael Judith cieżki kłamstwa
- Judith McNaught Raj
- McNaught Judith Raj
- Judith McNaught Doskonałoć
- Harry Potter I Kamien Filozofic
- Chmielewska Joanna Najstarsza prawnuczka
- Lumley Brian Nekroskop I
- Samba (5)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- alu85.keep.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Znala-zła się na zewnątrz, zanim się połapał.Oddalała się wielkimi krokami od budynku, usiłując opanować iryta-cję, kiedy.znowu to uczucie!Znów ten potężny dreszcz!To niesamowite wrażenie, że ktoś jej się przygląda, od czego aż ciarkiprzeszły jej po plecach!Zwolniła kroku, niemal wbrew woli odwróciła głowę i uniosła oczy dogóry na piąte piętro, automatycznie szukając tego samego okna, którezwróciło jej uwagę poprzednim razem.Stanęła zaskoczona.Tam! Niewidzialna, jeżeli nie wiedziało się, gdziepatrzeć, pamiętna blada twarz.Jej!- Klosters, niech mnie.! - wykrzyknęła cicho Kenzie.Lila Pons.To musiała być ona.Ukryta za zasłoną, w turbanie na gło-wie, stała, podpierając dłonią łokieć drugiej ręki i paląc papierosa.Na ułamek sekundy dzieląca je odległość skurczyła się i oczy obu ko-biet się spotkały.Potem, zanim Kenzie zdążyła zareagować, eteryczna sylwetka cofnęłasię w cień.Zasłona opadła - okno było puste.Przedstawienie się skończyło, pomyślała Kenzie sardonicznie, i ruszy-ła dalej.Już i tak straciła za dużo czasu.- Ostateczne zaciemnienie kadru z panią Turner - wymamrotała po-nuro.- Cięcie i.do druku!49.- Co mogło zaszkodzić poczciwym, staroświeckim kawiarniom? -westchnął smutno Charley.Było wczesny piątkowy wieczór i w Seattle Bean na Second Avenue -w jednej z jakichś ośmiu tuzinów kafejek, które przez jedną chyba nocwyrosły wszędzie na Manhattanie - pełno było młodych, poubieranychna sportowo ludzi.- Kawa im zaszkodziła - odpowiedziała Kenzie.- Tak, ale to? Zemsta Seattle, ot co.Kenzie, siedząc na stołku naprzeciw niego, powoli przekopywała sięprzez kawałek ciężkiego czekoladowego ciasta i popijała cappuccino.- Temu miastu przydałby się zakaz proliferacji.Dla takich kafejek.- A mnie się zawsze zdawało, że wy, Włosi, lubicie dobrą kawę.- Dobra kawa - odparł - nie musi kosztować po trzy zielone za fili-żankę.Kenzie ukroiła sobie widelczykiem odrobinkę ciasta, nabiła je, pod-niosła do ust i w zwolnionym tempie zaczęła przeżuwać.- Niebo w gębie - westchnęła, przymykając w ekstazie oczy.- Tyle kosztuje, że powinno być.- Charley, usiłuję cieszyć się tymi kaloriami.Zostaw więc w spokojuswoją obsesję na punkcie oszczędności i zmieńmy temat.- Okay.- Złożył ręce na malutkim stoliku.- Po coś mnie tu przywlo-kła? Powiedziałaś, że chcesz o czymś porozmawiać.Kenzie odłożyła widelczyk, otarła sobie delikatnie usta serwetką i wy-piła łyczek cappuccino.- Chciałam - potwierdziła.- Powiedziałaś też, że nie chcesz o tym mówić przez telefon.Ani przykolacji.Ani w domu.Skinęła głową.- Tu również masz rację.- No to rozmawiaj.Zaczerpnęła powietrza.- Są takie kobiety - zaczęła powoli - które niewątpliwie poczułyby siędowartościowane przykładem cromagnońskiego zachowania mężczyzn.Ja, jak wiesz, do nich się nie zaliczam.Charley popatrzył na nią zdziwiony.- Mówisz do mnie w suahili, czy jak?Kenzie pochyliła się do przodu.- Mówię o walce na pięści - odrzekła cicho.- O biciu się na szkolnychpodwórkach. Wyjdziesz ze mną na zewnątrz, koleś? O tego typu spra-wach.- Kenzie, o czym ty, do cholery, mówisz? - zapytał ze znużeniemCharley i potarł czoło.- Mówię o twoim temperamencie.Mówię o twojej szaleńczej zazdro-ści.Mówię o tym, że użyłeś brutalnej siły fizycznej.- Powtórz no to wszystko?- Słyszałeś mnie.- Tak, słyszałem.Ale może bym coś zrozumiał, jakbyś przestała mó-wić zagadkami!- W porządku.- Kenzie przez chwilę zbierała myśli.- Chodzi mi -oświadczyła sztywno - o Hannesa.- Och, tak.Wedle mojego rozumienia, palisz świeczkę z obu końców.- Charley, to z kim ja się widuję czy też nie widuję, to moja prywatnasprawa.Nie daje ci to żadnego prawa do pobicia tego kogoś.- Przepraszam cię? - Miał szczerze ogłupiałą minę.- I nie nabierzesz mnie na tę swoją minę niewiniątka - powiedziałsurowo.- Oboje wiemy, że to zrobiłeś.- Niech mnie diabli, jak wiem! - warknął Charley.- Nie podnoś głosu! - syknęła.- Wystarczy już, że przyłożyłeś Hanne-sowi.- Co zrobiłem? - Wytrzeszczył na nią oczy.- Chryste, Kenz! A tobieskąd coś takiego przyszło do głowy?- Powiedzmy, że mam tę informację z dobrego zródła - odpowiedzia-ła sztywno.- Bóg mi świadkiem, Kenz, przysięgam, że palcem tego sukinsyna nietknąłem!Kenzie ciężko westchnęła.- A ja - zapytała spokojnie - mam ci uwierzyć?- Do diabła, tak! - Wpatrywał się w nią gorącym wzrokiem.- Wie-rzysz mi, nie?Kenzie nie odpowiedziała.- Niech to szlag! - Przegarnął sobie włosy palcami i zamyślił się.-Pewno powinienem za to podziękować Blondasowi.- Charley, naprawdę nie ma potrzeby wymieniać nazwisk.- Cholera jasna! Facet, z którym chodzę na patrole, udaje, że jeste-śmy tacy kolesie od serca.Tymczasem przyprawia mi rogi, a do tegowszystkiego leci do ciebie i opowiada jakieś bajeczki.Zaczynam żałować,że go nie stłukłem na dobre!- On mówi, że stłukłeś - powiedziała spokojnie.Charley nie mógł uwierzyć własnym uszom.- A ty się na to dałaś nabrać?- Ujmijmy to w ten sposób: nie mogę powiedzieć, że mu nie wierzę.Patrzył na nią z niedowierzaniem.- Coś takiego! Znasz mnie od lat, a tu nagle pojawia się Blondas itrzask! wierzysz jemu, a nie mnie!Doprowadzona niemal do rozpaczy Kenzie znowu westchnęła.- No to dlaczego - zapytała - masz całe kostki u rąk posiniaczone ipodrapane?- O to chodzi? - zapytał Charley, podnosząc dłonie do góry.- To misię zrobiło, jak się wywaliłem.- Wywaliłeś się?- Cholera, wyobraz sobie, że właśnie, się wywaliłem! Jak się dowie-działam, że ten facet cię bzyka.- Niech ci będzie - odpowiedziała ugodowo.- Ale to Hannes ma pod-bite oko.- No, na twoim miejscu przestałabym się z tym skurwielem widywać.- Charley popatrzył na nią chytrze.- Czy nie przyszło ci kiedyś na myśl,że on może być niebezpieczny?- Daj spokój, Charley - Kenzie poczuła się rozbawiona.- Biorąc poduwagę fakty, wydaje mi się, że raczej tobą powinnam się martwić.- Chryste, nigdy nie przestaniesz?Kenzie milczała.- To po coś mnie tu przywlokła? %7łeby wypić filiżankę cap-pu-cci-no iwciskać mi kit?- Charley - powiedziała dobitnie - nie wciskam ci kitu.Chcę, żeby-śmy porozmawiali jak ludzie cywilizowani.- O!- A także pomyślałam sobie, że czas już, żebym ustanowiła pewne za-sady.- Zasady? - zapytał podejrzliwie.- Jakie zasady?- Zasady Kenzie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]